sobota, 28 marca 2015

ROZDZIAŁ 10

Tak minęło kilka następnych dni. Niecierpliwie czekałam tego dnia piątku, co było u mnie bardzo dziwne. Pierwszy piątek wakacji, jednak zdawał się być najlepszym piątkiem mojego życia. Tak samo jak w poniedziałek dojechaliśmy na lotnisko, gdzie powitali nas fani. Wsiedliśmy do samolotu, a na stoliku leżały gazety z ostatnich kilku dni. Gdy zobaczyłam pierwszą stronę jednej z nich zrobiło mi się trochę słabo. "Tajemnicza dziewczyna, z jaką Michael Jackson pokazał się w poniedziałek. kim ona jest?" przeczytałam szeptem.
-Okropni dziennikarze, wszystko uchwycą... - wymamrotałam bardziej do siebie niż do Michaela.
-Pokaż mi to - powiedział Michael i wziął ode mnie gazetę - Hmmm... Co oni tu piszą... "Kochanka czy nowa dziewczyna?" Haha! Co za ludzie!
-A co nie jestem Twoją dziewczyną? - odezwałam się udając urażoną.
-Jasne, że jesteś kochanie... - powiedział słodkim głosem, po czym złożył mi pocałunek na policzku.
"Michael Jackson w miejskim ZOO" - tak brzmiał kolejny nagłówek w gazecie.
Droga była spokojna. Przez cały czas rozmawialiśmy.
-Cześć mamo. Jesteśmy już w Gary - powiedział Michael do telefonu.
-Jesteśmy? Z kim jesteś? - odezwał się głos ze słuchawki.
-Z Jessicą. Mówiłem Ci o niej...
-A tak. Przepraszam, zapomniałam...
-Będziemy za jakieś 10 minut. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia. Pozdrów Jessicę.
-Moja mama Cię pozdrawia - powiedział Michael tym razem do mnie.
-Dziękuję - powiedziałam, po czym Król złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę limuzyny.
Gdy dojechaliśmy na  miejsce ujrzałam ogromną willę. Dookoła rosły przeróżne drzewa, krzewy i kwiaty. W drzwiach czekali na nas rodzice Michaela. Katherine szeroko się do nas uśmiechnęła i niepewnie to odwzajemniłam. Joseph zdołał wydusić z siebie jakiś uśmiech.
-Witajcie! - jako pierwsza odezwała się Katherine i podała mi swoją ciepłą rękę.
-Dzień dobry... - odezwałam się lekko drżącym głosem patrząc na mamę Michaela.
-Dobry - wymamrotał Joseph i podał mi w przeciwieństwie do Katherine swoją lodowatą rękę - To Ty jesteś ta Jessica, tak?
-Tak, to ja.. - odpowiedziałam, próbując udawać poważną.
-No nawet przyzwoita.. W końcu Michael znalazł sobie jakąś dziewczynę.
-Joseph! - Katherine szturchnęła męża w bok - Wejdźcie do środka. 
Po chwili byliśmy w salonie. Na środku pomieszczenia stał ogromny stół, z wieloma krzesłami.
-Niedługo przyjedzie Janet i La Toya. Rebbie jest na górze, a chłopcy powinni już tu być... - powiedział Katherine, patrząc na zegarek.
Prawie w tej samej chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę! - rozległ się krzyk siostry Michaela - Rebbie. -
Po chwili cała dziewiątka dzieci Katherine i Josepha była w salonie.Wszyscy po kolei podchodzili do mnie, swoich rodziców i brata i witali się. Z całego tego towarzystwa byłam najmłodsza.
-Ty jesteś Jessy, tak? - spytała mnie po jakimś czasie Rebbie.
-Tak...
-Michael wspominał o Tobie... - lekko się zarumieniłam - A tak w ogóle, napijesz się czegoś?
-Nie, dziękuję..
-Chyba jesteś trochę nieśmiała... - odpowiedziała do mnie uśmiechnięta.
-Tak, ja... - nie zdążyłam skończyć bo tym razem Janet mnie porwała. 
-Hey. Na prawdę jesteście razem z Mikim?
-Tak... - odpowiedziałam zadowolona.
-Gratuluję - odpowiedział dziewczyna z promienistym uśmiechem - Wiesz, Mikey zawsze był nieśmiały i trudno mu było...
-Janet! - wtrącił się Michael.
-No co? Tylko odpowiadam jej prawdę... No już, nie złość się...
-Hej, dzieci, zapraszam na obiad! - usłyszeliśmy z kuchni głos Katherine.
Gdy wszyscy razem zasiedliśmy do stołu Joseph zaczął mówić modlitwę: "Dobry Boże Jehowo, bardzo dziękujemy Ci, że znaleźliśmy się całą rodziną w tak pięknym miejscu. Prosimy Cię o błogosławieństwo dla braci i sióstr na całej kuli ziemskiej, aby ich działalność przynosiła owoce. Prosimy Cię o specjalne błogosławieństwo dla całej naszej rodziny naszych dzieci, aby zawsze wiernie Tobie służyły. Chcielibyśmy podziękować Ci bardzo za ten posiłek i wszystkie inne błogosławieństwa. Amen.". "Amen" odpowiedzieli wszyscy prócz mnie. Wiedziałam, że Mike pochodzi z rodziny Świadków Jehowy, i wiedziałam, że Joseph jest głęboko wierzący, jednak nie wiedziałam jak mam się zachowywać, gdy odmawiają modlitwy. Tym razem przemilczałam.
-Jessico, jakiej jesteś wiary jeśli można wiedzieć? - zapytał Joseph udając miłego. 
-Ja...Ja jestem ateistką... - nie wiedziałam co powiedzieć. 
-A twoja rodzina? - zapytał znowu oschłym tonem.
-Moja mama jest chrześcijanką, a tata ateistą... - te słowa lekko przeszły mi przez gardło. Bałam się co ten człowiek może zrobić.
-Czy tolerujesz inne religie? - spytał ciekawsko.
-Tak, oczywiście 
-To dobrze - powiedział trochę bardziej zadowolony niż wcześniej i wrócił do jedzenia.
Po dłuższym czasie wszyscy postanowili jechać do swoich domów. Tak samo zrobiliśmy ja i Mike. Pożegnaliśmy się z jego rodzicami i wsiedliśmy do samochodu. Nie mogłam się doczekać Nibylandii... 

czwartek, 26 marca 2015

RODZIAŁ 9

Po jakimś czasie siedzieliśmy w moim pokoju. Zachowywaliśmy się jak małe dzieci; rzucaliśmy się poduszkami i śmieliśmy się do upadłego.
-Jess, mam pomysł... - powiedział tajemniczym głosem Michael przerywając nasz napad śmiechu.
-Jaki? - spytałam równie tajemniczo.
-Wiesz, skoro mamy iść do ZOO, a nie chcemy być zauważeni to musimy się przebrać...
-Co masz na myśli?... - spytałam niezabardzo wiedząc o co Mu chodzi.
-Chyba nie chcesz żeby fani nie dali nam pooglądać zwierząt...
-Aaa.. Ale jak dokładnie chcesz się przebrać?
-Hmm...Masz w domu jakieś chusty i stare ubrania?
-Tak, są w piwnicy...
-Pokaż mi gdzie to jest.
Wstaliśmy z łóżka i zaprowadziłam Króla do "podziemi" mojego domu. Przeszliśmy przez ciemny korytarz i doszliśmy do starej, zniszczonej szafy. Zapaliłam światło i otworzyłam drzwiczki. Michael zaczął wygrzebywać z szafy jakieś od dawna nie wyciągane ubrania.
-Twój brat idzie z nami? - zapytał po dłuższej chwili.
-Nie wiem. A chcesz? - zapytałam niezbyt uradowana z jego pomysłu.
-Nie chcę żeby został sam...
-Ok.. Może iść.
-Zaczekaj tu - rzucił w biegu.
Po chwili wrócił z moim bratem. Zaczął nam podawać ubrania. Spojrzałam na nie zniechęcona. 
-Dlaczego mamy to założyć? - spytałam.
-Żeby Cię nie rozpoznali.
-Nie rozpoznali? Przecież ludzie nie wiedzą kim jestem.
-Widzieli Cię rano ze mną na lotnisku..
-Fakt... - lekko się zarumieniłam. Nie dość, że mój ukochany był bardzo przystojny i czarujący, to do tego mądry i inteligentny.
-Ale mnie przecież nie znają. - odezwał się Hubert. Dopiero przypomniałam sobie, że jest tutaj z nami.
-W sumie tak, ale lepiej załóż - powiedział spokojnym głosem Michael, tak jakby był ojcem Huberta.
Wszyscy troje wyszliśmy z piwnicy. Jako pierwszy do łazienki wszedł Hubert i zaczął przebierać się w swój nowy strój. Po chwili wyszedł. Ubrał się tak, że gdybym spotkała go na ulicy nie poznałabym go. Tak samo było z Michaelem.
Chwilę później byliśmy już w drodze. Poszliśmy na piechotę, bo ZOO było dwie ulice dalej. Gdy doszliśmy, stanęliśmy na końcu ogromnej kolejki. Wielu ludzi rzucało na nas dosyć dziwne spojrzenia. A my tylko chichotaliśmy pod nosem wyobrażając sobie ich reakcję, gdyby dowiedzieli się, że tak patrzyli na Michaela Jacksona.
-Dzień dobry. Jakie bilety? - spytała kasjerka w podeszłym wieku, gdy doszliśmy do kasy.
-Jeden ulgowy i dwa normalne poproszę... - powiedział Michael swoim słodkim głosem.
-Ma pan głos bardzo podobny do Michaela Jacksona - wcięła się kobieta stojąca za nami.
-Naprawdę? - powiedział Mike lekko drżącym głosem.
Gdy zapłaciliśmy za bilety szybko weszliśmy przez specjalne bramki. Złapałam Króla za rękę i podeszliśmy do flamingów. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy nich, a następnie odwiedziliśmy zwierzęta afrykańskie.
-Michael, chustka... - szepnęłam, gdy Michaelowi rozwiązała się chusta na twarzy.
Jednak było już za późno. Ktoś to zauważył. Podbiegła do nas jakaś dziewczyna. Przysunęła się do Michaela i niepewnie uniosła rękę aby zdjąć dopiero co poprawioną chustkę. Uderzyłam ją w rękę , a ta ekspresowo odskoczyła. Mike złapał mnie i Huberta za ręce i pobiegliśmy szybko przed siebie, bo zgraja fanów biegłą za nami. Schowaliśmy się za murem, próbując złapać oddech, jednak fani już nas znaleźli. Wybiegliśmy z ZOO, tak jakby goniło nas stado tygrysów. Wszyscy patrzyli się na nas jak na wariatów, aa jeszcze bardziej kiedy wybiegła za nami większa grupa ludzi.
Po jakimś czasie dobiegliśmy już do domu. Otworzyłam drzwi i wbiegliśmy do środka.
-I jak? Podobało się? - zapytał uśmiechnięty Mike.

środa, 25 marca 2015

ROZDZIAŁ 8

Gdy wyszliśmy, czekała już na nas czarna, niezbyt duża limuzyna i przyciemnianymi oknami. Przy tylnej części pojazdu stał kierowca. Kiedy nas zobaczył podszedł, przywitał się i zabrał od Michaela moją torbę. Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie.
-Chcesz posłuchać muzyki? - zapytał Michael po chwili milczenia.
-Ok... - odezwałam się niepewnie.
-Jakieś propozycje?
-Hmm...może Króla?
-Króla? A kto nim jest? - powiedział  Michael udając zamyślenie.
Po chwili wyjął z "szafki" płytę Thriller. Lekkim kiwnięciem głowy spytał mnie czy sie zgadzam. Prawie takim samym znakiem odpowiedziałam mu "tak".
Po jakimś czasie byliśmy na miejscu.  Kiedy samochód się zatrzymał. Michael wysiadł jako pierwszy i szybko przebiegł na drugą stronę i otworzył mi drzwi tak, abym i ja mogła wysiąść. Złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę samolotu. Naokoło nas zebrali się fani Króla i natrętni fotografowie, którzy w każdej sekundzie robili nam zdjęcia.
-Dzień dobry panie Jackson. Mamy złą wiadomość - powiedziała miłym głosem stewardessa, kiedy wsiedliśmy do samolotu - Nie możemy dziś polecieć do Gary.
-Rozumiem... - powiedział Mike po chwili milczenia - A możemy znać powód?
-Na wysokości jakiej leci samolot są teraz za duże wiatry.
-Rozumiem... Więc, kiedy będziemy mogli wylecieć?
-Najwcześniej za kilka dni.
-Dobrze, dziękuję - powiedział Michael, po czym kobieta zostawiła nas samych.
-Przepraszam... - powiedział Michael niepewnym głosem tym razem do mnie.
-Ale...Za co? - zapytałam lekko zdziwiona.
-No..Za to, że nie mogę Cię zabrać dziś do Gary...
-Ale Mike, to nie Twoja wina, że nie możemy dziś lecieć!
 -No ale, obiecałem Ci, że...
-Michael!... - przerwałam mu.
-Dobra... To ... Znasz może jakiś dobry hotel w pobliżu?
-Hotel?
-Tak. No wiesz, gdzieś muszę przez te kilka dni mieszkać...
-Przecież możesz u mnie zamieszkać!
-Ale nie chcę robić problemu Twoim rodzicom...
-Ale to nie jest żaden problem! Zobacz... - wyjęłam z torebki telefon i zaczęłam nerwowo szukać numeru mojego taty.
-Jessy? Nie lecicie jeszcze? - usłyszeliśmy po chwili głos mojego taty.
-Nie. Możemy polecieć dopiero za kilka dni.
-Coś się stało? - zapytał tata przestraszonym głosem.
-Nie. To tylko przez wiatr. - przerwałam na chwilę i zrobiłam głęboki oddech - Czy Michael moze u nas zamieszkać na te kilka dni?
-Jasne.
-Okay. To my będziemy w domu za jakieś pół godziny.
Rozłączyłam się.
-I widzisz? - zapytałam Michaela, trochę tak jakbym chciała powiedzieć "A nie mówiłam?"
Po chwili wyszliśmy z samolotu. Znów usłyszeliśmy krzyki fanów Michaela. Tym razem podszedł do jednej z fanek i podarował jej swój autograf. Wsiedliśmy do samochodu. W radiu leciały jakieś piosenki kiedy Michael zapytał mnie:
-Macie tutaj zoo?
-Tak - odpowiedziałam. Zastanawiałam się kiedy mnie o to spyta.
-Pójdziemy? - zapytał błagalnym głosem małego dziecka.
-Jasne - Mike uśmiechnął się do mnie radośnie.
Jechaliśmy bocznymi uliczkami, żeby zgubić po drodze fanów.
-Dokąd jedziemy panie Jackson? - zapytał kierowca limuzyny.
-Do miejsca, z którego dziś wyjechaliśmy - odpowiedział mój ukochany.
Jechaliśmy drogą, którą nigdy wcześniej nie jechałam, chociaż na lotnisko jeździłam już wiele razy.
Po jakimś czasie byliśmy już przed domem. Kiedy wysiedliśmy, kierowca dał nam moją torbę i. Zadzwoniliśmy dzwonkiem, ponieważ drzwi były zamknięte. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że moi rodzice są w pracy. Na szczęście mój brat nie poszedł dziś do szkoły. Po chwili przed nami stał już 14-letni chłopiec.
-Cześć..- przywitał się niepewnie.
-Cześć - odpowiedzieliśmy mu chórem.
-Wy nie powinniście być w samolocie? - zapytał zdziwiony naszym widokiem.
-Nie. Lecimy za kilka dni.Hmm... Wpuścisz nas do środka?
-Taa.. -  odsunął się i wpuścił nas do środka.
-Zjesz coś? - zapytałam Michaela, gdy weszliśmy do środka.
-Nie, dziękuję
-Ok, to chodźmy do mnie. Zaplanujemy co będziemy dziś robić.
I poszliśmy razem z moim bratem na górę.


wtorek, 24 marca 2015

ROZDZIAŁ 7

Następnego dnia obudził mnie znienawidzony przeze mnie dźwięk budzika.
-Co jest? Tak wcześnie? Mam wolne... - powiedziałam sama do siebie zaspanym głosem - O kurcze!
Wstałam z łóżka jak poparzona i szybko podbiegłam do szafki z ubraniami.Wyciągnęłam stamtąd czerwoną bluzę, żółte rurki, białą bluzkę i pobiegłam szybko do łazienki i zaczęłam się ubierać. Po chwili gotowa zeszłam do kuchni, aby zjeść jakieś śniadanie.
-Co ty tu robisz o tej porze? Jest czwarta nad ranem... - powiedziała podirytowana mama, ziewając ospale.
-Mamo, przecież rozmawialiśmy o tym wczoraj. Jadę dziś w odwiedziny do Michael"a...
Mama wyraźnie o tym zapomniała, bo gdy jej to powiedziałam od razu dostała zastrzyk energii.
-Przepraszam, zapomniałam. Hmm... A kiedy zamierzasz wrócić do domu?
-Nie wiem. Jeszcze o tym nie myślałam. A poza tym jesteśmy z Michaelem parą, wiec może nie będzie mnie za szybko wyganiać z domu... - na te słowa mama wyraźnie "przerzuciła oczami". Od wczorajszego wieczoru swoim zachowaniem w stosunku do Michaela próbowała dać mi do zrozumienia, że mój związek jest głupotą. Od samego początku nie przepadała z Michaelem. - A poza tym kilka dni temu skończyłam 17 lat, będę pod opieką dorosłego i odpowiedzialnego człowieka i  masy ochroniarzy, więc nie musisz się o mnie martwić
-A co ze szkołą? Myślałaś o tym? - rzuciła do mnie z wyrzutem w głosie.
-Tak - odpowiedziałam z lekkim sarkazmem w głosie - Może pójdę do szkoły w Gary.
-A jeśli tam nie pójdziesz do szkoły?
-Mamo, proszę... Obiecuję, że skończę szkołę
Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. Pobiegłam szybko do swojego pokoju i odebrałam.
-Halo?
-Jess?
-Tak?
-Mógłbym wpaść trochę wcześniej? Chciałbym porozmawiać jeszcze trochę z Twoimi rodzicami...
-Dobrze. Za ile będziesz?
-Jestem pod Twoim domem.
-Ok. Zaraz otworzę.
Zbiegłam energicznie po schodach.
-Gdzie ty idziesz? - zapytała niezbyt miłym głosem mama.
-Otworzyć drzwi. Michael chce o czymś porozmawiać z tobą i tatą.
-Co? O tej porze? - zapytała prawie wrzeszcząc i już po chwili była w pokoju i szybko się przebierała, ponieważ była w samej piżamie i szlafroku.
Otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazała się twarz Króla. Niepewnie uśmiechnęłam się.
-Wejdź - powiedziałam cicho, po czym zaprosiłam Michaela do salonu. - Rodzice zaraz przyjdą.
Rodzice jak na zawołanie pokazali się w wejściu. Michael wstał i usiadł dopiero wtedy, gdy rodzice usiedli.
-Z tego co wiem Jessica nie ukończyła szkoły - Michael odezwał się pierwszy.
-Tak - odparli zgodnie rodzice.
-Dlatego moim obowiązkiem jest dopilnować, aby ukończyła ostatni rok nauki - Przeraził mnie Jego poważny ton głosu. - Nie będzie mogła codziennie przyjeżdżać do Kalifornii, więc będzię się uczyła w Gary. Kiedy Jessica będzie przebywać u mnie będzie korzystać z prywatnych lekcji, a pod koniec zda wszystkie egzaminy.
Rodzice spojrzeli na siebie zdziwieni.
-Czy zgadzają się Państwo na to? - zapytał Michael po chwili milczenia.
-Tak... - tata odpowiedział zdecydowanie.
-Kiedy Jessica zamierza wrócić domu? - zapytała moja mama grobowym głosem.
-Aaa... - ani ja ani Michael nie wiedzieliśmy co odpowiedzieć. Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy...
-Jane! - krzyknął tata, zanim Michael zdążył cokolwiek powiedzieć. - Nie spóźnicie się na samolot?
Spojrzałam na zegarek. Za 5 minut mieliśmy samolot! Było pewne, że nie zdążymy.
-Jessy, zdążymy. - powiedział do mnie delikatnie  Michael, widząc moje przerażenie - Bez nas nie odlecą.
Lekko się uśmiechnął i puścił do mnie oko, a ja odwzajemniłam uśmiech. Całkiem zapomniałam, że Michael ma swój prywatny samolot. Pobiegłam do mojego pokoju po torbę z rzeczami. Już chciałam ją wziąć, ale Michael zabrał mi ją z rąk i zniósł na dół.
-Pożegnaj się z Hubertem! - krzyknęła do mnie mama z dołu.
Po cichu weszłam  do pokoju brata. Szybko się obudził.
-Cześć. Przyszłam się pożegnać. - powiedziałam prawie szeptem.
-Już jedziesz? - powiedział zaspany.
-Tak, niedługo mam samolot.
-No dobra. A... Będę mógł Cię odwiedzać?
-Jasne. No dobra. To pa.
-Cześć.
-Cześć - Michael pierwszy raz się odezwał.
Zeszliśmy na dół, pożegnaliśmy się z moimi rodzicami, ubraliśmy się i wyszliśmy na dwór. Przez moją głowę przechodziły w tej chwili miliony myśli...