środa, 26 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 42

Kiedy obudziłam się następnego dnia,  ciepłe promyki słońca wpadały przez okno do naszego apartamentu. Sądząc po pogodzie,  dzień zapowiadał się cudnie.
Gdy się obróciłam,  zobaczyłam,  że Michaela nie ma obok mnie. Ułożyłam się wygodnie na plecach i próbowałam ponownie zasnąć,  jednak moje próby szły na marne. Usiadłam zrezygnowana na krawędzi łóżka i odruchowo przeczesałam dłonią włosy.
Znudzona opadłam z powrotem. Od jakieś pół godziny słyszałam jakieś odgłosy z łazienki, więc wiedziałam,  że Mike tam jest. Zabrałam z szafy ubrania i założyłam je na siebie.
-Kochanie,  myślałem,  że jeszcze śpisz.. - powiedział lekko zakłopotany Michael.  Stał przede mną w samym ręczniki owiniętym wokół bioder. W odpowiedzi dostał mój chichot.  Nie wiemy, dlaczego tak bardzo mnie to rozbawiło,  ale muszę przyznać,  że wyglądał komiczne.
-Wiesz,  że nie potrafię długo spać.. - odpowiedziałam.
Nagle z jego bioder zsunął się ręcznik, a on stał nagi. Odruchowo odwróciłam się tyłem i zakryłam oczy.
-Kochanie,  wstydzisz się mnie? - poczułam,  jak podszedł do mnie s tyłu i objął w talii.
-Nie.. Po prostu..
-Nie kochasz mnie - powiedział udając obrażonego.
-Michael,  to nie tak - zaczęłam się tłumaczyć.
-Masz kogoś innego? - zaczęłam się zastanawiać czy udaje czy nie.  Pewnie zaraz krzyknie "żartowałem!".
-Przecież wiesz,  że nie! - łzy zbierały mi się w oczach. Czy on wierzy w te plotki?
Przerwało nam pukanie do drzwi.
-Proszę!  - krzyknął Mike.
Do pokoju weszła makijażystka Michael. Miała na sobie czarne glany,  czarne,  obcisłe spodnie i taką samą bluzkę,  na jej ramiona opadały kolorowe włosy.
-Za 15 minut będzie śniadanie - uśmiechnęła się i już jej nie było.
Zabrałam się za swój makijaż. Chciałam, aby był lekki i naturalny,  ale przez to, co powiedział Michael,  nie mogłam się na niczym skupić.


Jakiś czas później w ciszy powędrowaliśmy do restauracji na śniadanie. Nie mogłam nic przełknąć,  a w głowie siedziało mi tylko jedno pytanie.  Czy to koniec? Nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli,  ale...  Bałam się jej.  Nawet nie miałam gdzie wrócić.  Z rodzicami jestem skłócona,  Kate - lepiej nie mówić, babcia - piekło,  dziadek - niestety mieszka z babcią.
*****************
Znów pojechaliśmy na plan.  Tym razem inny. Dziś mieli nagrać film krótkometrażowy,  gdzie głównym bohaterem jest Michael i jego muzyka.
Szłam przy Michaelu jak nieprzytomna. Kiedy ktoś coś do mnie mówił,  musiał powtarzać przynajmniej dwa razy, żebym go zrozumiała. Z trudem ukrywałam łzy, które bez przerwy cisnęły mi się do oczu. A on.. Stał obok mnie obojętnie.
Cały czas siedziałam w garderobie.  Nie chciałam patrzeć co się tam dzieje. W pewnym momencie zauważyłam Jennifer,  makijażystkę, która właśnie tutaj weszła.
-Jessy.. Jessy? Jessy! -za ostatnim razem prawie ryknęła. Dopiero wtedy wyrwałam się z transu,  w którym obecnie byłam.
-Tak?
-Możemy porozmawiać? - powiedziała cicho, siadając przede mną na stole.
"Pewnie będzie chciała rady w sprawie miłosnej" pomyślałam.
-Jasne - starałam się uśmiechnąć i zrobić minę typowej pani psycholog.
-Nie wiem co jest, ale widać,  że między Tobą i Michaelem coś jest - mina momentalnie mi zrzedła. Znowu mi przypomniała...
-To znaczy? - spytałam tak,  jakbym nie wiedziała o co chodzi.
-Jessy,  wiesz o co mi chodzi... Od rana się do siebie nie odzywacie, nie siedzicie razem,  Ty płaczesz po kątach - chciałam coś powiedzieć,  ale mnie uciszyła - Michael nie radzi sobie na scenie..
-Takie sprzeczki małżeńskie.. - puściłam jej oczko.
-Jessy...
-Dobra.  Chcesz znać prawdę?  Więc zaczęło się tak.. - odpowiedziałam jej całą historię. Dziewczyna zarumieniła się delikatnie,  gdy powiedziałam o tym, jak Michael został bez ręcznika.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć..  Nigdy nie byłam dobra w radach,  ale..  Może to przeczekaj? Czas pokaże,  czy Michael uwierzy w prawdę - uśmiechnęła się i ścisnęła moją dłoń - A może teraz zobaczysz co się w ogóle dzieje?
Wyszliśmy z garderoby i powędrowałyśmy w kierunku sceny,  na której Michael ukazywał swój talent. Ale chyba mnie nie zobaczył..
Patrzyłam na niego z coraz większym uśmiechem i czułam,  jak wzrasta we mnie poczucie dumy. W jednej chwili zauważyłam jak ogień buchnął,  podpalając włosy Michaela. Kilku ochroniarzy pobiegło na scenę, ale on ich odpychał. Nogi się pode mną ugięły,  a ja upadłam na ziemię. Poczułam,  jak odlatuję,  zostawiając swoje ciało.
****************
Powoli otwierałam oczy,  widząc oślepiającą biel. Leżałam na jakimś łóżku,  prawdopodobnie w szpitalu.  Obok mnie na krześle,  siedziała przerażona Jennifer.
-Cześć - powiedziałam słabo,  wykrzywiając kąciki ust.
-O matko, Ty żyjesz! - wrzasnęła,  gestem ręki wołając lekarza.
-A co Ty myślałaś?
-Jak się pani czuje? - spytał wysoki,  niebieskooki blondyn.
W tej chwili jakiś okropny ból przeszył moje podbrzusze. Jęknęłam, zwijając się. -Co się dzieje? - spytał lekarz,  z gotowością udzielenia pomocy. Nie odpowiedziałam. Nie mogłam - Boli?
Pokiwałam głową. Zabrali mnie do innej sali. Tam zrobiono mi USG podbrzusza. Jennifer przez cały czas była obok mnie.
-Gdzie jest Michael? - spytałam,  gdy z powrotem wróciłam na swoją salę.
-On.. Jest w sali obok - powiedziała,  spuszczając głowę. Już wiedziałam,  że nie jest dobrze.


-Co z nim? - przerażenie dało się usłyszeć w moim głosie.
-Ma okropnie poparzoną głowę, ciągle dostaje leki i..  Nie wiadomo czy to przeżyje - dziewczyna spojrzała na mnie ze współczuciem.  Bezradnie opadłam na poduszkę,  żeby chwilę później zerwać się z łóżka. Ból znowu przeszył moje ciało. Opadłam na ziemię.
-Zaczekaj tu - powiedziała Jennifer i wybiegła z sali. Każdy ruch to nowa porcja bólu podbrzusza. Teraz pozostawało mi się modlić,  żeby to nie było nic związanego z dzieckiem...
Po chwili Jennifer wróciła z wózkiem inwalidzkim. Z jej pomocą usiadłam na nim i pojechałam do Michaela. Naokoło łóżka stały przeróżne kwiaty,  listy, paczki..
-Ile już tu jesteśmy?
-2 dni.
-2 dni?!  - powtórzyłam za dziewczyną jak echo.
Podjechałam bliżej Michaela. Miał zamknięte oczy,  więc chyba spał.
-Michael,  kocham Cie.. -szeptałam przez łzy - Michael..
-Jessy.. - Michael obudził i podniósł swoje powieki,  patrząc na mnie - Przepraszam Cię.. - jego głos był słaby i przepełniony bólem. Nie mogłam patrzeć jak cierpi - Wiesz,  że ja.. nie mówiłem serio.. Ja żartowałem.. To moja wina.. Gdybym rano.. Nie chciał sobie robić żartów, nie byłoby nas tutaj.. Bardziej bym na siebie uważał.. Przepraszam.. - westchnął ciężko,  a mi po twarzy spływało coraz więcej łez - To moja wina - powtórzył.
-Michael,  to nie jest Twoja wina..  To był wypadek.. A to,  że chciałeś zobaczyć jak zareaguje..  To normalne.. - przez cały ten czas trzymałam jego rozpaloną dłoń.
-Proszę na chwilę wyjść.  Musimy zrobić Panu Jacksonowi badania - lekarz wszedł do sali.
Jennifer zawiozła mnie z powrotem do mnie i usiadła obok.
-Mogę Ci mówić Jenny? - spytałam. Mimo,  iż Jennifer lubiła styl rockowy lub jakiś podobny i z wyglądu wydawała się taka "silna", wiedziałam,  że w środku jest ciepła i serdeczna.  Dlatego Jenny idealnie do niej pasowało.


-Oczywiście - odpowiedziała.
-Dziękuję Ci,  że jesteś tu obok mnie i... Za to w garderobie - uśmiechnęłam się niepewnie.
Kolejny raz przerwał nam lekarz.
-Pani Jackson.. - zaczął krótko.
-Tak? - spytałam niepewnie,  bo jego ton głosu był przerażająco straszny.
-Pan Jackson już wie,  więc teraz kolej na panią.. Pani.. Pani dziecko nie żyje..
Uśmiechnęłam się,  bo wiedziałam,  że to kolejny żart.  Jednak dopiero po chwili dotarło do mnie,  co powiedział mężczyzna. Zrobiło mi się słabo. Ciemne mroczki zasłoniły mi oczy,  a w gardle powstała ogromną kula.
-Co proszę? - powiedziałam drżącym głosem. Kolejny raz łzy cisnęły mi się do oczu. Nie wierzyłam w to co słyszę.  Nie docierało to do mnie.
Mężczyzna kiwnął potakująco głową i wyszedł z sali. 


Straciłam dziecko. Chociaż jeszcze go nie poznałam, to już je pokochałam. Ale dlaczego? Co zrobiłam nie tak? Czym sobie na to zasłużyłam? Może źle się odżywiałam? Może spałam z złej pozycji? Może za dużo ruchu? Może..
Żałosny odgłos boleści wyrwał się ze mnie. Dusiłam się łzami.
-Jessy,  jeszcze wszystko się ułoży - mówiła do mnie Jennifer. Próbowała mnie pocieszyć jednak nie wychodziło jej to. Zobaczysz. Życie jest...
-Nie mów tego słowa, proszę - wydukałam,  dusząc się płaczem.
Pewnie niedługo przyjdą,  zabiorą mnie na zabieg..
Zalana łzami zasnęłam. Nie chciałam nikogo widzieć,  słyszeć.  Chciałam zapomnieć.



Tak,  jak obiecałam dzisiaj długa notka. Cieszycie się?
Jak myślicie,  jak dalej potoczy się ta sprawa?

4 komentarze:

  1. Że długa się cieszymy, ale czemu taka smutna ? :C
    Nie dość, że ta kłótnia, wypadek, szpital to jeszcze dziecko nie żyje. Normalnie wszystko spadło na nich jak grom z jasnego nieba. Mam nadzieję, że ta fala nieszczęść zamiast ich poróżnić, to wzmocni relacje między nimi bo razem na pewno jest łatwiej przejść przez takie tragedie.
    Pozdrawiam i czekam na nn !<3

    'Remember to be Happy'

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że wczoraj nie skomentowałam ale przeczytałam rozdział późno w nocy i już nie miałam na to siły. Co do dzisiejszego rozdziału. Długi dlatego fajnie, ale bardzo smutny. Płakałam razem z Jessy. Ten cały wypadek i strata dziecka. Co mogę napisać? Mam nadzieję, że jak najszybciej się z tego wszystkiego pozbierają i będą wspierać siebie wzajemnie. Czekam na następny i Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana!
    Nie wiem co napisać... Notka świetna, ale niezwykle smutna. Przeczuwałam, że tak właśnie się stanie... Tylko z maleństwem wydaje mi się, że Ty coś uknułaś i mały Jacksonek jednak będzie żył. Błąd lekarzy? Tak myślę ;)
    Biedny Michael... Za każdym razem, gdy myślę o tym zdarzeniu łzy same napływają mi do oczu... I pomyśleć, że przez błąd pirotechników omal życia nie stracił. Wtedy wszystko się zaczęło. Leki. Leki to zguba.
    Pozdrawiam i życzę weny! Nie mogę już doczekać się ciągu dalszego.
    Alex ;)
    Przypominam o nowym adresie mojego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chce mi się płakać. Dosłownie płakać!
    To wszystko przypomina mi... och... Pewną historię. Też Mike i też ukochana, tylko że ma na imię Lily... Mają wspólnie dziecko, ale jednak coś jest nie tak...
    Dobra, mniejsza.
    No cudowny rozdział.
    Smutny :c
    Trzymcia się i dużo weny!

    OdpowiedzUsuń