wtorek, 29 września 2015

Przepraszam

Przepraszam Was za to, co za chwilę przeczytacie.
"Zawieszam" bloga. Nie mam ostatnio zbyt dużo wolnego czasu, a jak mam to za chwilę znów go nie ma. Ale obiecuję, niedługo wrócę.
I nie wiem jak będzie z drugim blogiem (Kiedy spotykają się dwa odmienne światy),tam mam już pozaczynane jakieś notki, więc może coś będzie się pojawiać.
Oczywiście możecie mi pisać o nowościach u Was :)
Pozdrawiam Was ciepło <3

sobota, 19 września 2015

ROZDZIAŁ 45

Całą noc chciało mi się tańczyć i śpiewać z radości. Nie wiedziałam co zrobić ze sobą, więc poszłam do sali tanecznej i włączyłam "Stayin' Alive" Bee Gees. Uwielbiałam tą piosenkę. Była taka rytmiczna.. Nucąc pod nosem rytm utworu, układałam nowy układ taneczny. Spojrzałam w lustro, a tam..
-Michael! - Mike siedział w kącie skulony i zwijał się ze śmiechu - Uważasz, że w ciąży zrobię to lepiej? Pogadamy za kilka miesięcy!
-Doprawdy? Pobijesz mnie? - zaakcentował ostatnie słowo, podkreślając je.
-Ciebie? A kim Ty jesteś? - zadrwiłam, kładąc dłonie na biodrach.
-Ja? - wstał i podszedł do mnie od tyłu. Objął mnie w talii - Królem..
-Udowodnij - odsunęłam się do niego i skrzyżowałam ręce na piersiach.
Popatrzył na mnie i podszedł do wieży. Zmienił płytę i już po chwili słyszałam słynne "Billie Jean".
-Nie! To nie fair! Znasz to na pamięć! - podbiegłam do wieży i wyjęłam płytę. Szukałam czegoś innego, czegoś, czego nie będzie umiał zatańczyć..
-Może to..Nie.. To? - spytałam bardziej siebie niż jego. W ręce miałam singiel Madonny "Hung up".
-Serio?
-Serio.
-Jessy, ja to znam chyba na pamięć..
-Wiec pokaż co potrafisz.
Michael już do pierwszych taktów poruszał się z taką taneczną gracją, lekkością, zwinnością i.. No właśnie. Nie potrafię tego nawet opisać. Ma ten talent. Jest najlepszy! Ale przecież mu tego nie powiem..
-Oj, chyba straciłeś tą swoją "moc".. - udałam westchnienie, a on szeroko otworzył oczy.
-Nie.. Muszę poćwiczyć.. Przecież za rok muszę jechać na trasę koncertową.. Nie.. - złapał się za głowę i chodził po sali - Nie..
Ne wytrzymałam. Zaczęłam cicho chichotać, a Mike patrzył na mnie jak na zbiega z zakładu psychiatrycznego.
-Co jest? No ej, co jest?
-Na żartach się nie znasz?
-Jakich żartach? - spytał, marszcząc przy tym zabawnie brwi i czerwieniąc się, odgarnął czarne włosy opadające mu na twarz.
-Przecież wiesz, że jesteś najlepszy, głuptasie ty! - posłałam mu sójkę w bok.
Zaczerwienił się jeszcze bardziej.
-Uciekasz wzrokiem.. - stwierdziłam dumna z siebie. Takiego efektu chciałam - Wstydzisz się..
-Oh Jessy, jesteś taka niemądra..
-Ja?.. - wiedziałam, że teraz on chce mnie w coś wrobić. Ja tak łatwo się nie dam!
-Przecież wiesz o co mi chodzi.. - powoli zbliżał się do mnie i rozbierał mnie wzrokiem.
-Michael..
-Potrafisz rozpalić do czerwoności..
Teraz on rozpalił do czerwoności moje policzki! O czym on myśli? Zboczeniec..
-Nie ma lepszej od Ciebie.. Jesteś boginią seksu.. - podszedł jeszcze bliżej, a moja twarz zamieniła się w buraka.
Położył mi jedną rękę na ramieniu, a drugą na talii. Przysuwał swoje usta do moich, a moje ciało delikatnie pchał pod ścianę. Poczułam, jak zahaczam o coś kostką i w jednej chwili tracę grunt pod nogami. Poleciałam do tyłu i upadłam na twarde płytki. Michael leżał nade mną i chichotał.

-Co? Przez twoje fantazje seksualne mam obite całe plecy i kość ogonową! - po tych słowach Michael jeszcze bardziej zaczął się śmiać. 
Zepchnęłam go z siebie i usiadłam, podpierając się rękoma. Dźwignęłam się i spróbowałam wstać. 
-O mój Boże... - złapałam się za tyłek i westchnęłam głośno. Miałam niemiłosiernie zbitą kość ogonową. Ból był okropny - Za to nosisz mnie na rękach do końca dnia!
Mike zwijał się ze śmiechu, a ja z bólu. 
-Nie śmiej się tak, Ty pacanie! - krzyknęłam, śmiejąc się sama z siebie -Faktycznie, boki zrywać... 
Ku mojemu zdziwieniu Mike podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Objęłam jego szyję i spojrzałam w jego oczy. 
-Pamiętasz dzień, w którym Cię poznałam? 
-Jasne! Jak mógłbym zapomnieć? To jedne z najważniejszych dni z naszego życia!  
-Tak miło mi się zrobiło, kiedy o tym myślę.. 
*****************
Leżeliśmy już w łóżku w pozycji "na łyżeczkę". Czułam oddech Michaela na swojej szyi. Ciepłymi opuszkami palców gładził moje biodra i talię. Wspominaliśmy wszystkie wspólne chwile. 
-Wiesz co? - zaczął, zmieniając temat. 
-Mhm? 
-Może byśmy popłynęli w rejs. Co o tym myślisz?
-Nie jestem pewna.. 
-Dlaczego? 
-No.. Gdybym musiała jechać do lekarza czy coś.. 
-Możemy zabrać jakiegoś ze sobą, jeśli chcesz. 
-Zastanowię się, dobrze? 
-Oczywiście, Księżniczko - cmoknął mnie w policzek. 
-Mickey? 
-Tak? 
-Kocham Cię.. 










*Przypominam, iż jest to opowiadanie fikcyjne i wszystkie fakty i mity historyczne nie muszą się zgadzać. Nawet daty wydania piosenek Michaela, jego tras koncertowych i innych szczegółów. Więc proszę o zrozumienie, jeśli nie wszystko do końca się zgadza :)*

Podoba się Wam?
Wena mnie nawiedziła.. Ale zabrakło jej na następny rozdział :( więc nie wiem kiedy się pojawi ;c
Cały czas chodzę taka szczęśliwa.. Pierwszy raz w życiu! Serio! Wszystko dzięki mojej siostrzyczce :)

wtorek, 8 września 2015

ROZDZIAŁ 44

-Księżniczko, wszystko będzie dobrze - pocieszał mnie, gdy jechaliśmy na zabieg usunięcia płodu. Trzymał ciepłą dłoń na moim udzie. Bałam się okropnie, ręce mi drżały, a oczy łzawiły. Przez cały czas obwiniałam za to siebie, bo przecież czyja inna wina to jest? Oczywiście, że moja! 
W nocy miałam okropne sny. Budziłam się z krzykiem. 
Pojechaliśmy pod szpital. Michael popatrzył na mnie swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami i posłał mi ciepły uśmiech. Wiedziałam, że cierpi tak samo jak ja i wszystkie uczucia i emocje się w nim kotłują. 
-Jessy, to chyba nie koniec świata..
"Kłamiesz!' krzyknęłam w myślach. Jak on może udawać, że nic się nie stało? Jak?.. Nienawidzę go! 
Odwróciłam głowę, żeby na niego nie patrzeć. 
Pogoda za oknem nie odzwierciedlała mojego stanu. Słońce świeciło mocno, od kilku dni przekraczając granicę wytrzymałości tego gorąca. Słońce, ciepło - pewien "symbol" szczęścia, radości.. 
Wysiadłam s samochodu, trzaskając nerwowo drzwiami. Bałagan, zamieszanie - to tylko pojedyncze słowa, które opisywały, co się we mnie działo. 
W chłodnej recepcji czułam się o wiele lepiej. Usiadłam na krześle, wiedząc, że czeka mnie długie oczekiwanie na recepcjonistkę. 
Michael zadzwonił małym dzwoneczkiem, który znajdował się na blacie. Nikt się nie zjawił. Kolejny raz i kolejny.. 
-Cholera jasna! - ryknął. 
Nie spodziewałam się po nim takiego słownictwa... 
-Michael.. -skarciłam go cicho, że chyba nawet tego nie usłyszał. 
Zza ściany wyszła średniego wzrostu kobieta, brunetka, w białym fartuchu.
-W czym mogę pomóc? - spytała znudzonym głosem. 
-My przyszliśmy na.. 
-O, już państwo są. Zapraszam do gabinetu - odezwał się mężczyzna, który właśnie się przed nami pojawił. 
Wstałam i podeszłam do Michaela. Ten złapał mnie za rękę i weszliśmy do środka. Biało-błękitne ściany, biurko i łózko to typowe wyposażenie gabinetu lekarskiego. 
Staliśmy na środku pomieszczenia, a doktor notował coś w swoim notesie. Nie odezwał się żadnym słowem, tak samo jak mój mąż.
-Za chwileczkę przejdziemy do gabinetu obok, gdzie wykonamy jeszcze badanie USG - powiedział, nie przerywając pisania. Miałam ochotę na niego krzyczeć. Czy on nie wie jak ja się czuję? Czy on jest tylko robotem?
-Ma pan dzieci? - spytałam obojętnie, wlepiając obojętnie oczy przed siebie.
-Yy.. Mam.. - odpowiedział, myśląc, że chyba się przesłyszał i po raz pierwszy patrząc na mnie.
-Jak by się pan zachował, gdyby się pan dowiedział, że pan je stracił? - Michael spojrzał na mnie nie wiedząc, co ma robić. Udałam jednak, że go nie widzę.
-Nie wiem.. - mężczyzna był coraz bardziej zdezorientowany.
-Nie wie pan? Jak pan może? Jakim pan jest ojcem? - nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wtuliłam się w ramię Michaela, a on pogłaskał mnie po głowie.
-To ja.. Zapraszam na badanie, żeby się upewnić.. - powiedział cicho i zaprowadził nas za drzwi obok, gdzie już wszystko było przygotowane.
Tak, jak za każdym razem położyłam się na twardym, szpitalnym łóżku. Podwinęłam bluzkę, a lekarz posmarował moje ciało zimną mazią. Powoli przesuwał urządzenie po mojej skórze.
-Niemożliwe.. - westchnął.
-Czy coś nie tak, panie doktorze? - spytał Michael.
-Niemożliwe.. - powtórzył - Proszę tu zaczekać - nakazał.
Zostałam na swoim miejscu patrząc w sufit z nadzieją, że jednak..
Lekarz po chwili wrócił razem z inną kobietą.
-Kelly, zobacz - powiedział do niej - Widzisz to samo co ja?
-Mhm.. - z jej ust wydostał się tylko cichy dźwięk.
-To znaczy tylko, że..Państwa dziecko..żyje - spojrzał na nas.
Michael uśmiechnął się szeroko. Ja siedziałam przetwarzając zdarzenia z ostatnich dni. Najpierw dowiaduję się, że dziecko nie żyje, cierpię i obwiniam za to siebie przez ponad trzy tygodnie, a teraz.. Teraz dowiaduję się, że jednak "jest" tu z nami.. Uśmiechnęłam się.
-Jessy.. - Michael przytulił mnie, chowając twarz w moich włosach.



 ************************
-Pierwszy raz od prawie miesiąca się uśmiechnęłaś - powiedział Mike, kiedy siedzieliśmy w naszym domku na drzewie.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę.. - westchnęłam, szczerząc się jak małe dziecko - Myślałam, że.. że to koniec. Nie wiedziałam co będzie z nami. Myślałam, że nie będziesz mnie chciał..
-Jessy, ja zawsze będę Cię chciał..
-Nawet za 20 lat?
-No, za 20 lat będę kochał kogo innego - skwitował, a ja popatrzyłam na niego przerażona.
-Kogo?
-Naszą córkę - cmoknął mnie w policzek - A Ty myślałaś, że co?
Uniosłam delikatnie swoje ramiona na znak mojej "niewiedzy". Odkąd go poznałam nic się nie zmienił. Zawsze uroczy, romantyczny i.. dziecinny.












Droga Alex! Żyję, żyję! Nie wstawiałam postów, bo nie miałam internetu, a teraz, gdy już mam internet urodziła mi się siostrzyczka ;-; .. Nawet nie wiecie jak się cieszę! Ale trzeba latać tak szkoła-dom-szpital..
Przepraszam za tą przerwę. Nie chcę się Wam tłumaczyć, bo mi głupio, ale chyba rozumiecie.. Jak napisałam wyżej, urodziła mi się siostrzyczka, więc trzeba robić różne rzeczy, za zawozić do szpitala, do tego początek roku, muszę się postarać, a już miałam dwa sprawdziany..
I do tego ta długość (raczej krótkość) notki..
Przepraszam bardzo ;c
A wiecie, że jest tu już 6141 wyświetleń?

sobota, 29 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 43

Kolejny tydzień spędziłam przy Michaelu na łóżku szpitalnym. Wiedziałam,  że strata dziecka zawołała go tak samo mocno, jak mnie. Zaprzyjaźniłam się z Jennifer. Dzwoniłyśmy do siebie codziennie. Fani przysłali kartki do Michaela z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia i na scenę,  a mi z kondolencjami. Każda taka kartka wywoływała kolejną porcję bólu. Przez cały czas czułam coś w rodzaju kopania dziecka,  ale byłam pewna, że to tylko złudna nadzieja wywołana tęsknotą.
-Michael,  jak się czujesz? - spytałam chyba po raz setny tego dnia.
-Dzień dobry Państwu - przywitał się lekarz,  wchodząc do nas bez pukania - Mam dobre wieści.
Spojrzeliśmy na niego błagalnie.
-Będzie Pan mógł wyjść już dziś wieczorem - uśmiechnął się i zapisał coś w notesie.
Michael wstał z łóżka i zaczął chodzić po sali. Nie odzywał się,  tylko patrzył przed siebie.


****************
Kiedy wychodziliśmy ze szpitala,  czekała na nas masa fanów. Michael miał na głowie czapkę,  która chociaż w pewnym stopniu zakrywała jego opatrunki. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i zobaczyłam... Filipa. Udałam,  że go nie zauważyłam i szłam przed siebie. Nie chciałam na niego patrzeć. Jednak on nie dał za wygraną.
-Jessy, proszę wróć do mnie - powiedział,  nie zwracając uwagi na Michaela. Zignorowałam to, a on powiedział ciche - Kochanie...
Nie wytrzymałam. Dostał "z liścia".
-Nie waż się tak do mnie mówić - warknęłam - Jak byś nie zauważył, jesteś przeszłością. Teraz mam męża, który mnie kocha, a ja kocham jego. Więc lepiej zostaw nas w spokoju!
Chyba podziałało. Chociaż.. Odszedł od nas z złośliwym uśmieszkiem. Ale znowu coś we mnie pękło. Nim dobiegliśmy do samochodu, rozpłakałam się na dobre. Wtulona w ramię Michaela, próbowałam się opanować.
Kiedy wróciliśmy do domu, Michael poleciał po coś do garażu,  a mi kazał zaczekać. Po chwili ujrzałam go z białą chusta w dłoni. Już wiedziałam co to oznacza... Zawiązał mi nią oczy i prowadził. Nawet nie wiedziałam gdzie. Szłam posłusznie trzymając jego rękę.
-Księżniczko.. - zaczął, rozwiązując chustkę - Chciałem Ci pokazać wcześniej, ale przez ten wypadek nie mogłem..
To, co zobaczyłam, niemal zwaliło mnie z nóg. To.. Domek na drzewie! Rzuciłam się Michaelowi na szyję.
-Mickey.. Dziękuję.. Ja nie wiem co powiedzieć..
-Nic nie mów, tylko właź na górę - wyszczerzył się.
Wdrapałam się po drewnianej drabince na górę. Usiadłam na podłodze i przez wejście spojrzałam na Michaela. Wyglądał, jakby o czymś intensywnie myślał.
-Nie wchodzisz? - zapytałam.
Nic nie odpowiedział, tylko złapał się drabinki. Po chwili siedział już obok mnie. Patrzył na mnie tymi czekoladowymi, przepełnionymi smutkiem oczami.
-Mike, co jest? - spytałam. Przecież i tak mogłam się domyślić co jest..
Nie odpowiedział. Spojrzał na mnie, a w jego oczach zbierały się łzy. Znów nie wytrzymałam. Schowałam głowę, a Mike przytulił mnie. Dlaczego to tak bardzo boli?
Z kieszeni usłyszałam spokojny dźwięk przychodzącego połączenia.
-Halo?
-Jessy..
Tylko usłyszałam ten głos, od razu się rozłączyłam. Czy Filip się nigdy ode mnie nie odczepi? Cisnęłam telefonem o poduszki.
-Kto to? - Michael wyglądał na trochę przerażonego tym co przed chwilą zrobiłam.


-Nic.. - mruknęłam.
-Hej, Jessy - podniósł mój podbródek - Nigdy się tak nie zachowujesz. Nie rzucasz telefonem..
-Filip..
Znowu dźwięk telefonu..
Odebrałam i włączyłam na głośnomówiący.
-Jessy, wróć do..
-Czy nie mówiłem Ci, Ty patafianie, żebyś ją zostawił w spokoju? Czy jedno ostrzeżenie nie wystarczyło?
-Stary, opanuj emocje..
-Oh, zamknij się. Daj Jessy spokój.
-Mojej dupie? Chyba śnisz..
-Przestań tak o niej mówić!
-Bo co mi zrobi groźny Pan Jackson? - wyświetlał cieniutkim głosem.
Michael spojrzał na mnie. Byłam przerażona.
-Jeszcze zobaczysz.
Nacisnął czerwoną słuchawkę.
-Jessy, nie bój się..
-A jeśli on..
-Nie myśl o tym. Nic Ci nie zrobi.
-A jeśli Tobie..
-Nie - przerwał mi - Zatrudnię jeszcze kilku ochroniarzy. Będą wszędzie z nami chodzili, dobrze?
Przytaknęłam. Nie mogłam opanować trzęcących się dłoni.
Wtuliłam się w ramiona mojego Króla i zasnęłam.









Dzisiaj znowu krótko, przepraszam ;c ostatnio jakoś tak nie mam weny na dłuższe rozdziały, jak to było kiedyś. Coś mi się popsuło.. Ale wybaczcie mi, no nie? 
A tak w ogóle dzisiaj jest najpiękniejszy dzień w roku! :D
<3

Happy Birthday Michael!

Wiem, że to nie rozdział i przepraszam, ale no.. Wiecie jaki dziś dzień, dlatego chcę napisać coś z tej okazji :)

Dokładnie 57 lat temu na świat przyszedł Anioł. Anioł, którego z nami już nie ma, jednak w naszych sercach będzie na zawsze!
Michael, Dziękuję Ci za to jak starałeś się zmienić ten świat, jak starałeś się przemówić do ludzi. Pokazałeś mi co to miłość, dobroć, pomoc, siła i wiara. Nauczyłeś mnie jak się nie poddawać i iść dalej. Dałeś mi lekcję, jakiej nie dałby mi nikt inny.
Byłeś za dobry dla tego świata. Dla nas. Nie ma Cię tu, chociaż świat Cię Potrzebuje. Potrzebują Cie Twoje dzieci, rodzina, fani i ja. Ja, nic nie znacząca istota. To Ty dajesz nam siłę i nadzieję na lepsze jutro. Jesteś dla nas wszystkim, ojcem, bratem, wujkiem..
Uczyłeś, cierpiałeś, kochałeś..

środa, 26 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 42

Kiedy obudziłam się następnego dnia,  ciepłe promyki słońca wpadały przez okno do naszego apartamentu. Sądząc po pogodzie,  dzień zapowiadał się cudnie.
Gdy się obróciłam,  zobaczyłam,  że Michaela nie ma obok mnie. Ułożyłam się wygodnie na plecach i próbowałam ponownie zasnąć,  jednak moje próby szły na marne. Usiadłam zrezygnowana na krawędzi łóżka i odruchowo przeczesałam dłonią włosy.
Znudzona opadłam z powrotem. Od jakieś pół godziny słyszałam jakieś odgłosy z łazienki, więc wiedziałam,  że Mike tam jest. Zabrałam z szafy ubrania i założyłam je na siebie.
-Kochanie,  myślałem,  że jeszcze śpisz.. - powiedział lekko zakłopotany Michael.  Stał przede mną w samym ręczniki owiniętym wokół bioder. W odpowiedzi dostał mój chichot.  Nie wiemy, dlaczego tak bardzo mnie to rozbawiło,  ale muszę przyznać,  że wyglądał komiczne.
-Wiesz,  że nie potrafię długo spać.. - odpowiedziałam.
Nagle z jego bioder zsunął się ręcznik, a on stał nagi. Odruchowo odwróciłam się tyłem i zakryłam oczy.
-Kochanie,  wstydzisz się mnie? - poczułam,  jak podszedł do mnie s tyłu i objął w talii.
-Nie.. Po prostu..
-Nie kochasz mnie - powiedział udając obrażonego.
-Michael,  to nie tak - zaczęłam się tłumaczyć.
-Masz kogoś innego? - zaczęłam się zastanawiać czy udaje czy nie.  Pewnie zaraz krzyknie "żartowałem!".
-Przecież wiesz,  że nie! - łzy zbierały mi się w oczach. Czy on wierzy w te plotki?
Przerwało nam pukanie do drzwi.
-Proszę!  - krzyknął Mike.
Do pokoju weszła makijażystka Michael. Miała na sobie czarne glany,  czarne,  obcisłe spodnie i taką samą bluzkę,  na jej ramiona opadały kolorowe włosy.
-Za 15 minut będzie śniadanie - uśmiechnęła się i już jej nie było.
Zabrałam się za swój makijaż. Chciałam, aby był lekki i naturalny,  ale przez to, co powiedział Michael,  nie mogłam się na niczym skupić.


Jakiś czas później w ciszy powędrowaliśmy do restauracji na śniadanie. Nie mogłam nic przełknąć,  a w głowie siedziało mi tylko jedno pytanie.  Czy to koniec? Nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli,  ale...  Bałam się jej.  Nawet nie miałam gdzie wrócić.  Z rodzicami jestem skłócona,  Kate - lepiej nie mówić, babcia - piekło,  dziadek - niestety mieszka z babcią.
*****************
Znów pojechaliśmy na plan.  Tym razem inny. Dziś mieli nagrać film krótkometrażowy,  gdzie głównym bohaterem jest Michael i jego muzyka.
Szłam przy Michaelu jak nieprzytomna. Kiedy ktoś coś do mnie mówił,  musiał powtarzać przynajmniej dwa razy, żebym go zrozumiała. Z trudem ukrywałam łzy, które bez przerwy cisnęły mi się do oczu. A on.. Stał obok mnie obojętnie.
Cały czas siedziałam w garderobie.  Nie chciałam patrzeć co się tam dzieje. W pewnym momencie zauważyłam Jennifer,  makijażystkę, która właśnie tutaj weszła.
-Jessy.. Jessy? Jessy! -za ostatnim razem prawie ryknęła. Dopiero wtedy wyrwałam się z transu,  w którym obecnie byłam.
-Tak?
-Możemy porozmawiać? - powiedziała cicho, siadając przede mną na stole.
"Pewnie będzie chciała rady w sprawie miłosnej" pomyślałam.
-Jasne - starałam się uśmiechnąć i zrobić minę typowej pani psycholog.
-Nie wiem co jest, ale widać,  że między Tobą i Michaelem coś jest - mina momentalnie mi zrzedła. Znowu mi przypomniała...
-To znaczy? - spytałam tak,  jakbym nie wiedziała o co chodzi.
-Jessy,  wiesz o co mi chodzi... Od rana się do siebie nie odzywacie, nie siedzicie razem,  Ty płaczesz po kątach - chciałam coś powiedzieć,  ale mnie uciszyła - Michael nie radzi sobie na scenie..
-Takie sprzeczki małżeńskie.. - puściłam jej oczko.
-Jessy...
-Dobra.  Chcesz znać prawdę?  Więc zaczęło się tak.. - odpowiedziałam jej całą historię. Dziewczyna zarumieniła się delikatnie,  gdy powiedziałam o tym, jak Michael został bez ręcznika.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć..  Nigdy nie byłam dobra w radach,  ale..  Może to przeczekaj? Czas pokaże,  czy Michael uwierzy w prawdę - uśmiechnęła się i ścisnęła moją dłoń - A może teraz zobaczysz co się w ogóle dzieje?
Wyszliśmy z garderoby i powędrowałyśmy w kierunku sceny,  na której Michael ukazywał swój talent. Ale chyba mnie nie zobaczył..
Patrzyłam na niego z coraz większym uśmiechem i czułam,  jak wzrasta we mnie poczucie dumy. W jednej chwili zauważyłam jak ogień buchnął,  podpalając włosy Michaela. Kilku ochroniarzy pobiegło na scenę, ale on ich odpychał. Nogi się pode mną ugięły,  a ja upadłam na ziemię. Poczułam,  jak odlatuję,  zostawiając swoje ciało.
****************
Powoli otwierałam oczy,  widząc oślepiającą biel. Leżałam na jakimś łóżku,  prawdopodobnie w szpitalu.  Obok mnie na krześle,  siedziała przerażona Jennifer.
-Cześć - powiedziałam słabo,  wykrzywiając kąciki ust.
-O matko, Ty żyjesz! - wrzasnęła,  gestem ręki wołając lekarza.
-A co Ty myślałaś?
-Jak się pani czuje? - spytał wysoki,  niebieskooki blondyn.
W tej chwili jakiś okropny ból przeszył moje podbrzusze. Jęknęłam, zwijając się. -Co się dzieje? - spytał lekarz,  z gotowością udzielenia pomocy. Nie odpowiedziałam. Nie mogłam - Boli?
Pokiwałam głową. Zabrali mnie do innej sali. Tam zrobiono mi USG podbrzusza. Jennifer przez cały czas była obok mnie.
-Gdzie jest Michael? - spytałam,  gdy z powrotem wróciłam na swoją salę.
-On.. Jest w sali obok - powiedziała,  spuszczając głowę. Już wiedziałam,  że nie jest dobrze.


-Co z nim? - przerażenie dało się usłyszeć w moim głosie.
-Ma okropnie poparzoną głowę, ciągle dostaje leki i..  Nie wiadomo czy to przeżyje - dziewczyna spojrzała na mnie ze współczuciem.  Bezradnie opadłam na poduszkę,  żeby chwilę później zerwać się z łóżka. Ból znowu przeszył moje ciało. Opadłam na ziemię.
-Zaczekaj tu - powiedziała Jennifer i wybiegła z sali. Każdy ruch to nowa porcja bólu podbrzusza. Teraz pozostawało mi się modlić,  żeby to nie było nic związanego z dzieckiem...
Po chwili Jennifer wróciła z wózkiem inwalidzkim. Z jej pomocą usiadłam na nim i pojechałam do Michaela. Naokoło łóżka stały przeróżne kwiaty,  listy, paczki..
-Ile już tu jesteśmy?
-2 dni.
-2 dni?!  - powtórzyłam za dziewczyną jak echo.
Podjechałam bliżej Michaela. Miał zamknięte oczy,  więc chyba spał.
-Michael,  kocham Cie.. -szeptałam przez łzy - Michael..
-Jessy.. - Michael obudził i podniósł swoje powieki,  patrząc na mnie - Przepraszam Cię.. - jego głos był słaby i przepełniony bólem. Nie mogłam patrzeć jak cierpi - Wiesz,  że ja.. nie mówiłem serio.. Ja żartowałem.. To moja wina.. Gdybym rano.. Nie chciał sobie robić żartów, nie byłoby nas tutaj.. Bardziej bym na siebie uważał.. Przepraszam.. - westchnął ciężko,  a mi po twarzy spływało coraz więcej łez - To moja wina - powtórzył.
-Michael,  to nie jest Twoja wina..  To był wypadek.. A to,  że chciałeś zobaczyć jak zareaguje..  To normalne.. - przez cały ten czas trzymałam jego rozpaloną dłoń.
-Proszę na chwilę wyjść.  Musimy zrobić Panu Jacksonowi badania - lekarz wszedł do sali.
Jennifer zawiozła mnie z powrotem do mnie i usiadła obok.
-Mogę Ci mówić Jenny? - spytałam. Mimo,  iż Jennifer lubiła styl rockowy lub jakiś podobny i z wyglądu wydawała się taka "silna", wiedziałam,  że w środku jest ciepła i serdeczna.  Dlatego Jenny idealnie do niej pasowało.


-Oczywiście - odpowiedziała.
-Dziękuję Ci,  że jesteś tu obok mnie i... Za to w garderobie - uśmiechnęłam się niepewnie.
Kolejny raz przerwał nam lekarz.
-Pani Jackson.. - zaczął krótko.
-Tak? - spytałam niepewnie,  bo jego ton głosu był przerażająco straszny.
-Pan Jackson już wie,  więc teraz kolej na panią.. Pani.. Pani dziecko nie żyje..
Uśmiechnęłam się,  bo wiedziałam,  że to kolejny żart.  Jednak dopiero po chwili dotarło do mnie,  co powiedział mężczyzna. Zrobiło mi się słabo. Ciemne mroczki zasłoniły mi oczy,  a w gardle powstała ogromną kula.
-Co proszę? - powiedziałam drżącym głosem. Kolejny raz łzy cisnęły mi się do oczu. Nie wierzyłam w to co słyszę.  Nie docierało to do mnie.
Mężczyzna kiwnął potakująco głową i wyszedł z sali. 


Straciłam dziecko. Chociaż jeszcze go nie poznałam, to już je pokochałam. Ale dlaczego? Co zrobiłam nie tak? Czym sobie na to zasłużyłam? Może źle się odżywiałam? Może spałam z złej pozycji? Może za dużo ruchu? Może..
Żałosny odgłos boleści wyrwał się ze mnie. Dusiłam się łzami.
-Jessy,  jeszcze wszystko się ułoży - mówiła do mnie Jennifer. Próbowała mnie pocieszyć jednak nie wychodziło jej to. Zobaczysz. Życie jest...
-Nie mów tego słowa, proszę - wydukałam,  dusząc się płaczem.
Pewnie niedługo przyjdą,  zabiorą mnie na zabieg..
Zalana łzami zasnęłam. Nie chciałam nikogo widzieć,  słyszeć.  Chciałam zapomnieć.



Tak,  jak obiecałam dzisiaj długa notka. Cieszycie się?
Jak myślicie,  jak dalej potoczy się ta sprawa?

wtorek, 25 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 41

Michael chodził cały poddenerwowany.  Powtarzał,  że ma złe przeczucia.  Że coś się stanie.  Nie ukrywam,  że ja też je miałam. Od dziecka mam zdolność "jasnowidzenia" i potrafię przeczuć złe rzeczy. Nie chciałam się jednak denerwować,  bo wiem,  że w moim obecnym stanie nie jest to wskazane.
-Michael,  będzie ok,  tak? Zaśpiewasz,  zatańczysz i po wszystkim.  Później pójdziemy na lody, pośmiejemy się i o wszystkim zapomnimy - starałam się go uspokoić,  jednak nie bardzo mi to wychodziło.


Jakiś czas później podjechała po nas czarna limuzyna.  Wsiedliśmy,  a Mike cały czas powtarzał tekst przeróbki Billie Jean,  którą ma wykonać. Później jeszcze zatańczy na scenie.. Jeśli się uda,  to wyrobi się w dwa dni i już za 42 godziny będziemy z powrotem w naszej Nibylandii...
Przez cały czas zastanawiałam się też,  czy Michael naprawdę spotkał się z Filipem.  Jeśli tak,  to co mu zrobił lub powiedział? Nie mogłam przez to spokojnie siedzieć.
Dojechaliśmy na miejsce. Jakiś mężczyzna otworzył mi drzwi,  po czym wysiadłam i rozejrzałam się. Z oddali widziałam kilka osób,  które na nas czekały.  Gdy tylko jeden brodaty mężczyzna nas zobaczył,  powodował w naszym kierunku. Otaczały nas zwykłe budynki.  Jakieś sklepy i domy mieszkalne. Nic specjalnego. Z daleka pobiegła do nas grupka chłopców w wieku mniej-więcej 10 lat.  -Michael,  to naprawdę Ty? - spytał jeden,  mały czarnoskóry chłopiec z białą rękawiczką na prawej dłoni.


-Tak,  to ja - odpowiedział z uśmiechem - A tą piękną panią znasz? - powiedział, wskazując na mnie. 
-To jest Jessica Fox,  pańska żona - odpowiedział chłopiec. 
-Po pierwsze Jessica Jackson - specjalnie zaakcentował ostatnie słowo - A po drugie mów mi po imieniu, okay?
-Tak.. - na twarzy chłopca było widać ogromne zdziwienie. 
-A Ty jak masz na imię? - Michael spytał tak, jakby nie zauważył jego miny i tonu głosu. 
-Brandon.
-Michael,  możesz na chwilę? - podszedł do nas brodaty mężczyzna. 
Michael podszedł do niego,  a mnie zostawił z Brandonem. Chłopiec patrzył na mnie jak na obrazek. Co chwilę otwierał usta,  żeby coś powiedzieć,  ale z jego ust wydobywał się tylko niemy dźwięk. 
-Pani jest w ciąży? - spytał cicho. 
Nie spodziewałam się takiego pytania. Lekko mnie "zamurowało".
-Tak - odpowiedziałam,  a on ze zdziwienia otworzył usta. 
-Z Michaelem Jacksonem?
-Tak..
"Jeszcze zaraz zacznie pytać o wszystkie szczegóły.. " pomyślałam.
-Wow..  - westchnął.
-Hej,  wszyscy,  zaczynamy! -usłyszałam za sobą czyjś krzyk.
Zeszłam z planu i usiadłam na składanym krzesełku, które przygotował mi wcześniej Mike. Obserwowałam jak Brandon z innymi chłopcami tańczą na ulicy.  Kilka razy musieli powtarzać jeden moment,  bo według reżysera "coś było nie tak".
Po jakimś czasie dołączył Michael. Mina Brandon,  gdy zderzył się z nim była niezapomniana.
Nawet nie zauważyłam,  kiedy zaczęło się ściemniać. Gdy wszystko było już zrobione, niektórzy pojechali do swoich domów,  a mniejsza część wybrała się do hotelu.  My należeliśmy do tej mniejszej grupy. 
-Michael,  spotkałeś się wczoraj z Filipem?
-Tak - odpowiedział tak, jakby to nie było nic ważnego. 
-I?
-Narazie dostał tylko ostrzeżenie - jego głos nabrał bardziej stanowczej barwy. 
Nie chciałam nic więcej wiedzieć.  To mi wystarczało i mam nadzieję,  że już nigdy go nie spotkam. 








Z góry przepraszam za błędy.  Piszę z telefonu (i to jeszcze z aplikacji Blogger), jako iż komputer został w domu,  a ja w Szwecji!  Jej! Mimo, że jestem tu dopiero krótki czas,  już zakochałam się w tym kraju. Mili ludzie (bez wyjątków). 
No tak, ale kogo to obchodzi.. 
Bardzo przepraszam,  że dzisiaj tak krótko.  Następny rozdział będzie o wiele dłuższy i dużo będzie się działo :)