wtorek, 29 września 2015

Przepraszam

Przepraszam Was za to, co za chwilę przeczytacie.
"Zawieszam" bloga. Nie mam ostatnio zbyt dużo wolnego czasu, a jak mam to za chwilę znów go nie ma. Ale obiecuję, niedługo wrócę.
I nie wiem jak będzie z drugim blogiem (Kiedy spotykają się dwa odmienne światy),tam mam już pozaczynane jakieś notki, więc może coś będzie się pojawiać.
Oczywiście możecie mi pisać o nowościach u Was :)
Pozdrawiam Was ciepło <3

sobota, 19 września 2015

ROZDZIAŁ 45

Całą noc chciało mi się tańczyć i śpiewać z radości. Nie wiedziałam co zrobić ze sobą, więc poszłam do sali tanecznej i włączyłam "Stayin' Alive" Bee Gees. Uwielbiałam tą piosenkę. Była taka rytmiczna.. Nucąc pod nosem rytm utworu, układałam nowy układ taneczny. Spojrzałam w lustro, a tam..
-Michael! - Mike siedział w kącie skulony i zwijał się ze śmiechu - Uważasz, że w ciąży zrobię to lepiej? Pogadamy za kilka miesięcy!
-Doprawdy? Pobijesz mnie? - zaakcentował ostatnie słowo, podkreślając je.
-Ciebie? A kim Ty jesteś? - zadrwiłam, kładąc dłonie na biodrach.
-Ja? - wstał i podszedł do mnie od tyłu. Objął mnie w talii - Królem..
-Udowodnij - odsunęłam się do niego i skrzyżowałam ręce na piersiach.
Popatrzył na mnie i podszedł do wieży. Zmienił płytę i już po chwili słyszałam słynne "Billie Jean".
-Nie! To nie fair! Znasz to na pamięć! - podbiegłam do wieży i wyjęłam płytę. Szukałam czegoś innego, czegoś, czego nie będzie umiał zatańczyć..
-Może to..Nie.. To? - spytałam bardziej siebie niż jego. W ręce miałam singiel Madonny "Hung up".
-Serio?
-Serio.
-Jessy, ja to znam chyba na pamięć..
-Wiec pokaż co potrafisz.
Michael już do pierwszych taktów poruszał się z taką taneczną gracją, lekkością, zwinnością i.. No właśnie. Nie potrafię tego nawet opisać. Ma ten talent. Jest najlepszy! Ale przecież mu tego nie powiem..
-Oj, chyba straciłeś tą swoją "moc".. - udałam westchnienie, a on szeroko otworzył oczy.
-Nie.. Muszę poćwiczyć.. Przecież za rok muszę jechać na trasę koncertową.. Nie.. - złapał się za głowę i chodził po sali - Nie..
Ne wytrzymałam. Zaczęłam cicho chichotać, a Mike patrzył na mnie jak na zbiega z zakładu psychiatrycznego.
-Co jest? No ej, co jest?
-Na żartach się nie znasz?
-Jakich żartach? - spytał, marszcząc przy tym zabawnie brwi i czerwieniąc się, odgarnął czarne włosy opadające mu na twarz.
-Przecież wiesz, że jesteś najlepszy, głuptasie ty! - posłałam mu sójkę w bok.
Zaczerwienił się jeszcze bardziej.
-Uciekasz wzrokiem.. - stwierdziłam dumna z siebie. Takiego efektu chciałam - Wstydzisz się..
-Oh Jessy, jesteś taka niemądra..
-Ja?.. - wiedziałam, że teraz on chce mnie w coś wrobić. Ja tak łatwo się nie dam!
-Przecież wiesz o co mi chodzi.. - powoli zbliżał się do mnie i rozbierał mnie wzrokiem.
-Michael..
-Potrafisz rozpalić do czerwoności..
Teraz on rozpalił do czerwoności moje policzki! O czym on myśli? Zboczeniec..
-Nie ma lepszej od Ciebie.. Jesteś boginią seksu.. - podszedł jeszcze bliżej, a moja twarz zamieniła się w buraka.
Położył mi jedną rękę na ramieniu, a drugą na talii. Przysuwał swoje usta do moich, a moje ciało delikatnie pchał pod ścianę. Poczułam, jak zahaczam o coś kostką i w jednej chwili tracę grunt pod nogami. Poleciałam do tyłu i upadłam na twarde płytki. Michael leżał nade mną i chichotał.

-Co? Przez twoje fantazje seksualne mam obite całe plecy i kość ogonową! - po tych słowach Michael jeszcze bardziej zaczął się śmiać. 
Zepchnęłam go z siebie i usiadłam, podpierając się rękoma. Dźwignęłam się i spróbowałam wstać. 
-O mój Boże... - złapałam się za tyłek i westchnęłam głośno. Miałam niemiłosiernie zbitą kość ogonową. Ból był okropny - Za to nosisz mnie na rękach do końca dnia!
Mike zwijał się ze śmiechu, a ja z bólu. 
-Nie śmiej się tak, Ty pacanie! - krzyknęłam, śmiejąc się sama z siebie -Faktycznie, boki zrywać... 
Ku mojemu zdziwieniu Mike podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Objęłam jego szyję i spojrzałam w jego oczy. 
-Pamiętasz dzień, w którym Cię poznałam? 
-Jasne! Jak mógłbym zapomnieć? To jedne z najważniejszych dni z naszego życia!  
-Tak miło mi się zrobiło, kiedy o tym myślę.. 
*****************
Leżeliśmy już w łóżku w pozycji "na łyżeczkę". Czułam oddech Michaela na swojej szyi. Ciepłymi opuszkami palców gładził moje biodra i talię. Wspominaliśmy wszystkie wspólne chwile. 
-Wiesz co? - zaczął, zmieniając temat. 
-Mhm? 
-Może byśmy popłynęli w rejs. Co o tym myślisz?
-Nie jestem pewna.. 
-Dlaczego? 
-No.. Gdybym musiała jechać do lekarza czy coś.. 
-Możemy zabrać jakiegoś ze sobą, jeśli chcesz. 
-Zastanowię się, dobrze? 
-Oczywiście, Księżniczko - cmoknął mnie w policzek. 
-Mickey? 
-Tak? 
-Kocham Cię.. 










*Przypominam, iż jest to opowiadanie fikcyjne i wszystkie fakty i mity historyczne nie muszą się zgadzać. Nawet daty wydania piosenek Michaela, jego tras koncertowych i innych szczegółów. Więc proszę o zrozumienie, jeśli nie wszystko do końca się zgadza :)*

Podoba się Wam?
Wena mnie nawiedziła.. Ale zabrakło jej na następny rozdział :( więc nie wiem kiedy się pojawi ;c
Cały czas chodzę taka szczęśliwa.. Pierwszy raz w życiu! Serio! Wszystko dzięki mojej siostrzyczce :)

wtorek, 8 września 2015

ROZDZIAŁ 44

-Księżniczko, wszystko będzie dobrze - pocieszał mnie, gdy jechaliśmy na zabieg usunięcia płodu. Trzymał ciepłą dłoń na moim udzie. Bałam się okropnie, ręce mi drżały, a oczy łzawiły. Przez cały czas obwiniałam za to siebie, bo przecież czyja inna wina to jest? Oczywiście, że moja! 
W nocy miałam okropne sny. Budziłam się z krzykiem. 
Pojechaliśmy pod szpital. Michael popatrzył na mnie swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami i posłał mi ciepły uśmiech. Wiedziałam, że cierpi tak samo jak ja i wszystkie uczucia i emocje się w nim kotłują. 
-Jessy, to chyba nie koniec świata..
"Kłamiesz!' krzyknęłam w myślach. Jak on może udawać, że nic się nie stało? Jak?.. Nienawidzę go! 
Odwróciłam głowę, żeby na niego nie patrzeć. 
Pogoda za oknem nie odzwierciedlała mojego stanu. Słońce świeciło mocno, od kilku dni przekraczając granicę wytrzymałości tego gorąca. Słońce, ciepło - pewien "symbol" szczęścia, radości.. 
Wysiadłam s samochodu, trzaskając nerwowo drzwiami. Bałagan, zamieszanie - to tylko pojedyncze słowa, które opisywały, co się we mnie działo. 
W chłodnej recepcji czułam się o wiele lepiej. Usiadłam na krześle, wiedząc, że czeka mnie długie oczekiwanie na recepcjonistkę. 
Michael zadzwonił małym dzwoneczkiem, który znajdował się na blacie. Nikt się nie zjawił. Kolejny raz i kolejny.. 
-Cholera jasna! - ryknął. 
Nie spodziewałam się po nim takiego słownictwa... 
-Michael.. -skarciłam go cicho, że chyba nawet tego nie usłyszał. 
Zza ściany wyszła średniego wzrostu kobieta, brunetka, w białym fartuchu.
-W czym mogę pomóc? - spytała znudzonym głosem. 
-My przyszliśmy na.. 
-O, już państwo są. Zapraszam do gabinetu - odezwał się mężczyzna, który właśnie się przed nami pojawił. 
Wstałam i podeszłam do Michaela. Ten złapał mnie za rękę i weszliśmy do środka. Biało-błękitne ściany, biurko i łózko to typowe wyposażenie gabinetu lekarskiego. 
Staliśmy na środku pomieszczenia, a doktor notował coś w swoim notesie. Nie odezwał się żadnym słowem, tak samo jak mój mąż.
-Za chwileczkę przejdziemy do gabinetu obok, gdzie wykonamy jeszcze badanie USG - powiedział, nie przerywając pisania. Miałam ochotę na niego krzyczeć. Czy on nie wie jak ja się czuję? Czy on jest tylko robotem?
-Ma pan dzieci? - spytałam obojętnie, wlepiając obojętnie oczy przed siebie.
-Yy.. Mam.. - odpowiedział, myśląc, że chyba się przesłyszał i po raz pierwszy patrząc na mnie.
-Jak by się pan zachował, gdyby się pan dowiedział, że pan je stracił? - Michael spojrzał na mnie nie wiedząc, co ma robić. Udałam jednak, że go nie widzę.
-Nie wiem.. - mężczyzna był coraz bardziej zdezorientowany.
-Nie wie pan? Jak pan może? Jakim pan jest ojcem? - nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wtuliłam się w ramię Michaela, a on pogłaskał mnie po głowie.
-To ja.. Zapraszam na badanie, żeby się upewnić.. - powiedział cicho i zaprowadził nas za drzwi obok, gdzie już wszystko było przygotowane.
Tak, jak za każdym razem położyłam się na twardym, szpitalnym łóżku. Podwinęłam bluzkę, a lekarz posmarował moje ciało zimną mazią. Powoli przesuwał urządzenie po mojej skórze.
-Niemożliwe.. - westchnął.
-Czy coś nie tak, panie doktorze? - spytał Michael.
-Niemożliwe.. - powtórzył - Proszę tu zaczekać - nakazał.
Zostałam na swoim miejscu patrząc w sufit z nadzieją, że jednak..
Lekarz po chwili wrócił razem z inną kobietą.
-Kelly, zobacz - powiedział do niej - Widzisz to samo co ja?
-Mhm.. - z jej ust wydostał się tylko cichy dźwięk.
-To znaczy tylko, że..Państwa dziecko..żyje - spojrzał na nas.
Michael uśmiechnął się szeroko. Ja siedziałam przetwarzając zdarzenia z ostatnich dni. Najpierw dowiaduję się, że dziecko nie żyje, cierpię i obwiniam za to siebie przez ponad trzy tygodnie, a teraz.. Teraz dowiaduję się, że jednak "jest" tu z nami.. Uśmiechnęłam się.
-Jessy.. - Michael przytulił mnie, chowając twarz w moich włosach.



 ************************
-Pierwszy raz od prawie miesiąca się uśmiechnęłaś - powiedział Mike, kiedy siedzieliśmy w naszym domku na drzewie.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę.. - westchnęłam, szczerząc się jak małe dziecko - Myślałam, że.. że to koniec. Nie wiedziałam co będzie z nami. Myślałam, że nie będziesz mnie chciał..
-Jessy, ja zawsze będę Cię chciał..
-Nawet za 20 lat?
-No, za 20 lat będę kochał kogo innego - skwitował, a ja popatrzyłam na niego przerażona.
-Kogo?
-Naszą córkę - cmoknął mnie w policzek - A Ty myślałaś, że co?
Uniosłam delikatnie swoje ramiona na znak mojej "niewiedzy". Odkąd go poznałam nic się nie zmienił. Zawsze uroczy, romantyczny i.. dziecinny.












Droga Alex! Żyję, żyję! Nie wstawiałam postów, bo nie miałam internetu, a teraz, gdy już mam internet urodziła mi się siostrzyczka ;-; .. Nawet nie wiecie jak się cieszę! Ale trzeba latać tak szkoła-dom-szpital..
Przepraszam za tą przerwę. Nie chcę się Wam tłumaczyć, bo mi głupio, ale chyba rozumiecie.. Jak napisałam wyżej, urodziła mi się siostrzyczka, więc trzeba robić różne rzeczy, za zawozić do szpitala, do tego początek roku, muszę się postarać, a już miałam dwa sprawdziany..
I do tego ta długość (raczej krótkość) notki..
Przepraszam bardzo ;c
A wiecie, że jest tu już 6141 wyświetleń?

sobota, 29 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 43

Kolejny tydzień spędziłam przy Michaelu na łóżku szpitalnym. Wiedziałam,  że strata dziecka zawołała go tak samo mocno, jak mnie. Zaprzyjaźniłam się z Jennifer. Dzwoniłyśmy do siebie codziennie. Fani przysłali kartki do Michaela z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia i na scenę,  a mi z kondolencjami. Każda taka kartka wywoływała kolejną porcję bólu. Przez cały czas czułam coś w rodzaju kopania dziecka,  ale byłam pewna, że to tylko złudna nadzieja wywołana tęsknotą.
-Michael,  jak się czujesz? - spytałam chyba po raz setny tego dnia.
-Dzień dobry Państwu - przywitał się lekarz,  wchodząc do nas bez pukania - Mam dobre wieści.
Spojrzeliśmy na niego błagalnie.
-Będzie Pan mógł wyjść już dziś wieczorem - uśmiechnął się i zapisał coś w notesie.
Michael wstał z łóżka i zaczął chodzić po sali. Nie odzywał się,  tylko patrzył przed siebie.


****************
Kiedy wychodziliśmy ze szpitala,  czekała na nas masa fanów. Michael miał na głowie czapkę,  która chociaż w pewnym stopniu zakrywała jego opatrunki. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i zobaczyłam... Filipa. Udałam,  że go nie zauważyłam i szłam przed siebie. Nie chciałam na niego patrzeć. Jednak on nie dał za wygraną.
-Jessy, proszę wróć do mnie - powiedział,  nie zwracając uwagi na Michaela. Zignorowałam to, a on powiedział ciche - Kochanie...
Nie wytrzymałam. Dostał "z liścia".
-Nie waż się tak do mnie mówić - warknęłam - Jak byś nie zauważył, jesteś przeszłością. Teraz mam męża, który mnie kocha, a ja kocham jego. Więc lepiej zostaw nas w spokoju!
Chyba podziałało. Chociaż.. Odszedł od nas z złośliwym uśmieszkiem. Ale znowu coś we mnie pękło. Nim dobiegliśmy do samochodu, rozpłakałam się na dobre. Wtulona w ramię Michaela, próbowałam się opanować.
Kiedy wróciliśmy do domu, Michael poleciał po coś do garażu,  a mi kazał zaczekać. Po chwili ujrzałam go z białą chusta w dłoni. Już wiedziałam co to oznacza... Zawiązał mi nią oczy i prowadził. Nawet nie wiedziałam gdzie. Szłam posłusznie trzymając jego rękę.
-Księżniczko.. - zaczął, rozwiązując chustkę - Chciałem Ci pokazać wcześniej, ale przez ten wypadek nie mogłem..
To, co zobaczyłam, niemal zwaliło mnie z nóg. To.. Domek na drzewie! Rzuciłam się Michaelowi na szyję.
-Mickey.. Dziękuję.. Ja nie wiem co powiedzieć..
-Nic nie mów, tylko właź na górę - wyszczerzył się.
Wdrapałam się po drewnianej drabince na górę. Usiadłam na podłodze i przez wejście spojrzałam na Michaela. Wyglądał, jakby o czymś intensywnie myślał.
-Nie wchodzisz? - zapytałam.
Nic nie odpowiedział, tylko złapał się drabinki. Po chwili siedział już obok mnie. Patrzył na mnie tymi czekoladowymi, przepełnionymi smutkiem oczami.
-Mike, co jest? - spytałam. Przecież i tak mogłam się domyślić co jest..
Nie odpowiedział. Spojrzał na mnie, a w jego oczach zbierały się łzy. Znów nie wytrzymałam. Schowałam głowę, a Mike przytulił mnie. Dlaczego to tak bardzo boli?
Z kieszeni usłyszałam spokojny dźwięk przychodzącego połączenia.
-Halo?
-Jessy..
Tylko usłyszałam ten głos, od razu się rozłączyłam. Czy Filip się nigdy ode mnie nie odczepi? Cisnęłam telefonem o poduszki.
-Kto to? - Michael wyglądał na trochę przerażonego tym co przed chwilą zrobiłam.


-Nic.. - mruknęłam.
-Hej, Jessy - podniósł mój podbródek - Nigdy się tak nie zachowujesz. Nie rzucasz telefonem..
-Filip..
Znowu dźwięk telefonu..
Odebrałam i włączyłam na głośnomówiący.
-Jessy, wróć do..
-Czy nie mówiłem Ci, Ty patafianie, żebyś ją zostawił w spokoju? Czy jedno ostrzeżenie nie wystarczyło?
-Stary, opanuj emocje..
-Oh, zamknij się. Daj Jessy spokój.
-Mojej dupie? Chyba śnisz..
-Przestań tak o niej mówić!
-Bo co mi zrobi groźny Pan Jackson? - wyświetlał cieniutkim głosem.
Michael spojrzał na mnie. Byłam przerażona.
-Jeszcze zobaczysz.
Nacisnął czerwoną słuchawkę.
-Jessy, nie bój się..
-A jeśli on..
-Nie myśl o tym. Nic Ci nie zrobi.
-A jeśli Tobie..
-Nie - przerwał mi - Zatrudnię jeszcze kilku ochroniarzy. Będą wszędzie z nami chodzili, dobrze?
Przytaknęłam. Nie mogłam opanować trzęcących się dłoni.
Wtuliłam się w ramiona mojego Króla i zasnęłam.









Dzisiaj znowu krótko, przepraszam ;c ostatnio jakoś tak nie mam weny na dłuższe rozdziały, jak to było kiedyś. Coś mi się popsuło.. Ale wybaczcie mi, no nie? 
A tak w ogóle dzisiaj jest najpiękniejszy dzień w roku! :D
<3

Happy Birthday Michael!

Wiem, że to nie rozdział i przepraszam, ale no.. Wiecie jaki dziś dzień, dlatego chcę napisać coś z tej okazji :)

Dokładnie 57 lat temu na świat przyszedł Anioł. Anioł, którego z nami już nie ma, jednak w naszych sercach będzie na zawsze!
Michael, Dziękuję Ci za to jak starałeś się zmienić ten świat, jak starałeś się przemówić do ludzi. Pokazałeś mi co to miłość, dobroć, pomoc, siła i wiara. Nauczyłeś mnie jak się nie poddawać i iść dalej. Dałeś mi lekcję, jakiej nie dałby mi nikt inny.
Byłeś za dobry dla tego świata. Dla nas. Nie ma Cię tu, chociaż świat Cię Potrzebuje. Potrzebują Cie Twoje dzieci, rodzina, fani i ja. Ja, nic nie znacząca istota. To Ty dajesz nam siłę i nadzieję na lepsze jutro. Jesteś dla nas wszystkim, ojcem, bratem, wujkiem..
Uczyłeś, cierpiałeś, kochałeś..

środa, 26 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 42

Kiedy obudziłam się następnego dnia,  ciepłe promyki słońca wpadały przez okno do naszego apartamentu. Sądząc po pogodzie,  dzień zapowiadał się cudnie.
Gdy się obróciłam,  zobaczyłam,  że Michaela nie ma obok mnie. Ułożyłam się wygodnie na plecach i próbowałam ponownie zasnąć,  jednak moje próby szły na marne. Usiadłam zrezygnowana na krawędzi łóżka i odruchowo przeczesałam dłonią włosy.
Znudzona opadłam z powrotem. Od jakieś pół godziny słyszałam jakieś odgłosy z łazienki, więc wiedziałam,  że Mike tam jest. Zabrałam z szafy ubrania i założyłam je na siebie.
-Kochanie,  myślałem,  że jeszcze śpisz.. - powiedział lekko zakłopotany Michael.  Stał przede mną w samym ręczniki owiniętym wokół bioder. W odpowiedzi dostał mój chichot.  Nie wiemy, dlaczego tak bardzo mnie to rozbawiło,  ale muszę przyznać,  że wyglądał komiczne.
-Wiesz,  że nie potrafię długo spać.. - odpowiedziałam.
Nagle z jego bioder zsunął się ręcznik, a on stał nagi. Odruchowo odwróciłam się tyłem i zakryłam oczy.
-Kochanie,  wstydzisz się mnie? - poczułam,  jak podszedł do mnie s tyłu i objął w talii.
-Nie.. Po prostu..
-Nie kochasz mnie - powiedział udając obrażonego.
-Michael,  to nie tak - zaczęłam się tłumaczyć.
-Masz kogoś innego? - zaczęłam się zastanawiać czy udaje czy nie.  Pewnie zaraz krzyknie "żartowałem!".
-Przecież wiesz,  że nie! - łzy zbierały mi się w oczach. Czy on wierzy w te plotki?
Przerwało nam pukanie do drzwi.
-Proszę!  - krzyknął Mike.
Do pokoju weszła makijażystka Michael. Miała na sobie czarne glany,  czarne,  obcisłe spodnie i taką samą bluzkę,  na jej ramiona opadały kolorowe włosy.
-Za 15 minut będzie śniadanie - uśmiechnęła się i już jej nie było.
Zabrałam się za swój makijaż. Chciałam, aby był lekki i naturalny,  ale przez to, co powiedział Michael,  nie mogłam się na niczym skupić.


Jakiś czas później w ciszy powędrowaliśmy do restauracji na śniadanie. Nie mogłam nic przełknąć,  a w głowie siedziało mi tylko jedno pytanie.  Czy to koniec? Nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli,  ale...  Bałam się jej.  Nawet nie miałam gdzie wrócić.  Z rodzicami jestem skłócona,  Kate - lepiej nie mówić, babcia - piekło,  dziadek - niestety mieszka z babcią.
*****************
Znów pojechaliśmy na plan.  Tym razem inny. Dziś mieli nagrać film krótkometrażowy,  gdzie głównym bohaterem jest Michael i jego muzyka.
Szłam przy Michaelu jak nieprzytomna. Kiedy ktoś coś do mnie mówił,  musiał powtarzać przynajmniej dwa razy, żebym go zrozumiała. Z trudem ukrywałam łzy, które bez przerwy cisnęły mi się do oczu. A on.. Stał obok mnie obojętnie.
Cały czas siedziałam w garderobie.  Nie chciałam patrzeć co się tam dzieje. W pewnym momencie zauważyłam Jennifer,  makijażystkę, która właśnie tutaj weszła.
-Jessy.. Jessy? Jessy! -za ostatnim razem prawie ryknęła. Dopiero wtedy wyrwałam się z transu,  w którym obecnie byłam.
-Tak?
-Możemy porozmawiać? - powiedziała cicho, siadając przede mną na stole.
"Pewnie będzie chciała rady w sprawie miłosnej" pomyślałam.
-Jasne - starałam się uśmiechnąć i zrobić minę typowej pani psycholog.
-Nie wiem co jest, ale widać,  że między Tobą i Michaelem coś jest - mina momentalnie mi zrzedła. Znowu mi przypomniała...
-To znaczy? - spytałam tak,  jakbym nie wiedziała o co chodzi.
-Jessy,  wiesz o co mi chodzi... Od rana się do siebie nie odzywacie, nie siedzicie razem,  Ty płaczesz po kątach - chciałam coś powiedzieć,  ale mnie uciszyła - Michael nie radzi sobie na scenie..
-Takie sprzeczki małżeńskie.. - puściłam jej oczko.
-Jessy...
-Dobra.  Chcesz znać prawdę?  Więc zaczęło się tak.. - odpowiedziałam jej całą historię. Dziewczyna zarumieniła się delikatnie,  gdy powiedziałam o tym, jak Michael został bez ręcznika.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć..  Nigdy nie byłam dobra w radach,  ale..  Może to przeczekaj? Czas pokaże,  czy Michael uwierzy w prawdę - uśmiechnęła się i ścisnęła moją dłoń - A może teraz zobaczysz co się w ogóle dzieje?
Wyszliśmy z garderoby i powędrowałyśmy w kierunku sceny,  na której Michael ukazywał swój talent. Ale chyba mnie nie zobaczył..
Patrzyłam na niego z coraz większym uśmiechem i czułam,  jak wzrasta we mnie poczucie dumy. W jednej chwili zauważyłam jak ogień buchnął,  podpalając włosy Michaela. Kilku ochroniarzy pobiegło na scenę, ale on ich odpychał. Nogi się pode mną ugięły,  a ja upadłam na ziemię. Poczułam,  jak odlatuję,  zostawiając swoje ciało.
****************
Powoli otwierałam oczy,  widząc oślepiającą biel. Leżałam na jakimś łóżku,  prawdopodobnie w szpitalu.  Obok mnie na krześle,  siedziała przerażona Jennifer.
-Cześć - powiedziałam słabo,  wykrzywiając kąciki ust.
-O matko, Ty żyjesz! - wrzasnęła,  gestem ręki wołając lekarza.
-A co Ty myślałaś?
-Jak się pani czuje? - spytał wysoki,  niebieskooki blondyn.
W tej chwili jakiś okropny ból przeszył moje podbrzusze. Jęknęłam, zwijając się. -Co się dzieje? - spytał lekarz,  z gotowością udzielenia pomocy. Nie odpowiedziałam. Nie mogłam - Boli?
Pokiwałam głową. Zabrali mnie do innej sali. Tam zrobiono mi USG podbrzusza. Jennifer przez cały czas była obok mnie.
-Gdzie jest Michael? - spytałam,  gdy z powrotem wróciłam na swoją salę.
-On.. Jest w sali obok - powiedziała,  spuszczając głowę. Już wiedziałam,  że nie jest dobrze.


-Co z nim? - przerażenie dało się usłyszeć w moim głosie.
-Ma okropnie poparzoną głowę, ciągle dostaje leki i..  Nie wiadomo czy to przeżyje - dziewczyna spojrzała na mnie ze współczuciem.  Bezradnie opadłam na poduszkę,  żeby chwilę później zerwać się z łóżka. Ból znowu przeszył moje ciało. Opadłam na ziemię.
-Zaczekaj tu - powiedziała Jennifer i wybiegła z sali. Każdy ruch to nowa porcja bólu podbrzusza. Teraz pozostawało mi się modlić,  żeby to nie było nic związanego z dzieckiem...
Po chwili Jennifer wróciła z wózkiem inwalidzkim. Z jej pomocą usiadłam na nim i pojechałam do Michaela. Naokoło łóżka stały przeróżne kwiaty,  listy, paczki..
-Ile już tu jesteśmy?
-2 dni.
-2 dni?!  - powtórzyłam za dziewczyną jak echo.
Podjechałam bliżej Michaela. Miał zamknięte oczy,  więc chyba spał.
-Michael,  kocham Cie.. -szeptałam przez łzy - Michael..
-Jessy.. - Michael obudził i podniósł swoje powieki,  patrząc na mnie - Przepraszam Cię.. - jego głos był słaby i przepełniony bólem. Nie mogłam patrzeć jak cierpi - Wiesz,  że ja.. nie mówiłem serio.. Ja żartowałem.. To moja wina.. Gdybym rano.. Nie chciał sobie robić żartów, nie byłoby nas tutaj.. Bardziej bym na siebie uważał.. Przepraszam.. - westchnął ciężko,  a mi po twarzy spływało coraz więcej łez - To moja wina - powtórzył.
-Michael,  to nie jest Twoja wina..  To był wypadek.. A to,  że chciałeś zobaczyć jak zareaguje..  To normalne.. - przez cały ten czas trzymałam jego rozpaloną dłoń.
-Proszę na chwilę wyjść.  Musimy zrobić Panu Jacksonowi badania - lekarz wszedł do sali.
Jennifer zawiozła mnie z powrotem do mnie i usiadła obok.
-Mogę Ci mówić Jenny? - spytałam. Mimo,  iż Jennifer lubiła styl rockowy lub jakiś podobny i z wyglądu wydawała się taka "silna", wiedziałam,  że w środku jest ciepła i serdeczna.  Dlatego Jenny idealnie do niej pasowało.


-Oczywiście - odpowiedziała.
-Dziękuję Ci,  że jesteś tu obok mnie i... Za to w garderobie - uśmiechnęłam się niepewnie.
Kolejny raz przerwał nam lekarz.
-Pani Jackson.. - zaczął krótko.
-Tak? - spytałam niepewnie,  bo jego ton głosu był przerażająco straszny.
-Pan Jackson już wie,  więc teraz kolej na panią.. Pani.. Pani dziecko nie żyje..
Uśmiechnęłam się,  bo wiedziałam,  że to kolejny żart.  Jednak dopiero po chwili dotarło do mnie,  co powiedział mężczyzna. Zrobiło mi się słabo. Ciemne mroczki zasłoniły mi oczy,  a w gardle powstała ogromną kula.
-Co proszę? - powiedziałam drżącym głosem. Kolejny raz łzy cisnęły mi się do oczu. Nie wierzyłam w to co słyszę.  Nie docierało to do mnie.
Mężczyzna kiwnął potakująco głową i wyszedł z sali. 


Straciłam dziecko. Chociaż jeszcze go nie poznałam, to już je pokochałam. Ale dlaczego? Co zrobiłam nie tak? Czym sobie na to zasłużyłam? Może źle się odżywiałam? Może spałam z złej pozycji? Może za dużo ruchu? Może..
Żałosny odgłos boleści wyrwał się ze mnie. Dusiłam się łzami.
-Jessy,  jeszcze wszystko się ułoży - mówiła do mnie Jennifer. Próbowała mnie pocieszyć jednak nie wychodziło jej to. Zobaczysz. Życie jest...
-Nie mów tego słowa, proszę - wydukałam,  dusząc się płaczem.
Pewnie niedługo przyjdą,  zabiorą mnie na zabieg..
Zalana łzami zasnęłam. Nie chciałam nikogo widzieć,  słyszeć.  Chciałam zapomnieć.



Tak,  jak obiecałam dzisiaj długa notka. Cieszycie się?
Jak myślicie,  jak dalej potoczy się ta sprawa?

wtorek, 25 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 41

Michael chodził cały poddenerwowany.  Powtarzał,  że ma złe przeczucia.  Że coś się stanie.  Nie ukrywam,  że ja też je miałam. Od dziecka mam zdolność "jasnowidzenia" i potrafię przeczuć złe rzeczy. Nie chciałam się jednak denerwować,  bo wiem,  że w moim obecnym stanie nie jest to wskazane.
-Michael,  będzie ok,  tak? Zaśpiewasz,  zatańczysz i po wszystkim.  Później pójdziemy na lody, pośmiejemy się i o wszystkim zapomnimy - starałam się go uspokoić,  jednak nie bardzo mi to wychodziło.


Jakiś czas później podjechała po nas czarna limuzyna.  Wsiedliśmy,  a Mike cały czas powtarzał tekst przeróbki Billie Jean,  którą ma wykonać. Później jeszcze zatańczy na scenie.. Jeśli się uda,  to wyrobi się w dwa dni i już za 42 godziny będziemy z powrotem w naszej Nibylandii...
Przez cały czas zastanawiałam się też,  czy Michael naprawdę spotkał się z Filipem.  Jeśli tak,  to co mu zrobił lub powiedział? Nie mogłam przez to spokojnie siedzieć.
Dojechaliśmy na miejsce. Jakiś mężczyzna otworzył mi drzwi,  po czym wysiadłam i rozejrzałam się. Z oddali widziałam kilka osób,  które na nas czekały.  Gdy tylko jeden brodaty mężczyzna nas zobaczył,  powodował w naszym kierunku. Otaczały nas zwykłe budynki.  Jakieś sklepy i domy mieszkalne. Nic specjalnego. Z daleka pobiegła do nas grupka chłopców w wieku mniej-więcej 10 lat.  -Michael,  to naprawdę Ty? - spytał jeden,  mały czarnoskóry chłopiec z białą rękawiczką na prawej dłoni.


-Tak,  to ja - odpowiedział z uśmiechem - A tą piękną panią znasz? - powiedział, wskazując na mnie. 
-To jest Jessica Fox,  pańska żona - odpowiedział chłopiec. 
-Po pierwsze Jessica Jackson - specjalnie zaakcentował ostatnie słowo - A po drugie mów mi po imieniu, okay?
-Tak.. - na twarzy chłopca było widać ogromne zdziwienie. 
-A Ty jak masz na imię? - Michael spytał tak, jakby nie zauważył jego miny i tonu głosu. 
-Brandon.
-Michael,  możesz na chwilę? - podszedł do nas brodaty mężczyzna. 
Michael podszedł do niego,  a mnie zostawił z Brandonem. Chłopiec patrzył na mnie jak na obrazek. Co chwilę otwierał usta,  żeby coś powiedzieć,  ale z jego ust wydobywał się tylko niemy dźwięk. 
-Pani jest w ciąży? - spytał cicho. 
Nie spodziewałam się takiego pytania. Lekko mnie "zamurowało".
-Tak - odpowiedziałam,  a on ze zdziwienia otworzył usta. 
-Z Michaelem Jacksonem?
-Tak..
"Jeszcze zaraz zacznie pytać o wszystkie szczegóły.. " pomyślałam.
-Wow..  - westchnął.
-Hej,  wszyscy,  zaczynamy! -usłyszałam za sobą czyjś krzyk.
Zeszłam z planu i usiadłam na składanym krzesełku, które przygotował mi wcześniej Mike. Obserwowałam jak Brandon z innymi chłopcami tańczą na ulicy.  Kilka razy musieli powtarzać jeden moment,  bo według reżysera "coś było nie tak".
Po jakimś czasie dołączył Michael. Mina Brandon,  gdy zderzył się z nim była niezapomniana.
Nawet nie zauważyłam,  kiedy zaczęło się ściemniać. Gdy wszystko było już zrobione, niektórzy pojechali do swoich domów,  a mniejsza część wybrała się do hotelu.  My należeliśmy do tej mniejszej grupy. 
-Michael,  spotkałeś się wczoraj z Filipem?
-Tak - odpowiedział tak, jakby to nie było nic ważnego. 
-I?
-Narazie dostał tylko ostrzeżenie - jego głos nabrał bardziej stanowczej barwy. 
Nie chciałam nic więcej wiedzieć.  To mi wystarczało i mam nadzieję,  że już nigdy go nie spotkam. 








Z góry przepraszam za błędy.  Piszę z telefonu (i to jeszcze z aplikacji Blogger), jako iż komputer został w domu,  a ja w Szwecji!  Jej! Mimo, że jestem tu dopiero krótki czas,  już zakochałam się w tym kraju. Mili ludzie (bez wyjątków). 
No tak, ale kogo to obchodzi.. 
Bardzo przepraszam,  że dzisiaj tak krótko.  Następny rozdział będzie o wiele dłuższy i dużo będzie się działo :)

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

24.08

Wiecie co dzisiaj jest? Nie wiecie!  Ha! A więc dzisiaj ten blog kończy rok!  Dokładnie rok temu dodałam pierwszy rozdział :-) 
Na samym początku nie wiedziałam,  że tyle tu przetrwam,  nawet nie miałam planu co się będzie dziać w kolejnych rozdziałach.. 
Ale przetrwałam,  a Wy ze mną. Bardzo się cieszę, że czytacie moją twórczość i.. Dziękuję Wam za to. 
Powinnam teraz zrobić jakąś imprezę czy coś z Wami,  ale no tak,  głupie kilometry. Może kiedyś się spotkamy :-) 
A teraz mówcie szczerze. Macie jakieś nietypowe wspomnienia z tym opowiadaniem?  Ze mną? 
Kocham Was i pozdrawiam <3 :-*

czwartek, 20 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 40

Ten rozdział dedykuję ALEX M


Wiedziałam, że chłopaki już zameldowali się u Michaela i pewnie opowiedzieli mu o wszystkim, nie ukrywając, że wróciłam wściekła i zapłkana.
Chwilę później Mickey był już obok mnie i otulał ramieniem. Siedzieliśmy w ciszy. Michael nie kazał mi mówić o co chodzi. I za to byłam mu wdzięczna.
-Michael, ja nie spotkałam się z Kate - powiedziałam drżącym głosem, przerywając na chwilę atak płaczu.
-Nie, ale przecież mówiłaś, że..
-Tak, wiem.. Ale oni.. Kate i Filip.. Oni to zaplanowali.. - wymamrotałam.
-Powoli, kochanie. Nic nie rozumiem.
-Filip chciał mnie pocałować..
-Co?! - Michael był rozwścieczony.
-Powiedział, że oni to wymyślili, żeby on mógł się spotkać ze mną - jego imię nie mogło mi przejść przez gardło - Opowiedział mi wszystko o tym, jak mnie zostawił. Bo uwierzył w plotki..
-Jessy, rozumiem, że chcesz się zemścić?
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego, przytakując -Zadzwoń do niego i powiedz, że chcesz się spotkać.


Nie chciałam tego robić, jednak wykonałam polecenie. Wiedziałam, że Michael ma jakiś plan.
Głosem jak najbardziej wypranym z emocji powiedziałam do telefonu:
-Tam gdzie zwykle za dwadzieścia minut - wycedziłam przez zęby i rozłączyłam się.
Wiedziałam,  że będzie wiedział o jakie miejsce mi chodzi.  Przecież tutaj nie widywaliśmy się w żadnym innym miejscu niż Blue Cafe.
-Michael,  co chcesz zrobić?  - spytałam,  nie wiedząc jakiej mam się spodziewać odpowiedzi.
-Wolisz nie wiedzieć - odpowiedział. Po jego głosie czułam, że sam się bał.
*****************
Nie chciałam narazie więcej mówić Michaelowi.  Nie chciałam,  żeby się denerwował,  zwłaszcza,  że jutro ma występ.  To źle na niego wpływa.
I nie tylko na niego.  Od tej okropnej rozmowy potwornie boli mnie brzuch.  Mam nadzieje,  że to nic poważnego.  Dziecko pewnie to odczuwa.
Poszłam do sypialni i położyłam się na łóżku,  aby odpocząć.  Michaela nie było już od dwóch godzin i zaczęłam się martwić. Nie wiem czego mogę się spodziewać po tej wściekłości,  jaką ujrzałam wtedy w jego oczach. Bałam się,  że coś mu odbiło.  Jednak wiem,  że napewno go nie pobije.  Nie jest do tego zdolny.


Zasnąłam.  Jakiś czas później poczułam,  że materac za mną lekko się zapada.  Odkąd pamiętam,  podczas snu jestem bardo czujna. Często siły mi się koszmary,  nie mogłam spać. Bałam się.
-Przepraszam kochanie, nie chciałem Cię obudzić - wyszeptał Michael,  kładąc rękę na moim brzuchu.
-I tak już nie spałam - powiedziałam odwracając się w jego stronę.  Zagarnęłam jednego loka za ucho i przeglądałam się tej angielskiej twarzy.
Postanowiłam opowiedzieć mu całą historię dzisiejszego dnia. ..



No więc tak; powstaje katalog,  na którym będzie można przeczytać wiele blogów o Michaelu.  Zapraszam na niego :) http://neverlandspis.blogspot.com/?m=1
Dziękuję za miłe komentarze,  za to,  że mnie wspieracie, za to,  że jesteście.  Za wszystko.
I...  Nie wiem jak tu zacząć..  Alex!  Piszę teraz o Tobie! Dziękuję Ci za wszystko,  że wspierasz mnie i moją rodzinę,  potrafisz powiedzieć dobre słowo,  które mnie motywuje.  Dziękuję <3
A wiecie,  że mamy już ponad 5000 wyświetleń?
<3 

środa, 19 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 39

-Panie Jackson, możemy porozmawiać? - to pani Madeline weszła do kuchni, gdy kończyliśmy jeść śniadanie, które nam przygotowała.
-Oczywiście, o co chodzi? - Michael od razu wstał, odkładając jedzenie.
-Ja..yy.. - "zacięła" się - Nie mogę już u państwa pracować..
-Ale..yy.. Mogę znać powód? - spytał niepewnie Michael, po czym dodał -Jeśli oczywiście mogę..
-Bo..ja.. Jestem w ciąży - powiedziała jednym tchem, po czym zaciągnęła dużą ilość powietrza.
-Oo.. Gratuluję - Michael potrząsnął jej ręką.
Kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na mnie.
-Czy zamierza pani do nas wrócić? - zapytałam, włączając się do rozmowy.
-Jeśli tylko państwo mnie ponownie przyjmą..
-Ależ oczywiście - powiedział Michael tonem ważniaka - Kiedy zamierza pani pójść na urlop?
-Myślę, że za miesiąc - powiedziała.
Z daleka usłyszałam dzwonek telefonu. Wybiegłam z kuchni.
-Tak? - powiedziałam do słuchawki.
-Cześć Jess - przywitała się Kate - Pamiętasz jak dzwonił do Ciebie Filip?
-Tak..
-I jak?
-Dzisiaj po południu mam wolne, więc..
-Super! To do zobaczenia w Blue Cafe o 15! - i zakończyła rozmowę. To było podejrzane. Nigdy tak nie robiła.


Wróciłam do kuchni jednak zastałam tam samego Michaela. Przechodząc obok niego, złożyłam całusa na jego czole. Nie zwrócił na to uwagi. Patrzył przed siebie, w nicość. Widziałam, że coś go dręczy, jednak nie wiedziałam co. Nie chciałam pytać. Jeśli będzie chciał, sam mi powie.
-Jutro występuję w Pepsi - powiedział, odrywając wzrok od niekończącej się otchłani.
-To już jutro? Myślałam, że dopiero za tydzień..
-Przesunęli.
-Aaa..
-Mam złe przeczucia.
-Kotku, jeśli nie chcesz, nie musisz tam jechać - powiedziała, przysuwając się do niego łapiąc jego prawą dłoń.
Spojrzał na mnie i przytulił mnie.
-Pojadę.
-Jesteś pewny?
-Tak.
-Będę przy Tobie, dobrze?
Przytaknął mi skinięciem głowy. To mi wystarczyło.
Po skończonym śniadaniu poszliśmy na spacer po Nibylandii.  Ogarnęła nas przyjemna cisza. Ptaki śpiewały, przelatując z drzewa na drzewo.
-Kiedy byłam mała, zawsze chciałam mieć domek na drzewie.. - stwierdziłam.
-Naprawdę? Ja też! - wykrzyknął Mike. Uśmiechnął się do mnie, a ja to odwzajemniłam.
-Mike, dzisiaj spotykam się z Kate, ok? - powiedziałam po jakimś czasie.
-Jasne! - odpowiedział mi - Tylko..
-Tak?
-Wiesz, nie chcę żebyś szła sama, ale też nie chcę żeby ktoś Wam przeszkadzał.. - powiedział cicho i niepewnie.
-Tak? - przerwałam mu nie wiedząc o co chodzi.
-Chciałbym, żeby poszedł z Tobą ktoś z ochrony.
-Nie ma takiej potrzeby - odparłam.
-No ale w końcu jesteś żoną samego Michaela Jacksona - powiedział dumnym tonem - Nie możesz tak sama chodzić po ulicy, na dodatek jesteś w ciąży!
-I co z tego?
-A co jeśli ktoś Cię zaatakuje lub..
-Michael, nie dramatyzuj.
-Ale..
-Michael..
-Nie mo..
-Michael! - krzyknęłam, prawie wrzeszcząc. Spojrzał się na mnie dziwnie - Rozumiem, że się o mnie martwisz i doceniam to, dlatego zgodzę się na góra dwóch ochroniarzy.
Na jego twarzy zagościła radość.
-Zaraz kogoś załatwię - wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął rozmawiać.


**************
Kilka godzin później wyszłam już z domu.
-Będę tęsknić - powiedział Michael, żegnając mnie.
-Nie będzie mnie góra 3 godziny!
-Bez Ciebie to cała wieczność! - powiedział romantycznie. Co ja bym bez niego zrobiła?
-Oh, ty.. - pocałowałam go namiętnie w usta.
-Paa..
-Paa.. - odpowiedziałam i powędrowałam w stronę czerwonego ferrari.
Wsiadłam do środka. Chciałm sprawdzić godzinę i..
-No nie! - wykrzyknęłam, orientując się, że nie mam przy sobie telefonu.
Wyszłam z samochodu. Po chichu weszłam do mieszkania.
-Tak, tak, najlepiej na jutro, nie.. O, cześć Jessy, nie jesteś w drodze? - spytał, szybko odkładając słuchawkę.
-Nie, zapomniałam telefonu - podeszłam do ławy i zabrałam, co miałam zabrać.
Z kim on tak poważnie rozmawia, że gdy tylko weszłam, odłożył słuchawkę? pomyślałam Pewnie robi Janet kolejny żart. Gdy tylko ta myśl pojawiła się w mojej głowie, roześmiałam się w duchu.
**************
-Ej, Kate miała być sama! - krzyknęłam, gdy tylko ujrzałam Filipa przy jednym ze stolików. Byłam wściekła na obojga.
-Kate nie przyjdzie.. - powiedział podchodząc bliżej mnie.
-Ale.. co?!
-To ja miałem się z Tobą spotkać.
Spojrzałam na niego jak na wariata.
-Usiądź, a wszystko Ci wyjaśnię.
-Nie..Ja nie wierzę.. - wymamrotałam bardziej do siebie niż do niego.
-Usiądź - złapał mnie za rękę.
-Nie dotykaj mnie! - wrzasnęłam, a kilku klientów się na mnie spojrzało. Nathan i Noah, ochroniarze, których podesłał Mike, już do nas szli, jednak jednym skinieniem głowy dałam im znak, żeby na razie nie podchodzili.
-Przepraszam.. - powiedział i machinalnie zabrał ręce.
Usiadłam przy stoliku.
-No, czekam - powiedziałam, a chłopak usiadł naprzeciwko mnie.
-Więc.. - zaczął i nagle urwał - Kiedy wyjechałaś, ja porozmawiałem z Kate i wyjaśniłem jej pewną rzecz - widząc, że chcę mu przerwać, dodał - Dowiesz się tego na końcu. Opowiedziałem jej wszystko o tym co nas łączyło i dlaczego to wszystko się skończyło. Kate zgodziła się mi pomóc.
Znów oczami wyobraźni zobaczyłam wszystkie wspólne chwile; jaka szczęśliwa z nim byłam, a później, jak ze mną zerwał.
-Udawaliśmy parę.


-Czyli.. To wszystko było... Umówione? - spytałam, a raczej wydała z siebie tylko nieme dźwięki.
Filip przytaknął kiwnięciem głowy.
-Ale to... - mówił dalej - To wszystko po to, żebym mógł Ciebie spotkać. I wyjaśnić Ci. Ale kiedy tu przyjechaliśmy i wy się spotkałyście, Kate.. Ona nie chciał mi dalej pomagać. Powiedziała, że nie będzie udawać Twojej przyjaciółki - kiedyś bym się rozpłakała. Ale nie teraz. Teraz nauczyłam się być silna. Nie pokaże mu tego, że tak naprawdę chce mi się płakać. Nie zasługuje na to - Powiedziała, ze tak naprawdę była przy Tobie, żeby potem móc Cię obgadywać. I wtedy poprosiłem Cię o to spotkanie. Nie mogłem dłużej czekać. Kate zgodziła się, żeby porozmawiać z Tobą przez telefon i od razu potem wyleciała.
Nie mogłam tego słuchać, jednak chciałam. Chciałam poznać całą prawdę.
-Mów dalej - powiedziałam stanowczo, gdy chłopak przerwał.
-Ale ostrzegam Cię, że to może być dla Ciebie trudne.
-Mów! - ryknęłam.
Zawahał się, ale po chwili mówił;
-Zerwałem z Tobą, bo chciałem Cię sprawdzić. Czy ty naprawdę mnie kochasz. Wszyscy mówili, że "ja Cię kocham, a Ty robisz sobie ze mnie żarty". Chciałem się upewnić, że to nie jest prawda. I zostawiłem Cię. Wtedy zacząłem chodzić z Evanną. Ale każdego dnia Cię obserwowałem. Kiedy zerwaliśmy, Ty zaczęłaś się ciąć - nienawidzę tego. Nienawidzę wspomnień, kiedy ja mogłam siebie tak krzywdzić. To okropne.. W myślach chciałam żeby przestał, jednak te słowa nie dostały się na moje usta - Zaczęłaś myśleć o śmierci i samobójstwie. Chciałem się do Ciebie zbliżyć i próbowałem tego. Ale bałem się, że mogę Cię jeszcze bardziej zranić. Wtedy ja też zacząłem - pokazał mi swój lewy nadgarstek. Cały pocięty i w bliznach - Pamiętasz kiedy raz na w-f miałem bandaż na nadgarstku?
-Tak.
-Patrzyłaś na mnie wściekła. Wzrokiem pytałaś mnie czy naprawdę to zrobiłem. Jednak nie wierzyłaś w to. Ale ja cierpiałem każdego dnia tak samo jak Ty. I.. cierpię nadal.
Zapadła głucha cisza. Próbowałam przyswoić to wszystko, ale jak dla mojej mózgownicy to za dużo.
-Jessy, ja Cię kocham! - powiedział.
-Minęło mi. Przykro mi - wstałam z krzesła i chciałam wychodzić.
To było chamskie z moje strony. Ale taka właśnie chciałam dla niego być. Najgorsza.
-Wybaczysz mi? - spytał skruszony. Moim zdaniem udawał, żeby znów się mną zabawić.
-Pomyślę - skłamałam. Nigdy mu nie wybaczę! Nie wierzył mi, tylko innym! Plotki były ważniejsze!
-Dziękuję - spojrzał na mnie.
Poczułam jego ciepłą dłoń na swojej twarzy. Przysunął się do mnie i już wiedziałam co chce zrobić.
-Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęłam, a na pożegnanie przywaliłam mu z pięści w twarz.
Jednym skinieniem poinformowałam chłopaków, że się zbieramy. Przez cały czas mnie obserwowali, więc wiedzieli o co chodzi.
Nie byli ubrani w czarne garnitury. Nathan miał biały podkoszulek i czarne jeansy, a Noah granatowe jeansy i kraciastą koszulę, więc nie wyróżniali się z tłumu.
Gdy wyszliśmy, powiedziałam im, że jedziemy do domu. Oni wsiedli do swojego samochodu, a ja do swojego.
Wybiegłam z auta. Chciałam pobiec do Michaela i o wszystkim mu powiedzieć. Ale nie mogłam. Odezwała się we mnie dawna ja. Ta, która o niczym nikomu nie mówi, bo jeśli to zrobi ma wyrzuty sumienia, radzi sobie sama i.. Jest sama. Nie chciałam tego. Myślałam, że już ją zabiłam. Jednak ona żyje. Jest silna, bo to ja. Ona jest czarnym demonem, którego nie mogę się pozbyć.
Demony przeszłości znów powracają...












Bardzo przepraszam, że moje komentarze na Waszych blogach są takie krótkie. Niedługo to się zmieni, obiecuję. Teraz jestem wykończona. Kolejna wizyta u lekarza, kolejne przepisane leki, które i tak nic nie dadzą. Tracę wiarę..
Ale nie będziemy o tym gadać. Mam nadzieję, że rozdziały nie są "smutne" czy nie wiem jak to nazwać. Jestem ostatnio trochę jakby.. załamana? Nie wiem jak to opisać. Ale mam nadzieję, że zrozumiecie :)
I wiem, że poprzedni rozdział i ten są krótki i bardzo za to przepraszam. Postaram się nadrobić, bo już mam plan :)
Wiem, że historia Jessy i Filipa jest bardzo skomplikowana, ale.. dobra, nieważne. Mam nadzieję, że jeszcze się nie pogubiliście. 
Kocham Was wszystkich bardzo mocno
Soldier of L.OV.E.
Moonwalker
forever
Pozdrawiam :) <3

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 38

Tego dnia Janet zaprosiła mnie i Michaela na obiad. Jako pierwsi mieliśmy poznać jej nowego chłopaka. Jak na razie wiem tylko, że nazywa się Hugh i jest dwa lata starszy od Janet. Dziewczyna przez cały czas o nim nawija!
-Jess! Pięknie wyglądasz! - krzyknęła, rzucając mi się na szyję - I jaki piękny brzuszek..
Spojrzała na mój brzuch i uśmiechnęła się do nas.
-Hej - teraz rzuciła się na Michaela - Jak dawno się nie widzieliśmy..
-Dzień dobry - przywiał się jakiś mężczyzna, który właśnie pojawił się w drzwiach za Janet.
-Michael, Jessy to Hugh, mój chłopak. Hugh..
Uśmiechnęłam się do niego niepewnie.
Był wysokim mężczyzną. Czarne, długie włosy delikatnie opadały co chwilę na błękitne oczy.
Janet zaprosiła nas do środka. Zajęliśmy miejsca przy stole, a "służąca" Janet podała nam napoje.
Nigdy wcześniej tu nie byłam. Wystrój wnętrz idealnie pasował do szalonego charakteru siostry Michaela. Dom był zbudowany jak dworek. Ściany salonu, tak jak wielu innych pomieszczeń, były pomalowane na biało. W wielu miejscach stały egzotyczne drzewka owocowe i kwiaty. Przy jednej ze ścian znajdował się kominek zbudowany z czerwonej cegły i dookoła ozdobiony drewnianymi płaskorzeźbami. Wiele obrazów i rodzinnych zdjęć...
Nagle w kieszeni poczułam wibracje telefonu.
-Przepraszam na chwilę.. - wyszłam lekko zaczerwieniona.


-Tak? - odezwałam się do komórki.
-Witaj Jessy - rozpoznałam ten głos. Rozpoznałabym go zawsze i wszędzie. To Filip - Słuchaj, jest sprawa..
-Mów.
-Kate chciała się z Tobą spotkać.
-To dlaczego sama nie zadzwoni? - spytałam. Na prawdę był chyba ostatnią osobą, którą chciałam widzieć, słyszeć i sama jeszcze nie wiem co..
-Jest zajęta..
-Aha.. Dobra, kiedy?
-Najlepiej dzisiaj.
-Chyba się nie uda.
-Dlaczego? - po nagłej zmianie tonu głosu rozpoznałam, że jakby trochę posmutniał.
-Nie Twoja sprawa.
-Hej, co Ty taka nerwowa?
-A co? Zraniłam Cię? - spytałam, a mój głos był maksymalnie przesiąknięty sarkazmem.
-Co Cię ugryzło?
-Boże, nic - skłamałam. Jego sprawa. Za każdym razem gdy go słyszę lub widzę czuję tą samą nienawiść, którą przez tyle lat musiałam ukrywać - Po prostu nie mam ochoty z Tobą rozmawiać, jasne?
-Dobra, to kiedy będziesz mogła się..
-Nie wiem - przerwałam mu - Jak będę wiedziała to zadzwonię. Cześć - postanowiłam jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
-Cześć..
Wróciłam do salonu i chyba przerwałam jakąś niezbyt ciekawą dla Michaela rozmowę. Miał to wymalowane na twarzy.
-Wszystko w porządku? - spytał Michael, zauważając moją wściekłą minę, którą za wszelką cenę próbowałam ukryć.
-Oczywiście - wykrzywiłam kąciki swoich ust w lekki uśmiech.
*********************
Po jakimś czasie wracaliśmy już do domu. Źle się poczułam i Michael to zauważył. Powiedział, że muszę odpoczywać. Oczywiście wkurzyłam się na niego. Traktował mnie jak kogoś w ogóle niezdolnego do wykonania najprostszych czynności, jak przedszkolaka. Rozumiem, że martwi się o mnie i o dziecko, ale bez przesady.
-Jesteś zła? - spytał Michael, gdy podjechaliśmy pod złotą bramę Neverlandu.
Spojrzałam na niego piorunującym wzrokiem, a on najwyraźniej to odczuł. Jako kobieta w ciąży miałam swoje humorki i bardzo łatwo mnie wyprowadzić z równowagi.
-Przepraszam - powiedział cichutko - Ale chcę, żeby wszystko było dobrze i..
-Michael! - przerwałam mu.


Spojrzał na mnie, a ja na niego. Zawsze, gdy patrzę w te jego czekoladowe, prawie czarne oczy, czuję się tak, jak wtedy, za pierwszym razem. To takie niesamowite uczucie..
-Słuchaj, nie jestem zła, ani.. - zabrakło mi słów - Rozumiem, że chcesz dobrze, bo ja też..
Nie dokończyłam. Dotknął mojego policzka, po czym namiętnie mnie pocałował. Chociaż tego nie chciałam, po chwili oderwałam się od niego i zadowolona wybiegłam z auta. Wiedziałam, że będzie mnie gonił i tego chciałam. Mike w jednej chwili znalazł się za mną, złapał mnie przed wejściem do domu i podniósł do góry. Oplotłam jego ciało swoimi nogami, a dłonie złożyłam na szyi.
-Księżniczko, nie wolno Ci biegać - zetknął swoje czoło z moim.
-Już nie będę, Królu - szepnęłam, przygryzając płatek jego ucha.
Zabrał mnie do sypialni. Posadził mnie na kancie łóżka, nie przerywając pocałunku. Poczułam znajomy ucisk w podbrzuszu. Lekko pchnęłam się do tyłu tak, że teraz leżałam na plecach, a Michael był nade mną. Jednym ruchem rozpięłam jego czerwoną, flanelową koszulę, która zaraz znalazła się daleko od właściciela. Przez kilka sekund obserwowałam jego opadającą i podnoszącą się klatkę piersiową. Delikatnie przesunęłam opuszkami palców po idealnie wyrzeźbionym torsie. Zagarnęłam jego loki za ucho. W jednej chwili nasze garderoby znalazły się na podłodze. Leżeliśmy w samej bieliźnie co chwila spoglądając sobie w oczy. Złączyłam nasze wargi. Gdy brakowało mi oddechu, przesunęłam się na jego szyję. Zeszłam na cudowne obojczyki. Całowałam z uwielbieniem jego skórę, a w nagrodę otrzymywałam jęki Michaela. Zaczęłam poruszać biodrami, a kiedy nasze oczy ponownie się spotkały, Michael patrzył na mnie z pożądaniem. Miedzy kolejnymi pieszczotami pozbyliśmy się ostatnich ubrań, bielizny. Straciłam resztę kontroli nad sobą... Całując mnie, Michael wcisnął moje ciało w materac. Przy każdym dotyku pragnęłam go coraz bardziej. Mickey chciał tego tak samo mocno jak ja, a mimo to nie przerywał pieszczot. Gdy wreszcie owinęłam nogi wokół bioder, dając mu jasno do zrozumienia, czego chcę, wszedł we mnie. Wbiłam paznokcie w jego plecy, zostawiając płytkie kanaliki, które ciągnęły się od kręgosłupa, aż do ramion. Przez chwilę nie ruszał się, tylko patrzył na mnie.
-Jesteś piękna - wychrypiał, a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że podczas seksu jego głos niesamowicie wpływa na moje ciało.
Poruszał się w rytm moich jęków. Cały świat przestał się liczyć. Teraz nie było smutku, płaczu... Było tylko spełnienie.








_________________________________
A więc jestem! Mocno przepraszam za tą cholernie długą przerwę, ale niestety nie mogłam dodawać rozdziałów. Miałam lekarza, wyjazd do babci i takie różne pierdoły.. Mam nadzieję, że niedługo wam to wynagrodzę, chociaż nie obiecuję, że to nastąpi od razu (22.08. wyjeżdżam do taty). Mam nadzieję, że poprawię to jak tylko zacznie się rok szkolny. Wiecie, luz itp.. Ale później nie wiem jak będzie, bo ostatnio maiałam bardzo słabą srednią (4.57!!!) i teraz muszę to poprawić ;)
Pozdrawiam

sobota, 1 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 37

-Dziewczynka - usłyszałam głos pani ginekolog, gdy byliśmy na kolejnym USG.
Wymieniłam z moim mężem uśmiech.
-Zawiodłam cię - powiedziałam, gdy byliśmy z powrotem w Nibylandii.
-Dlaczego? - spytał, patrząc na mnie jak na wariatkę.
-Chciałeś syna - spojrzałam w te jego czekoladowe oczy.
-Nie, dlaczego? Dlaczego córka ma być gorsza?
-Nie wiem..
-Jessy, w niczym mnie nie zawiodłaś. Jestem szczęśliwy. Córeczka będzie pewnie piękna po mamie.
Nic nie odpowiedziałam. Chciałam dać Michaelowi to, czego chce każdy facet. Swojego "następce".
-Rozmawiałem ostatnio z Josephem - zaczął - Powiedział, że na planie pepsi mają dla mnie pracę.
-A dokładniej?
-Mam zrobić "reklamę". Pamiętasz "Billie Jean"?
-Tak..
-Zamienimy słowa w prawie całym utworze i coś tam zrobimy. Jeszcze dokładnie nie wiem.
-Okay..
-Coś.. się stało? - spytał troskliwie.
-Nie.. Nie.. jestem dziś trochę zmęczona - odpowiedziałam.
-Może pójdziesz się położyć?
-Nie.. Albo dobra.
Wstałam i poszłam do sypialni. Michael poszedł ze mną.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku. Mike usiadł obok mnie i położył rękę na moim boku.
-Wiesz, że niedługo będę gruba? - spojrzałam w te piękne oczy i uśmiechnęłam się.
-I tak będę Cię kochać - odwzajemnił uśmiech i położył się obok mnie. 
Wtulił się we mnie i od razu zasnął. Wyglądał tak słodko.. Dziecko w ciele dorosłego człowieka. Mój Aniołek. Stróż. Nie wyobrażam sobie dnia bez niego. Daje mi bezpieczeństwo, poczucie własnej wartości, wszystko.. Nawet nie potrafię tego ubrać w słowa.
Z rozmyśleń wyrwały mnie wibracje w kieszeni.
-Halo? - odezwałam się.
-Cześć Jess, tu Kate. Masz może chwilę? - odezwał się głos. Prawie zapomniałam o istnieniu mojej przyjaciółki!
-Jasne, o co chodzi? - lekko się przestraszyłam. Zawsze gdy mówiła coś takiego, wiedziałam już, że coś się stało.
-Wiesz, jesteśmy akurat z Filipem w Los Angeles. Może chciałabyś się spotkać?
-Oczywiście! - krzyknęłam, budząc przy okazji Michaela.
-Ojej, przepraszam kochanie - powiedziałam cicho do Michaela, a on podsunął się i był teraz w pozycji półleżącej - To nie do Ciebie Kate.. To o której?
-Kiedy możesz?


-Nawet za pół godziny - kiedyś powiedziałabym, że "nawet zaraz!", ale nie teraz. Zmieniłam się. Stałam się bardziej... kobieca? Nie wiem jak to nazwać. Zaczęłam większą uwagę zwracać na to jak wyglądam; makijaż, fryzura..
-Okay.. Powiedz tylko gdzie.
-Wiesz, bardziej coś na uboczach, bez tłumów..
-No tak, zapomniałam, że pani Jackson nie lubi fanów.. - wyobraziłam sobie jej minę po drugiej stronie, jak teatralnie przewraca niebieskimi oczami.
-Oj zamknij się.. Znasz może tą kawiarenkę Blue Cafe?
-Tak.
-Pasuje?
-Tak.
-To do zobaczenia za pół godziny.
-Paa. Zabierz ze sobą Michaela.
-Okay.
Rozłączyła się.
-Michael, kojarzysz Kate, moją znajomą? - zaczęłam.
-Tak..
-Wiesz, chciała się ze mną spotkać i umówiłyśmy się na za pół godziny w Blue Cafe.
-Okay..
-Pójdziesz ze mną? - zrobiłam maślane oczka, chociaż wiedziałam, że to wcale nie będzie potrzebne.
-Dobra, daj mi tylko chwilę.
Wyszedł do łazienki. Kątem oka zobaczyłam, jak rozczesuje swoje czarne loki. Niedługo po nim wstałam i zrobiłam to samo.
***********************
Przyszliśmy bez przebrania. Zwykle prawie nikt tu nie przychodził, a właściciel dobrze nas znał. W końcu sali ujrzałam Kate. Niestety nie była sama. Filip... Najbardziej znienawidzona przeze mnie osoba. Za to, jak mnie kiedyś potraktował.. Jak się zabawił w "prawdziwą miłość", a później odłożył na bok jak zabawkę...
Gdy Kate także nas zobaczyła, podbiegła do mnie i rzuciła mi się w ramiona.
-Jessy, tak tęskniłam! - krzyknęła.
-Hej, nie tak mocno.. - powiedziała, czując że swoim ciałem uderzyła mnie lekko w brzuch, który jednak trochę zabolał.
Puściła mnie i spojrzała na Michaela.
-Michael to jest Kate, Kate, Michael - przedstawiłam.
Podeszliśmy do stolika. Filip stał i gapił się na mnie jak obraz.
-Cześć - przywitałam się, kiedy ten podał mi rękę.
-Cześć - uśmiechnął się.
Usiedliśmy i zapadła grobowa cisza. Byliśmy jedynymi osobami w lokalu. Z daleka słychać było jakąś muzykę z radia.
-Widzę, że Wam się ułożyło - powiedziała Kate.
-Tak.. - odpowiedziałam, a Mike złapał mnie za rękę.
-Wam chyba też - powiedział patrząc na parę.
-Jakoś tak wyszło. Kiedy wyjechałaś do Michaela, zaczęliśmy się spotykać, najpierw zaczęło się od przypadkowych spotkań.. - w duszy byłam na nią wściekła. Tylko wyjechałam, a ona układa sobie życie z moim wrogiem, który tak bardzo mnie zranił. Moja przyjaciółka! To doprawdy bardzo ciekawa historia... Czekamy na dalszą część... Mimo tego, co sobie myślałam, udawałam szczery uśmiech - Później umawialiśmy się, a teraz.. - pokazała swoją dłoń. Na serdecznym palcu znajdował się pierścionek z małym diamencikiem.
-Ooo, gratuluję.. - skłamałam.
Znów zapanowała cisza. Michael dał znak kelnerowi, że chcemy złożyć zamówienie. 
-Myśleliście już o dzieciach? - wypalił Filip - Bo w telewizji przez cały czs mówili o waszym ślubie, ale nie było żadnych nagrań ani nic.
-Michael nie pozwolił na paparazzi na weselu. Ja też tego nie chciałam.
-A dzieci? - dopowiedziała Kate.
Michael spojrzał na mnie.
-My.. - zaczęłam.
-Spodziewamy się dziecka - dokończył.
*************************
Kilka godzin później na szczęście leżałam już w sypialni. Byłam zmęczona tym, że muszę przebywać z tym kimś w jednym pomieszczeniu. Szalała we mnie taka nienawiść jak nigdy dotąd. I byłam mega wściekła na Kate. Jak najlepsza przyjaciółka mogła zrobić mi coś takiego?!
Ale na szczęście mam mojego Michaela obok w łóżku z kubkiem gorącej czekolady...













Woow! *.* Mamy ponad 4000 wyświetleń! Dziękuję Wam bardzo :*
Przepraszam za tą tygodniową przerwę, ale trochę mi się pochorowało. Rozdział nie jest idealny (a powinien być!!!), mimo iż długo nad nim pracowałam, ale cóż, miałam gorączkę..
Ale mam nadzieje, że nie było tak źle ;)
Pozdrawiam

sobota, 25 lipca 2015

ROZDZIAŁ 36

Przez cały czas Michael nawijał o ciąży. Zastanawiam się tylko jakim cudem moja rodzina się jeszcze o tym nie dowiedziała...
-Jessy, pojedziemy do lekarza? - spytał mnie pewnego razu, gdy spacerowaliśmy po Nibylandii.
-Ale Mike, jest jeszcze za wcześnie - odpowiedziałam przewracając oczami.
-Skąd wiesz?
-Bo to dopiero drugi miesiąc!
-Ale chcę mieć pewność, że na pewno będę tatą - odpowiedział.
-No dobrze - odpowiedziałam zrezygnowana.
-Możemy jechać jeszcze dziś? - nagle wstąpiła w niego masa energii.
-O tej porze? Przecież wszędzie jest chyba zamknięte - stwierdziłam.
-Nie wszędzie. Pamiętasz wtedy gdy.. - spojrzał an moje ciało, a ja wtedy przypomniałam sobie o wszystkich bliznach - Pamiętasz gdzie wtedy byliśmy? Mój przyjaciel, mark, którego miałaś okazję wtedy poznać, ma swoją prywatną przychodnię. Wystarczy jeden telefon i mamy wizytę - wyszczerzył swoje perełki.
-To dzwoń. Na co jeszcze czekasz?
Nie ukrywam, że ja, tak jak Michael, bardzo chcę się upewnić. Odkąd pamiętam, zawsze chciałam mieć dziecko. Jako nastolatka wyobrażałam sobie siebie z jakimś przystojniakiem i gromadką dzieci dookoła.
-Za pół godziny możemy być - oświadczył mi, kiedy znalazł mnie na ławce w parku.
Zabrałam dokumenty i telefon po czym wyjechaliśmy.
Kiedy byliśmy już w gabinecie, Michael przywitał się z lekarzem, a po chwili wszedł Mark.
-Mogę? - spytał.
-Jasne - odpowiedzieliśmy.
Pani doktor przygotowywała komputer, więc musieliśmy chwilę poczekać.
-Domyślam się, że Michael coś zbroił.. - powiedział do mnie Mark, puszczając oczko.
Spojrzałam na mojego męża i chociaż było ciemno, zobaczyłam, że zrobił się cały czerwony.
-Nie bądź taki cwany - odpowiedział mu.
Zobaczyłam, że Mark chciał jeszcze coś dodać, ale przerwała mu pani ginekolog.
-Możemy już zaczynać. Proszę podwinąć bluzkę i troszeczkę ściągnąć spodnie.
Zrobiłam jak kazała. Nałożyła na moje podbrzusze zielony, lekko przezroczysty płyn. Po chwili ujrzeliśmy malutkie dziecko. Nie do końca jeszcze je przypominało, ale wiedzieliśmy jedno.
-Gratuluję, jest pani w ciąży - uśmiechnęła się do mnie.
Zerwałam się i rzuciłam w ramiona Michaela. On zrobił to samo. Po chwili skakaliśmy w swoich objęciach po całym gabinecie. Kiedy się odkleiliśmy od siebie, zauważyłam, że umazałam koszule Michaela zielonkawym płynem.
-Oh, przepraszam - zaczęłam go wycierać chusteczką.
Wyszliśmy z gabinetu. Na dworze skakałam jak nienormalna.
-Michael, możesz w to uwierzyć? Bo ja nie - spytałam z uśmiechem na twarzy, który nie schodził mi przez już jakieś 3 godziny.
-Ja też nie! Ale tak się cieszę! - cmoknął mnie w policzek - Musimy to uczcić.
-Ale jak? - spytałam.
-Może zorganizujemy grilla i zaprosimy naszych rodziców, kilku najbliższych znajomych.
-Dobry pomysł. Tylko wiesz, moi rodzice chyba nie przyjadą.. To dosyć daleko, a poza tym chyba nie będą teraz mogli...
-To szkoda..
-Oj tam, i tak im powiem. no dobra, to Ty zadzwoń do wszystkich i spytaj czy przyjadą, a ja zadzwonię do mamy.
Powędrowaliśmy razem do mieszkania i tam rozeszliśmy się.
Pobiegłam do telefonu i wybrałam numer do mamy.
-Halo? - odezwała się.
-Cześć mamo. To ja, Jess. Możesz teraz rozmawiać?
-No, mam akurat wolną chwilę. A o co chodzi? Coś się stało?
-Nie.. To znaczy.. Można tak powiedzieć..
-Tak?
-Jestem w ciąży! - powiedziałam do słuchawki, a na mojej twarzy znów pojawił się szeroki uśmiech.
-Co?! - wrzasnęła.
-Ale, mamo? O co chodzi? - spytałam nie wiedząc dlaczego tak zareagowała.
-Z kim?!
-No z Michaelem. Przecież to mój mąż..
-Z Michaelem?! - krzyknęła - Boże.. Jak ojciec się o tym dowie, to dostanie zawału!
-Ale..
-Co on Ci do cholery zrobił?! - przerwała mi wrzeszcząc - Jak mogłaś na to pozwolić?
-Ale mamo, to mój mąż i mogę z nim robić co chcę! - odpowiedziałam wściekła. Byłam jednocześnie wściekła, rozczarowana..
-Zgodziłam się na Twój ślub z nim, ale nie wiedziałam, że zrobisz taką głupotę!
-Jaką głupotę, mamo?! O czym Ty mówisz?! Przecież go polubiłaś, tak?
-Tak, to prawda. Zmieniłam zdanie co do niego. Ale teraz wiem, że to był błąd! Nie spodziewała się, że on Ci zrobi coś takiego!
Nie miałam zamiaru dalej jej słuchać. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefonem do szafy. Sama poległam na łóżko i rozpłakałam się. Usłyszałam mój telefon.
-Halo!
-Jessy? Ty płaczesz? - to tata.
-Nie, nie płaczę. Mam katar - skłamałam.
-Przepraszam Cię za matkę, ale wiesz jaka jest, w sumie to zawsze była... Wiesz, że nigdy go nie lubiła, nawet jako piosenkarza..
-I co z tego? Nie może go zaakceptować?
-Wiesz jaka jest..
-Wiem, i nie obchodzi mnie to! Mam ją głęboko gdzieś!
Po wykrzyczeniu tych słów rozłączyłam się. Tata wydzwaniał do mnie jeszcze chyba ze sto razy, ale nie miałam zamiaru odbierać.
Michael nacisnął klamkę. Zanim mnie zobaczył, wybiegłam do łazienki.
-Jessy, w porządku? - spytał przez drzwi.
-Tak..
-Co się dzieje?
-Nic.
-Mogę wejść?
Nie odpowiedziałam. Mike wszedł do mnie i zastał mnie zwiniętą w kulkę na podłodze. Kucnął przede mną i złapał za rękę.
-Co się dzieje?
Nie odpowiedziałam.
-Wiesz, że możesz mi powiedzieć.
-Moja mama.. Ona.. Zaczęła się ze mną kłócić.. Ma pretensje o to, ze to Ty będziesz ojcem dziecka...


Mike posmutniał.
-Jessy..
-Michael.. Nienawidzę jej!
-Hej, ale nie płacz już, dobrze?
 Postarałam się zatrzymać łzy i na chwilę mi się to udało.
-Wiesz, zaprosiłem wszystkich, ale chyba nie jesteś w stanie..
-Oczywiście, że jestem! - odpowiedziałam wstając i wycierając policzki - Nie będę się przejmować, tym co mówi ktos, kto nie potrafi zaakceptować innego człowieka!
-No dobrze.. To na 18.00.
-Ile mamy czasu?
-Dwie godziny.
-Powiedz co mam robić.
-Mogłabyś zrobić jakąś lekką sałatkę?
Kiwnęłam głową.
-Ja w tym czasie pojadę do sklepu i coś kupię.
Powędrowałam do kuchni. Wyjęłam potrzebne składniki i zrobiłam na szybko kilka sałatek. Widząc, że Michaela jeszcze nie ma, postanowiłam naszykować grilla.
Poszłam do garażu i zabrałam węgiel. Zaniosłam go.
-Jessy, co Ty robisz? - krzyknął z oddali Michael.
-Ja..no.. Szykuję..
-Przecież nie możesz.. Jeszcze coś się stanie Tobie i dziecku!
Otworzyłam buzię, aby mu odpowiedzieć.
-Odłóż to. Bez dwóch zdań.
Chyba bardzo się na mnie wkurzył...
-Kogo dokładnie zaprosiłeś? - spytałam, pozbawiona "prawa" do pomocy.
-Mamę, Josepha, Liz, Freddiego, Janet, no, w sumie wszystkich z rodzeństwa, i kilku innych.
Poszliśmy do kuchni. Michael przyprawił kupioną karkówkę i położył na talerz.
Wyszedł z kuchni.
-Proszę, to dla Ciebie - podał mi bukiet róż, kiedy wrócił.
-Dziękuję, nie musia..
-Ciii - położył mi palec na usta, a po chwili wskazał na swój policzek.
Pocałowałam go w wyznaczone miejsce.
Przerwał nam dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę - powiedziałam.
-Nie, ja
Pobiegłam do drzwi, ale Mike mnie dogonił. W jednej chwili poczułam jak tracę grunt pod nogami. Nie wiedziałam co się dzieje. Pisnęłam przestraszona. I dopiero wtedy zobaczyłam, że to Michael wziął mnie na ręce.
-Ty idioto! - krzyknęłam - Chcesz żebym zmarła na zawał?!
W odpowiedzi usłyszałam tylko chichot. Jedną ręką otworzył drzwi.
-O mamo, witaj - przywitał się.
-Ccześć - odpowiedziała.
-Dzień dobry - powiedziałam.
-Mógłbyś postawić mnie na Ziemi? - szepnęłam mu do ucha - Dziękuję.
-Jesteś sama? - zwrócił się do Katherine - Joseph nie przyszedł?
-Nie - odpowiedziała.
-Wejdź.
-Nie idziemy na zewnątrz?
-W sumie to możemy iść. Zaczekajcie.
Pobiegł do kuchni. Chwilę później wrócił z kilkoma miskami i talerzem na szczycie. 
-Daj, pomogę Ci - chciałam zabrać od niego chociaż jedną misę.
-Nie - odsunął się ode mnie.
Poirytowana spojrzałam na niego. Przeciez jesli przeniosę jedną, leciutką miskę nic mi się nie stanie. Ale jak chce.. Może iść obładowany jak wielbłąd..
Pół godziny później siedzieliśmy już w ogrodzie. Ze wszystkimi świetnie mi się rozmawiało. Zapomniałam nawet o mamie.
-Jessy, mogę na chwilę? - zaprał mnie, gdy rozmawiałam z Liz.
-Jasne. Lizy, przepraszam na chwilę.
-Chodź - złapał mnie za rękę i wyprowadził na środek.
Jednym machnięciem ręki uciszył wszystkie rozmowy i  nagle wszystkie twarze zwróciły się do nas.
-Zaprosiłem tutaj Was wszystkich, bo chciałbym Wam z Jessy coś oświadczyć - spojrzał na mnie i uśmiechnął się - Spodziewamy się dziecka.


Ku mojemu zdumieniu, wszyscy zaczęli głośno bić brawo.
Zapadał już zmrok, więc zapaliliśmy z Michaelem i La Toyą kolorowe lampiony. Puściliśmy głośniej muzykę i wszyscy wyszli na "parkiet". 
Przetańczyłam z Michaelem cały wieczór, prawie do 2 nad ranem, po czym padnięci poszliśmy do łóżka.








No heey. Jak tam wakacje mijają? Mi pracowicie.. Dosłownie XD . Mam nadzieję, że cieszycie się, że Jessy jest w ciąży :)
Pozdrawiam
PS Na koniec tylko pytanie; czy nie znudził Wam się jeszcze ten blog? Bo mam zaplanowane jeszcze baaardzo dużo rozdziałów :)

środa, 22 lipca 2015

ROZDZIAŁ 35

Jak zwykle, ja i Michael mieliśmy ciekawsze zajęcia, od tego co musimy robić, więc najpotrzebniejsze rzeczy na wyjazd zaczęliśmy pakować w ostatniej chwili.
-Jessy, stoisz obok mojej szafki, podaj mi majtki - poprosił mnie Michael.
-Sam sobie pakuj swoje gacie! - wyciągnęłam z szufladki jego bieliznę i rzuciłam w niego. Nie wiem jakim sposobem wylądowały na jego twarzy.
-Hej, pani Jackson! Co pani sobie myśli robiąc mi takie rzeczy?! - krzyknął wybuchając śmiechem podczas gdy ja siedziałam w kącie i zwijałam się ze śmiechu - Co się śmiejesz?
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Mięśnie brzucha bolały mnie bardzo, ale mimo to nie mogłam przestać chichotać się.
Jednak po jakimś czasie przeszło mi i wróciłam do pakowania swoich rzeczy.
-Jess? - zaczął Michael - Chciałabyś mieć dzieci?
-Jasne! - odpowiedziałam.
-Tak?
-Tak.. - odpowiedziałam nie wiedząc o co chodzi. 
-Ja zawsze marzyłem o piątce lub więcej.. - powiedział rozmarzonym tonem.
-Ja chciałam mieć 5.
Popatrzył na mnie w ciszy.
-Jessy?
-Tak?
-Będziesz na mnie zła? - spytał tajemniczo.
-Za co? - spojrzałam na niego - Hej , nie! Puść mnie! Co Ty mi robisz?!
W jednej chwili leżałam na pufach, a Michael mnie łaskotał.
-Nie, puść mnie! - wrzeszczałam  - Ratunku!
Wisiał nade mną łaskocząc mnie wszędzie, gdzie to możliwe.  Na chwilę przestał mnie łaskotać i popatrzył na mnie. Poczułam jego wargi na swoich. Całował mnie delikatnie, coraz namiętniej..


Ktoś jak bomba wpadł do garderoby. 
-Przepraszam... - to nasza gosposia, Madeline - Ja..yy.. Myślałam, że coś się ddzieje.. Ktoś wołał pomocy..
Michael oderwał się ode mnie i już nie wisiał na de mną, a ja usiadłam.
-To ja już pójdę.. - powiedziała i z rumieńcami odeszła.
Popatrzyliśmy na siebie przygryzając wargi. Michael podszedł do mnie i cmoknął w policzek.
-Pójdę do łazienki po kosmetyki.. - wyszedł i zostawił mnie samą.
Spakowałam ostatnie ciuchy i pędem wybiegłam do łazienki. Już kolejny raz dzisiaj musiałam zwymiotować... Michael z kosmetyczką w ręku podbiegł do mnie.
-Wszystko okay?
-Tak, chyba tak..
****************
Dwie godziny później zabieraliśmy swoje walizki z domu i jechaliśmy na samolot.Wzajemnie się przekrzykiwaliśmy.
-Klucze!
-Karma dla Aiszy!
-Karteczka dla Madeline!
-Okna!
-Boże, Michael, jedziemy tylko na trzy dni!
-Jessy, daj mi się tym zająć!
Podniosłam bezradnie ramiona.
-Rób co chcesz..
-Lepiej mi powiedz, gdzie mieszka Twoja babcia!
-Mówiłam Ci milion razy!
-Milion razy zapomniałem, powiedz mi po raz milion jeden.
-Oh, Michael.. - i zaczęłam tłumaczyć mu w jakiej wsi mieszka moja babcia.
Gdy wsiedliśmy do samolotu, Michael poszedł do pilota i powiedział mu gdzie mamy się znaleźć. Tan wyląduje na najbliższym lotnisku, a  dziadek po nas stamtąd przyjedzie.
-Mickey, ja idę spać, okay? - powiedziałam zbliżając się do "sypialni". Ostatnio jestem jakoś tak potwornie zmęczona...
*************
Kilka godzin później poczułam dłoń Michaela na swoim ramieniu.
-Kochanie, za pół godziny lądujemy - uśmiechnął się do mnie, a ja spojrzałam na niego nieprzytomnie.
-Już wstaję - powiedziałam i dźwignęłam się na rękach.
Poszłam do mojego bagażu podręcznego, wyjęłam sukienkę i przebrałam się z dresowych spodni i elegancką sukienkę. Przepychaliśmy się z Michaelem przed lusterkiem.
-Posuń swój gruby tyłek!
-Ty się posuń zapaśniku sumo!
-Ja zapaśnikiem sumo? Osz Ty.. - dotknęłam ust Michaela swoją szminką - Tak lepiej..
-Hmm.. Nawet mi pasuje - zażartował przeglądając się w lustrze.


Dwadzieścia minut później siedzieliśmy z dziadkiem w samochodzie.
Kiedy przyjechaliśmy, moja najbliższa rodzina powitała nas.
-Czekajcie, zawołam babcię - powiedziała babcia Alice.
-Babcię? - spytał mnie ukradkiem Michael.
-Prababcię, ale wszyscy mówimy do niej babciu. Tak jest krócej - szepnęłam.
-Babciu, chodź zobaczysz, co Filemon znowu narobił w pokoju - usłyszeliśmy głos z oddali.
"No tak, impreza niespodzianka.." pomyślałam.
-Kto to Filemon? - spytał znów Michael.
-Kot babci - szepnęłam.
Babcia wyszła z korytarza i z balkonikiem weszła do salonu. Kiedy nas ujrzała, zaśpiewaliśmy razem Sto lat i  usiedliśmy do ogromnego stołu.


Mama pokroiła tort i rozdała go wszystkim. Ledwo zjadłam kawałek tortu, znów zrobiło mi się niedobrze. Wybiegłam do łazienki.
-Jessy, na pewno wszystko w porządku? - spytał Michael podchodząc do mnie.
-Tak.. - odpowiedziałam.
-Musimy iść do lekarza, bo ostatnio jest z Tobą źle - powiedział troskliwie.
-Nie musimy - odpowiedziałam stanowczo - Chyba wiem co mi jest. Chyba jestem..
-Jess, co się stało? - wszedł Hubert.
-Nic.. - odpowiedziałam.
-Wracasz czy tu zostajesz? - spytał.
-Zaraz przyjdę..
-A Ty Michael?
-Ja z nią zostanę.. - odpowiedział i uśmiechnął się do mojego brata.
Gdy Hubert wyszedł, spojrzał na mnie. Chciałam dokończyć, ale strasznie się bałam.
-Chyba jestem w ciąży.. - powiedziałam cicho.
Michael wytrzeszczył na mnie oczy, po czym uśmiechnął się i rzucił się w moje ramiona.
-Jessy, tak się cieszę! - krzyczał.
-Michael, nie jestem jeszcze pewna.. - odpowiedziałam.
-Ale ja to wiem! O boże, Jessy, będziemy mieli dzidziusia!
Nie spodziewałam się takiej reakcji. Michael cieszył się jak dziecko. Nie sposób było z nim rozmawiać o czymś innym. Posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas na imprezie i poszliśmy do pokoju.
-Jessy.. Jak nazwiemy dziecko, jeśli to będzie chłopczyk? - spytał, gdy prawie udało mi się zasnąć.
-Nie myślałam jeszcze nad tym..
-A dziewczynka?
-Nie mam pojęcia..
-Jaka ty jesteś niezdecydowana..
-Michael, mamy jeszcze jakieś 7,5 miesiąca!
-Oh, Jessy, to szybko minie!
-Dobra.. Podoba mi się Shailene. Co o tym myślisz? Shailey? Pięknie to brzmi.. Lub Theodore.. Theo.. A ty jakie masz propozycje?
-Ja myślałem o.. W sumie to sam nie wiem.. Każde imię jest piękne...
Rozmawialiśmy całą noc. Mam tylko nadzieję, że to nie jest sen..




Mam nadzieję, że się podobało :)

środa, 15 lipca 2015

ROZDZIAŁ 34

Trzy tygodnie później, kiedy od dwóch dni byliśmy już w domu, pojechałam z Michaelem do studia, aby nagrać jego nowy utwór. Razem z pracownikami studia założyłam słuchawki, aby słuchać Michaela. Siadłam na drewnianym stołku. Po rozgrzewce głosu Michael zaczął śpiewać tekst piosenki.
-Where Did You Come From Lady
And Ooh Won't You Take Me There...
-Nie, Michael, nie tak! - odezwał się mężczyzna siedzący obok mnie.
-Przepraszam... - powiedział mój mąż ukrywając uśmiech - And Ooh Won't You Take Me There
Right Away Won't You Baby
Tendoroni You've Got To Be
Spark My Nature
Sugar Fly With Me
Don't You Know Now
Is The Perfect Time...
Spojrzał na mnie uśmiechając się, ale nie przerywając piosenki.
*****************
Jakieś 3 godziny później wyszliśmy ze studia. Szliśmy za rękę w stronę samochodu. W pewnym momencie poczułam, jak Mike ciągnie mnie w przeciwną stronę.Spojrzałam na niego.
-Chodź - powiedział spokojnym głosem.
Weszliśmy do parku. Idealnie przycięte bukszpany rosły dookoła alejki wyłożonej małymi kamyczkami. Spacerowaliśmy jakby w labiryncie. Z oddali zobaczyłam różową kulę. Podeszliśmy bliżej.
-To magnolia - wyjaśnił Michael - W tym roku wyjątkowo późno zakwitła...
Usiadłam na ławce. Od kilku dni wyjątkowo słabo się czułam. Nie miałam na nic siły, jednak starałam ciągle dotrzymać kroku mojemu mężowi.
-Jess, dobrze się czujesz? Wszystko w porządku? - spytał Michael troskliwym głosem.
-Tak.. - odpowiedziałam, czując lekki ból brzucha.
-Jesteś ostatnio taka blada i słaba..
-Czasami tak mam - odpowiedziałam - Mam co jakiś czas tak, że po prostu nie mam na nic siły...
-Jessy, powinniśmy iść do lekarza.. - powiedział, kucając przede mną.
-Nie musimy chodzić do lekarza, kiedy po prostu mam trochę mniej energii!
-A może masz jakiś niedobór?
-Mały niedobór nikomu nie zaszkodził.
-Zapomniałaś? - spytał teraz bardziej poważnym głosem.
-O czym?
-Kiedy Cię poznałem, miałaś niedobór żelaza. Pamiętasz jak to mogło się skończyć? - zapadłą chwila ciszy - Jessy, nie chcę żebyś była na coś chora... - złapał mnie za rękę.
-Dobrze, jak mi nie przejdzie, pójdziemy do lekarza.
Michael uśmiechnął się. Czasem wkurzała mnie ta jego nadopiekuńczość. Za bardzo się o wszystko martwił.




Podszedł do różowego drzewa i zerwał dwa kremowo-pudrowe kwiaty. Podszedł do mnie i włożył mi jednego we włosy, a drugi zamieszkał w jego czuprynie.


Po dłuższym czasie Michael zabrał nas z powrotem do Neverlandu. Tylko tam było chłodno w te upalne dni. Sięgnęłam po książkę i telefon. Poczułam jak coś wibruje w mojej dłoni.
-Halo? - odezwałam się.
-Cześć Jessico. Tu babcia.
-O, cześć.
-Jak się czujesz? Wszystko w porządku u ciebie? - mówiła spokojnym głosem.
-Tak.. - zadziwiający był fakt, że moja babcia do mnie zadzwoniła.
-Kochana, pamiętasz, że Twoja prababcia obchodzi setne urodziny w sierpniu?
-Tak, pamiętam..
-Razem z Twoimi rodzicami organizujemy przyjęcie z tej okazji.  Może byś przyjechała z Twoim mężem.
-Ok - odpowiedziałam.
-No dobrze, to ja już będę kończyć.. - odpowiedziała babcia i bez niczego się rozłączyła.
Pobiegłam do Michaela, aby powiedzieć mu o urodzinach. On spytał mnie tylko o datę i miejsce i od razu powiedział, że jedziemy.
-Jessy, zaczekaj - powiedział Mike, kiedy chciałam iść na górę - Mam coś dla Ciebie.
Usiadłam na kanapie, a mój Książę podszedł do mnie. Przykucnął przede mną i wyjął pudrowo-różowe pudełeczko z kieszeni swej fioletowej koszuli. Otworzył je i wyjął mały naszyjnik. Było to małe srebrne serduszko. Otworzył je. W środku były nasze zdjęcia. Schylił się nade mną i założył mi go.
-Jest piękny - uśmiechnęłam się patrząc na prezent, a w podziękowaniu cmoknęłam Michaela w policzek.


Tak, wiem. Długa przerwa, krótka notka... Przepraszam, ale ostatnio jakoś tak nie miałam weny i żadnych chęci do życia. Wiecie, czasem człowiek tak ma... Mam nadzieję, że to się niedługo zmieni :)
A teraz zapraszam Was na moje opowiadanie :)
michaeljackson-innahistoria.blogspot.com

czwartek, 25 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 33

Rano prawie zapomniałam o nocnym zdarzeniu, jednak nadał czułam jakiś ból w sercu.
Około 9.00 pożegnani przez fanów wylecieliśmy do Francji. Lecieliśmy ok. 2 godziny. Cały czas graliśmy w karty, Monopoly, słuchaliśmy muzyki lub jedliśmy żelki.
Gdy wylądowaliśmy, paryscy fani tłumnie nas powitali. Michael oczywiście podpisał kilka swoich zdjęć. Błysk fleszy oślepiał nam oczy.
Wsiedliśmy do białej limuzyny i pojechaliśmy pozwiedzać Paryż.


Około 17.00 zmęczeni pojechaliśmy do hotelu. Zajęliśmy pokoje na całym piętrze, aby nikt nam niepotrzebnie nie przeszkadzał. Szliśmy po korytarzu oglądając pokoje, aby wybrać któryś z nich. Otworzyliśmy drzwi do jednego. Gdy go zobaczyłam, szczęka mi opadła. Jasnożółte ściany, łóżko małżeńskie, wszystko złoto zdobione... Spojrzeliśmy z Michaelem na siebie, po czym wbiegliśmy do apartamentu.
-Jessy, jesteś głodna? - spytał po dłuższym czasie leżenia na łóżku Michael.
Z tego wszystkiego zapomniałam, że istnieje coś takiego jak jedzenie.
-Tak.. - odpowiedziałam niepewnie, nie wiedząc jak odpowiedzieć na to pytanie.
Michael spojrzał na mnie złowieszczo.
-Michael, co ty chcesz zrobić? - spytałam przerażona, znając jego pomysły.
Michael nie odpowiedział, tylko z tajemniczym uśmiechem patrzył na szafkę obok drzwi. Ja także na nią spojrzałam. Dopiero teraz zobaczyłam, że stoi na niej telefon stacjonarny, a na ścianie jest przyklejona karteczka z numerem telefonu do recepcji i restauracji. Takim samym wzrokiem spojrzałam na Michaela. Już wiedziałam o czym on myśli... W jednej chwili zerwaliśmy się biegiem do szafki. Michael jednak mnie wyprzedził. Wystukał numer i zadzwonił.
-Dzień dobry - przywitał się, trzymając się za gardło tak, aby jego głos był zmieniony - Chciałbym zamówić kolację.
Wybuchnęłam cichym chichotem, a Michael też się śmiejąc, pchnął mnie delikatnie w bok.
-Poproszę hmm...Proszę chwilę poczekać - przytkał słuchawkę ręką - Jess, co zamawiamy? - spytał mnie szeptem.
-A co mają? - też mówiłam szeptem.
-Nie wiem.. - odpowiedział Michael, podnosząc ramiona.
-Wymyśl coś - szepnęłam.
-Poproszę dwie sałatki z kurczakiem, co chcesz do picia? - spytał cicho.
-Sok pomarańczowy - odpowiedziałam.
-Dwa soki pomarańczowe - mówił dalej do telefonu - dwa desery lodowe i świece. Pokój 107. Do widzenia.
Michael spojrzał na mnie, a ja zwijałam się za śmiechu.
-Michael.. - zaczęłam, starając się pozbyć się napadu śmiechu.
-Tak?
-Dobrze by było, gdyby nikt Cię teraz nie rozpoznał..
-Dlaczego? I tak wiedzą, kto tu mieszka - odpowiedział.
-A jeśli kelner to Twój fan i się na Ciebie rzuci?
-Fakt.. - odpowiedział - Ale Ciebie też znają..
-Ty głuptasie - uśmiechnęłam się - Zamknij oczy.
Michael został sam na środku pokoju z zamkniętymi oczami. Podeszłam do swojej torebki i wyjęłam marker. Podeszłam z powrotem do Michaela i domalowałam mu wąsy.
-Ej! Co ty mi zrobiłaś?! - spytał ze śmiechem patrząc w lustro
-Zrobiłam z Ciebie nierozpoznawalnego! A czego się spodziewałeś? - spytałam.
-To teraz tobie trzeba coś zrobić - powiedział, marszcząc brwi - Daj mi szybko swoje kosmetyki.
Szybko pobiegłam do swojej torby, wyjęłam kosmetyczkę i zaniosłam Michaelowi. Zamknęłam oczy. Poczułam jak maluje mi usta, później rzęsy, powieki,brwi, policzki...
-Jeszcze nie.. - powiedział, gdy chciałam otworzyć oczy.
Teraz poczułam jak rozpuszcza mi włosy. Włożył w nie swoje włosy, poczochrał je, a następnie ułożył.
-Gotowe - rzekł.
Podeszłam do lustra. To, co ujrzałam było niesamowite. Michael potrafił zrobić perfekcyjnie piękny makijaż i uczesać idealnie włosy w zaledwie 3 minuty!
-Wow, Michael... - westchnęłam, a Michael uśmiechnął się.
Wyglądałam jak ktoś inny, nie ja.
Wyszłam na taras. Patrzyłam na stojącą w oddali wieżę Eiffel. Nuciłam sobie pod nosem jakąś wymyśloną melodię i lekko się kołysałam.
-Jessy, to jest to! - wrzasnął Michael.
-Co? - odpowiedziałam nie wiedząc o co chodzi. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak Michael nerwowo czegoś szuka w swojej torbie.
-To - odpowiedział pokazując mi jakiś tekst. - To jest piosenka, którą napisałem. Brakowało mi tylko melodii..
-Aha.. - kiwnęłam głową, nie bardzo rozumiejąc.
-Ta melodia, ta którą nuciłaś.. Zaśpiewaj to jeszcze raz.
Przypomniałam sobie melodię i zamruczałam ją.
-To świetnie pasuje do tej piosenki! Where Did You Come From Lady - zaczął śpiewać - And Ooh Won't You Take Me There Right Away Won't You Baby Tendoroni You've Got To Be...
Rozległo się pukanie do drzwi. Michael pobiegł otworzyć, po drodze rzucając tekst na pobliską szafkę.
-Dzień dobry - przywitała się młoda kobieta - Czy to pan zamawiał sałatkę z kurczakiem?
-Tak - odpowiedział Michael zmienionym głosem.
-Proszę - podała Michaelowi tacę z jedzeniem - Na tacy jest rachunek. Ktoś później przyjdzie po pieniądze - powiedziała, po czym uśmiechnęła się i odeszła.
Michael postawił tacę na stole i gestem rąk zaprosił mnie. Gdy usiadłam, zapalił świece i siadł naprzeciwko mnie.
-Smacznego - powiedział.
-Smacznego - odpowiedziałam i zabrałam się do jedzenia sałatki.


Gdy zjedliśmy sałatkę, zabraliśmy się za lody. Były chyba wszystkie smaki. Bita śmietana i kolorowa posypka nadawała deserowi idealny smak. Teraz w oczach Michaela widziałam małe dziecko, zwykłe lody dawały mu tyle radości!
Po zjedzeniu ponownie wyszłam na taras. Uwielbiałam patrzeć na zachód słońca, a teraz wydawał mi się on wyjątkowo piękny. Różowo-czerwone chmury wisiały nad horyzontem. Michael podszedł do mnie od tyłu i pocałował w policzek. Obróciłam się tak, że teraz znalazłam się w jego objęciach. Spojrzałam z uśmiechem na jego twarz. Gładka i piękna jak zawsze. Spojrzałam mu prosto w oczy i pocałowałam namiętnie. Nie wiadomo kiedy, w objęciach wpadliśmy do pokoju. Przez cały czas czułam ciepłe wargi Michaela. Upadliśmy da łóżko przerywając pocałunek. Rozpięłam koszulę Michaela i ujrzałam jego nagi tors. Jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała. Następnie on zdjął moją bluzkę. Pocałował mnie namiętnie. Przekręciliśmy się i ja leżałam teraz na dole. Michael przejechał powoli opuszkami palców po moim dekolcie. Spojrzałam mu w oczy. Czaił się tam rozpalony ogień... Teraz rzucił się na mnie. Zaczął od pocałunkach w usta, skończył na szyi. Poczułam Michaela w swoim podbrzuszu. Cicho jęknęłam. Nasze przyspieszone oddechy idealnie się zgrywały. Kolejny raz poczułam Michaela. Teraz pożądałam go jak nigdy indziej. Teraz najbardziej mi się podobał. Znów złożył na moich ustach ciepły pocałunek. Rumieńce na twarzy Michaela podkreślały jego karnację. Wszedł po raz kolejny...
Po zakończonym stosunku, przykryliśmy się kołdrą. Położyłam się pod ramionem Michaela, gładząc jego nagi tors. Teraz czułam się spełniona...


Przepraszam, że tak bardzo zepsułam tą chwilę... Ale niestety nie jestem dobra w pisaniu takich scen. Ale mam nadzieję, że Wasza wyobraźnia Wam pomoże :) Starałam się używać odpowiednich słów, żeby ładnie opisać, ale chyba mi nie wyszło ;c
Pozdrawiam :)