Po jakimś czasie siedzieliśmy w moim pokoju. Zachowywaliśmy się jak
małe dzieci; rzucaliśmy się poduszkami i śmieliśmy się do upadłego.
-Jess, mam pomysł... - powiedział tajemniczym głosem Michael przerywając nasz napad śmiechu.
-Jaki? - spytałam równie tajemniczo.
-Wiesz, skoro mamy iść do ZOO, a nie chcemy być zauważeni to musimy się przebrać...
-Co masz na myśli?... - spytałam niezabardzo wiedząc o co Mu chodzi.
-Chyba nie chcesz żeby fani nie dali nam pooglądać zwierząt...
-Aaa.. Ale jak dokładnie chcesz się przebrać?
-Hmm...Masz w domu jakieś chusty i stare ubrania?
-Tak, są w piwnicy...
-Pokaż mi gdzie to jest.
Wstaliśmy
z łóżka i zaprowadziłam Króla do "podziemi" mojego domu. Przeszliśmy
przez ciemny korytarz i doszliśmy do starej, zniszczonej szafy.
Zapaliłam światło i otworzyłam drzwiczki. Michael zaczął wygrzebywać z
szafy jakieś od dawna nie wyciągane ubrania.
-Twój brat idzie z nami? - zapytał po dłuższej chwili.
-Nie wiem. A chcesz? - zapytałam niezbyt uradowana z jego pomysłu.
-Nie chcę żeby został sam...
-Ok.. Może iść.
-Zaczekaj tu - rzucił w biegu.
Po chwili wrócił z moim bratem. Zaczął nam podawać ubrania. Spojrzałam na nie zniechęcona.
-Dlaczego mamy to założyć? - spytałam.
-Żeby Cię nie rozpoznali.
-Nie rozpoznali? Przecież ludzie nie wiedzą kim jestem.
-Widzieli Cię rano ze mną na lotnisku..
-Fakt...
- lekko się zarumieniłam. Nie dość, że mój ukochany był bardzo
przystojny i czarujący, to do tego mądry i inteligentny.
-Ale mnie przecież nie znają. - odezwał się Hubert. Dopiero przypomniałam sobie, że jest tutaj z nami.
-W sumie tak, ale lepiej załóż - powiedział spokojnym głosem Michael, tak jakby był ojcem Huberta.
Wszyscy
troje wyszliśmy z piwnicy. Jako pierwszy do łazienki wszedł Hubert i
zaczął przebierać się w swój nowy strój. Po chwili wyszedł. Ubrał się
tak, że gdybym spotkała go na ulicy nie poznałabym go. Tak samo było z
Michaelem.
Chwilę później byliśmy już w drodze. Poszliśmy na
piechotę, bo ZOO było dwie ulice dalej. Gdy doszliśmy, stanęliśmy na
końcu ogromnej kolejki. Wielu ludzi rzucało na nas dosyć dziwne
spojrzenia. A my tylko chichotaliśmy pod nosem wyobrażając sobie ich
reakcję, gdyby dowiedzieli się, że tak patrzyli na Michaela Jacksona.
-Dzień dobry. Jakie bilety? - spytała kasjerka w podeszłym wieku, gdy doszliśmy do kasy.
-Jeden ulgowy i dwa normalne poproszę... - powiedział Michael swoim słodkim głosem.
-Ma pan głos bardzo podobny do Michaela Jacksona - wcięła się kobieta stojąca za nami.
-Naprawdę? - powiedział Mike lekko drżącym głosem.
Gdy
zapłaciliśmy za bilety szybko weszliśmy przez specjalne bramki.
Złapałam Króla za rękę i podeszliśmy do flamingów. Zatrzymaliśmy się na
chwilę przy nich, a następnie odwiedziliśmy zwierzęta afrykańskie.
-Michael, chustka... - szepnęłam, gdy Michaelowi rozwiązała się chusta na twarzy.
Jednak
było już za późno. Ktoś to zauważył. Podbiegła do nas jakaś dziewczyna.
Przysunęła się do Michaela i niepewnie uniosła rękę aby zdjąć dopiero
co poprawioną chustkę. Uderzyłam ją w rękę , a ta ekspresowo odskoczyła.
Mike złapał mnie i Huberta za ręce i pobiegliśmy szybko przed siebie,
bo zgraja fanów biegłą za nami. Schowaliśmy się za murem, próbując
złapać oddech, jednak fani już nas znaleźli. Wybiegliśmy z ZOO, tak
jakby goniło nas stado tygrysów. Wszyscy patrzyli się na nas jak na
wariatów, aa jeszcze bardziej kiedy wybiegła za nami większa grupa
ludzi.
Po jakimś czasie dobiegliśmy już do domu. Otworzyłam drzwi i wbiegliśmy do środka.
-I jak? Podobało się? - zapytał uśmiechnięty Mike.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz