Tak minęło kilka następnych dni. Niecierpliwie czekałam tego dnia piątku, co było u mnie bardzo dziwne. Pierwszy piątek wakacji, jednak zdawał się być najlepszym piątkiem mojego życia. Tak samo jak w poniedziałek dojechaliśmy na lotnisko, gdzie powitali nas fani. Wsiedliśmy do samolotu, a na stoliku leżały gazety z ostatnich kilku dni. Gdy zobaczyłam pierwszą stronę jednej z nich zrobiło mi się trochę słabo. "Tajemnicza dziewczyna, z jaką Michael Jackson pokazał się w poniedziałek. kim ona jest?" przeczytałam szeptem.
-Okropni dziennikarze, wszystko uchwycą... - wymamrotałam bardziej do siebie niż do Michaela.
-Pokaż mi to - powiedział Michael i wziął ode mnie gazetę - Hmmm... Co oni tu piszą... "Kochanka czy nowa dziewczyna?" Haha! Co za ludzie!
-A co nie jestem Twoją dziewczyną? - odezwałam się udając urażoną.
-Jasne, że jesteś kochanie... - powiedział słodkim głosem, po czym złożył mi pocałunek na policzku.
"Michael Jackson w miejskim ZOO" - tak brzmiał kolejny nagłówek w gazecie.
Droga była spokojna. Przez cały czas rozmawialiśmy.
-Cześć mamo. Jesteśmy już w Gary - powiedział Michael do telefonu.
-Jesteśmy? Z kim jesteś? - odezwał się głos ze słuchawki.
-Z Jessicą. Mówiłem Ci o niej...
-A tak. Przepraszam, zapomniałam...
-Będziemy za jakieś 10 minut. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia. Pozdrów Jessicę.
-Moja mama Cię pozdrawia - powiedział Michael tym razem do mnie.
-Dziękuję - powiedziałam, po czym Król złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę limuzyny.
Gdy dojechaliśmy na miejsce ujrzałam ogromną willę. Dookoła rosły przeróżne drzewa, krzewy i kwiaty. W drzwiach czekali na nas rodzice Michaela. Katherine szeroko się do nas uśmiechnęła i niepewnie to odwzajemniłam. Joseph zdołał wydusić z siebie jakiś uśmiech.
-Witajcie! - jako pierwsza odezwała się Katherine i podała mi swoją ciepłą rękę.
-Dzień dobry... - odezwałam się lekko drżącym głosem patrząc na mamę Michaela.
-Dobry - wymamrotał Joseph i podał mi w przeciwieństwie do Katherine swoją lodowatą rękę - To Ty jesteś ta Jessica, tak?
-Tak, to ja.. - odpowiedziałam, próbując udawać poważną.
-No nawet przyzwoita.. W końcu Michael znalazł sobie jakąś dziewczynę.
-Joseph! - Katherine szturchnęła męża w bok - Wejdźcie do środka.
Po chwili byliśmy w salonie. Na środku pomieszczenia stał ogromny stół, z wieloma krzesłami.
-Niedługo przyjedzie Janet i La Toya. Rebbie jest na górze, a chłopcy powinni już tu być... - powiedział Katherine, patrząc na zegarek.
Prawie w tej samej chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę! - rozległ się krzyk siostry Michaela - Rebbie. -
Po chwili cała dziewiątka dzieci Katherine i Josepha była w salonie.Wszyscy po kolei podchodzili do mnie, swoich rodziców i brata i witali się. Z całego tego towarzystwa byłam najmłodsza.
-Ty jesteś Jessy, tak? - spytała mnie po jakimś czasie Rebbie.
-Tak...
-Michael wspominał o Tobie... - lekko się zarumieniłam - A tak w ogóle, napijesz się czegoś?
-Nie, dziękuję..
-Chyba jesteś trochę nieśmiała... - odpowiedziała do mnie uśmiechnięta.
-Tak, ja... - nie zdążyłam skończyć bo tym razem Janet mnie porwała.
-Hey. Na prawdę jesteście razem z Mikim?
-Tak... - odpowiedziałam zadowolona.
-Gratuluję - odpowiedział dziewczyna z promienistym uśmiechem - Wiesz, Mikey zawsze był nieśmiały i trudno mu było...
-Janet! - wtrącił się Michael.
-No co? Tylko odpowiadam jej prawdę... No już, nie złość się...
-Hej, dzieci, zapraszam na obiad! - usłyszeliśmy z kuchni głos Katherine.
Gdy wszyscy razem zasiedliśmy do stołu Joseph zaczął mówić modlitwę: "Dobry
Boże Jehowo, bardzo dziękujemy Ci, że znaleźliśmy się całą rodziną w
tak pięknym miejscu. Prosimy Cię o błogosławieństwo dla braci i sióstr
na całej kuli ziemskiej, aby ich działalność przynosiła owoce. Prosimy
Cię o specjalne błogosławieństwo dla całej naszej rodziny naszych dzieci,
aby zawsze wiernie Tobie służyły. Chcielibyśmy
podziękować Ci bardzo za ten posiłek i wszystkie inne błogosławieństwa. Amen.". "Amen" odpowiedzieli wszyscy prócz mnie. Wiedziałam, że Mike pochodzi z rodziny Świadków Jehowy, i wiedziałam, że Joseph jest głęboko wierzący, jednak nie wiedziałam jak mam się zachowywać, gdy odmawiają modlitwy. Tym razem przemilczałam.
-Jessico, jakiej jesteś wiary jeśli można wiedzieć? - zapytał Joseph udając miłego.
-Ja...Ja jestem ateistką... - nie wiedziałam co powiedzieć.
-A twoja rodzina? - zapytał znowu oschłym tonem.
-Moja mama jest chrześcijanką, a tata ateistą... - te słowa lekko przeszły mi przez gardło. Bałam się co ten człowiek może zrobić.
-Czy tolerujesz inne religie? - spytał ciekawsko.
-Tak, oczywiście
-To dobrze - powiedział trochę bardziej zadowolony niż wcześniej i wrócił do jedzenia.
Po dłuższym czasie wszyscy postanowili jechać do swoich domów. Tak samo zrobiliśmy ja i Mike. Pożegnaliśmy się z jego rodzicami i wsiedliśmy do samochodu. Nie mogłam się doczekać Nibylandii...
Joseph taki wierzący. Super rozdzialik. Miło poczytać coś, dzień przed szkołą ;_;
OdpowiedzUsuńJutro chemia :') Hehe. Super. Nic nie umiem. xD
Życzę weny
Pozdrawiam
~Bunia ;3
Przepraszam, że nie skomentowałem ostatniej , co do tej. Joseph wierzący? Matulu. Rozdział cudowny, i czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Michael