sobota, 25 lipca 2015

ROZDZIAŁ 36

Przez cały czas Michael nawijał o ciąży. Zastanawiam się tylko jakim cudem moja rodzina się jeszcze o tym nie dowiedziała...
-Jessy, pojedziemy do lekarza? - spytał mnie pewnego razu, gdy spacerowaliśmy po Nibylandii.
-Ale Mike, jest jeszcze za wcześnie - odpowiedziałam przewracając oczami.
-Skąd wiesz?
-Bo to dopiero drugi miesiąc!
-Ale chcę mieć pewność, że na pewno będę tatą - odpowiedział.
-No dobrze - odpowiedziałam zrezygnowana.
-Możemy jechać jeszcze dziś? - nagle wstąpiła w niego masa energii.
-O tej porze? Przecież wszędzie jest chyba zamknięte - stwierdziłam.
-Nie wszędzie. Pamiętasz wtedy gdy.. - spojrzał an moje ciało, a ja wtedy przypomniałam sobie o wszystkich bliznach - Pamiętasz gdzie wtedy byliśmy? Mój przyjaciel, mark, którego miałaś okazję wtedy poznać, ma swoją prywatną przychodnię. Wystarczy jeden telefon i mamy wizytę - wyszczerzył swoje perełki.
-To dzwoń. Na co jeszcze czekasz?
Nie ukrywam, że ja, tak jak Michael, bardzo chcę się upewnić. Odkąd pamiętam, zawsze chciałam mieć dziecko. Jako nastolatka wyobrażałam sobie siebie z jakimś przystojniakiem i gromadką dzieci dookoła.
-Za pół godziny możemy być - oświadczył mi, kiedy znalazł mnie na ławce w parku.
Zabrałam dokumenty i telefon po czym wyjechaliśmy.
Kiedy byliśmy już w gabinecie, Michael przywitał się z lekarzem, a po chwili wszedł Mark.
-Mogę? - spytał.
-Jasne - odpowiedzieliśmy.
Pani doktor przygotowywała komputer, więc musieliśmy chwilę poczekać.
-Domyślam się, że Michael coś zbroił.. - powiedział do mnie Mark, puszczając oczko.
Spojrzałam na mojego męża i chociaż było ciemno, zobaczyłam, że zrobił się cały czerwony.
-Nie bądź taki cwany - odpowiedział mu.
Zobaczyłam, że Mark chciał jeszcze coś dodać, ale przerwała mu pani ginekolog.
-Możemy już zaczynać. Proszę podwinąć bluzkę i troszeczkę ściągnąć spodnie.
Zrobiłam jak kazała. Nałożyła na moje podbrzusze zielony, lekko przezroczysty płyn. Po chwili ujrzeliśmy malutkie dziecko. Nie do końca jeszcze je przypominało, ale wiedzieliśmy jedno.
-Gratuluję, jest pani w ciąży - uśmiechnęła się do mnie.
Zerwałam się i rzuciłam w ramiona Michaela. On zrobił to samo. Po chwili skakaliśmy w swoich objęciach po całym gabinecie. Kiedy się odkleiliśmy od siebie, zauważyłam, że umazałam koszule Michaela zielonkawym płynem.
-Oh, przepraszam - zaczęłam go wycierać chusteczką.
Wyszliśmy z gabinetu. Na dworze skakałam jak nienormalna.
-Michael, możesz w to uwierzyć? Bo ja nie - spytałam z uśmiechem na twarzy, który nie schodził mi przez już jakieś 3 godziny.
-Ja też nie! Ale tak się cieszę! - cmoknął mnie w policzek - Musimy to uczcić.
-Ale jak? - spytałam.
-Może zorganizujemy grilla i zaprosimy naszych rodziców, kilku najbliższych znajomych.
-Dobry pomysł. Tylko wiesz, moi rodzice chyba nie przyjadą.. To dosyć daleko, a poza tym chyba nie będą teraz mogli...
-To szkoda..
-Oj tam, i tak im powiem. no dobra, to Ty zadzwoń do wszystkich i spytaj czy przyjadą, a ja zadzwonię do mamy.
Powędrowaliśmy razem do mieszkania i tam rozeszliśmy się.
Pobiegłam do telefonu i wybrałam numer do mamy.
-Halo? - odezwała się.
-Cześć mamo. To ja, Jess. Możesz teraz rozmawiać?
-No, mam akurat wolną chwilę. A o co chodzi? Coś się stało?
-Nie.. To znaczy.. Można tak powiedzieć..
-Tak?
-Jestem w ciąży! - powiedziałam do słuchawki, a na mojej twarzy znów pojawił się szeroki uśmiech.
-Co?! - wrzasnęła.
-Ale, mamo? O co chodzi? - spytałam nie wiedząc dlaczego tak zareagowała.
-Z kim?!
-No z Michaelem. Przecież to mój mąż..
-Z Michaelem?! - krzyknęła - Boże.. Jak ojciec się o tym dowie, to dostanie zawału!
-Ale..
-Co on Ci do cholery zrobił?! - przerwała mi wrzeszcząc - Jak mogłaś na to pozwolić?
-Ale mamo, to mój mąż i mogę z nim robić co chcę! - odpowiedziałam wściekła. Byłam jednocześnie wściekła, rozczarowana..
-Zgodziłam się na Twój ślub z nim, ale nie wiedziałam, że zrobisz taką głupotę!
-Jaką głupotę, mamo?! O czym Ty mówisz?! Przecież go polubiłaś, tak?
-Tak, to prawda. Zmieniłam zdanie co do niego. Ale teraz wiem, że to był błąd! Nie spodziewała się, że on Ci zrobi coś takiego!
Nie miałam zamiaru dalej jej słuchać. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefonem do szafy. Sama poległam na łóżko i rozpłakałam się. Usłyszałam mój telefon.
-Halo!
-Jessy? Ty płaczesz? - to tata.
-Nie, nie płaczę. Mam katar - skłamałam.
-Przepraszam Cię za matkę, ale wiesz jaka jest, w sumie to zawsze była... Wiesz, że nigdy go nie lubiła, nawet jako piosenkarza..
-I co z tego? Nie może go zaakceptować?
-Wiesz jaka jest..
-Wiem, i nie obchodzi mnie to! Mam ją głęboko gdzieś!
Po wykrzyczeniu tych słów rozłączyłam się. Tata wydzwaniał do mnie jeszcze chyba ze sto razy, ale nie miałam zamiaru odbierać.
Michael nacisnął klamkę. Zanim mnie zobaczył, wybiegłam do łazienki.
-Jessy, w porządku? - spytał przez drzwi.
-Tak..
-Co się dzieje?
-Nic.
-Mogę wejść?
Nie odpowiedziałam. Mike wszedł do mnie i zastał mnie zwiniętą w kulkę na podłodze. Kucnął przede mną i złapał za rękę.
-Co się dzieje?
Nie odpowiedziałam.
-Wiesz, że możesz mi powiedzieć.
-Moja mama.. Ona.. Zaczęła się ze mną kłócić.. Ma pretensje o to, ze to Ty będziesz ojcem dziecka...


Mike posmutniał.
-Jessy..
-Michael.. Nienawidzę jej!
-Hej, ale nie płacz już, dobrze?
 Postarałam się zatrzymać łzy i na chwilę mi się to udało.
-Wiesz, zaprosiłem wszystkich, ale chyba nie jesteś w stanie..
-Oczywiście, że jestem! - odpowiedziałam wstając i wycierając policzki - Nie będę się przejmować, tym co mówi ktos, kto nie potrafi zaakceptować innego człowieka!
-No dobrze.. To na 18.00.
-Ile mamy czasu?
-Dwie godziny.
-Powiedz co mam robić.
-Mogłabyś zrobić jakąś lekką sałatkę?
Kiwnęłam głową.
-Ja w tym czasie pojadę do sklepu i coś kupię.
Powędrowałam do kuchni. Wyjęłam potrzebne składniki i zrobiłam na szybko kilka sałatek. Widząc, że Michaela jeszcze nie ma, postanowiłam naszykować grilla.
Poszłam do garażu i zabrałam węgiel. Zaniosłam go.
-Jessy, co Ty robisz? - krzyknął z oddali Michael.
-Ja..no.. Szykuję..
-Przecież nie możesz.. Jeszcze coś się stanie Tobie i dziecku!
Otworzyłam buzię, aby mu odpowiedzieć.
-Odłóż to. Bez dwóch zdań.
Chyba bardzo się na mnie wkurzył...
-Kogo dokładnie zaprosiłeś? - spytałam, pozbawiona "prawa" do pomocy.
-Mamę, Josepha, Liz, Freddiego, Janet, no, w sumie wszystkich z rodzeństwa, i kilku innych.
Poszliśmy do kuchni. Michael przyprawił kupioną karkówkę i położył na talerz.
Wyszedł z kuchni.
-Proszę, to dla Ciebie - podał mi bukiet róż, kiedy wrócił.
-Dziękuję, nie musia..
-Ciii - położył mi palec na usta, a po chwili wskazał na swój policzek.
Pocałowałam go w wyznaczone miejsce.
Przerwał nam dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę - powiedziałam.
-Nie, ja
Pobiegłam do drzwi, ale Mike mnie dogonił. W jednej chwili poczułam jak tracę grunt pod nogami. Nie wiedziałam co się dzieje. Pisnęłam przestraszona. I dopiero wtedy zobaczyłam, że to Michael wziął mnie na ręce.
-Ty idioto! - krzyknęłam - Chcesz żebym zmarła na zawał?!
W odpowiedzi usłyszałam tylko chichot. Jedną ręką otworzył drzwi.
-O mamo, witaj - przywitał się.
-Ccześć - odpowiedziała.
-Dzień dobry - powiedziałam.
-Mógłbyś postawić mnie na Ziemi? - szepnęłam mu do ucha - Dziękuję.
-Jesteś sama? - zwrócił się do Katherine - Joseph nie przyszedł?
-Nie - odpowiedziała.
-Wejdź.
-Nie idziemy na zewnątrz?
-W sumie to możemy iść. Zaczekajcie.
Pobiegł do kuchni. Chwilę później wrócił z kilkoma miskami i talerzem na szczycie. 
-Daj, pomogę Ci - chciałam zabrać od niego chociaż jedną misę.
-Nie - odsunął się ode mnie.
Poirytowana spojrzałam na niego. Przeciez jesli przeniosę jedną, leciutką miskę nic mi się nie stanie. Ale jak chce.. Może iść obładowany jak wielbłąd..
Pół godziny później siedzieliśmy już w ogrodzie. Ze wszystkimi świetnie mi się rozmawiało. Zapomniałam nawet o mamie.
-Jessy, mogę na chwilę? - zaprał mnie, gdy rozmawiałam z Liz.
-Jasne. Lizy, przepraszam na chwilę.
-Chodź - złapał mnie za rękę i wyprowadził na środek.
Jednym machnięciem ręki uciszył wszystkie rozmowy i  nagle wszystkie twarze zwróciły się do nas.
-Zaprosiłem tutaj Was wszystkich, bo chciałbym Wam z Jessy coś oświadczyć - spojrzał na mnie i uśmiechnął się - Spodziewamy się dziecka.


Ku mojemu zdumieniu, wszyscy zaczęli głośno bić brawo.
Zapadał już zmrok, więc zapaliliśmy z Michaelem i La Toyą kolorowe lampiony. Puściliśmy głośniej muzykę i wszyscy wyszli na "parkiet". 
Przetańczyłam z Michaelem cały wieczór, prawie do 2 nad ranem, po czym padnięci poszliśmy do łóżka.








No heey. Jak tam wakacje mijają? Mi pracowicie.. Dosłownie XD . Mam nadzieję, że cieszycie się, że Jessy jest w ciąży :)
Pozdrawiam
PS Na koniec tylko pytanie; czy nie znudził Wam się jeszcze ten blog? Bo mam zaplanowane jeszcze baaardzo dużo rozdziałów :)

środa, 22 lipca 2015

ROZDZIAŁ 35

Jak zwykle, ja i Michael mieliśmy ciekawsze zajęcia, od tego co musimy robić, więc najpotrzebniejsze rzeczy na wyjazd zaczęliśmy pakować w ostatniej chwili.
-Jessy, stoisz obok mojej szafki, podaj mi majtki - poprosił mnie Michael.
-Sam sobie pakuj swoje gacie! - wyciągnęłam z szufladki jego bieliznę i rzuciłam w niego. Nie wiem jakim sposobem wylądowały na jego twarzy.
-Hej, pani Jackson! Co pani sobie myśli robiąc mi takie rzeczy?! - krzyknął wybuchając śmiechem podczas gdy ja siedziałam w kącie i zwijałam się ze śmiechu - Co się śmiejesz?
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Mięśnie brzucha bolały mnie bardzo, ale mimo to nie mogłam przestać chichotać się.
Jednak po jakimś czasie przeszło mi i wróciłam do pakowania swoich rzeczy.
-Jess? - zaczął Michael - Chciałabyś mieć dzieci?
-Jasne! - odpowiedziałam.
-Tak?
-Tak.. - odpowiedziałam nie wiedząc o co chodzi. 
-Ja zawsze marzyłem o piątce lub więcej.. - powiedział rozmarzonym tonem.
-Ja chciałam mieć 5.
Popatrzył na mnie w ciszy.
-Jessy?
-Tak?
-Będziesz na mnie zła? - spytał tajemniczo.
-Za co? - spojrzałam na niego - Hej , nie! Puść mnie! Co Ty mi robisz?!
W jednej chwili leżałam na pufach, a Michael mnie łaskotał.
-Nie, puść mnie! - wrzeszczałam  - Ratunku!
Wisiał nade mną łaskocząc mnie wszędzie, gdzie to możliwe.  Na chwilę przestał mnie łaskotać i popatrzył na mnie. Poczułam jego wargi na swoich. Całował mnie delikatnie, coraz namiętniej..


Ktoś jak bomba wpadł do garderoby. 
-Przepraszam... - to nasza gosposia, Madeline - Ja..yy.. Myślałam, że coś się ddzieje.. Ktoś wołał pomocy..
Michael oderwał się ode mnie i już nie wisiał na de mną, a ja usiadłam.
-To ja już pójdę.. - powiedziała i z rumieńcami odeszła.
Popatrzyliśmy na siebie przygryzając wargi. Michael podszedł do mnie i cmoknął w policzek.
-Pójdę do łazienki po kosmetyki.. - wyszedł i zostawił mnie samą.
Spakowałam ostatnie ciuchy i pędem wybiegłam do łazienki. Już kolejny raz dzisiaj musiałam zwymiotować... Michael z kosmetyczką w ręku podbiegł do mnie.
-Wszystko okay?
-Tak, chyba tak..
****************
Dwie godziny później zabieraliśmy swoje walizki z domu i jechaliśmy na samolot.Wzajemnie się przekrzykiwaliśmy.
-Klucze!
-Karma dla Aiszy!
-Karteczka dla Madeline!
-Okna!
-Boże, Michael, jedziemy tylko na trzy dni!
-Jessy, daj mi się tym zająć!
Podniosłam bezradnie ramiona.
-Rób co chcesz..
-Lepiej mi powiedz, gdzie mieszka Twoja babcia!
-Mówiłam Ci milion razy!
-Milion razy zapomniałem, powiedz mi po raz milion jeden.
-Oh, Michael.. - i zaczęłam tłumaczyć mu w jakiej wsi mieszka moja babcia.
Gdy wsiedliśmy do samolotu, Michael poszedł do pilota i powiedział mu gdzie mamy się znaleźć. Tan wyląduje na najbliższym lotnisku, a  dziadek po nas stamtąd przyjedzie.
-Mickey, ja idę spać, okay? - powiedziałam zbliżając się do "sypialni". Ostatnio jestem jakoś tak potwornie zmęczona...
*************
Kilka godzin później poczułam dłoń Michaela na swoim ramieniu.
-Kochanie, za pół godziny lądujemy - uśmiechnął się do mnie, a ja spojrzałam na niego nieprzytomnie.
-Już wstaję - powiedziałam i dźwignęłam się na rękach.
Poszłam do mojego bagażu podręcznego, wyjęłam sukienkę i przebrałam się z dresowych spodni i elegancką sukienkę. Przepychaliśmy się z Michaelem przed lusterkiem.
-Posuń swój gruby tyłek!
-Ty się posuń zapaśniku sumo!
-Ja zapaśnikiem sumo? Osz Ty.. - dotknęłam ust Michaela swoją szminką - Tak lepiej..
-Hmm.. Nawet mi pasuje - zażartował przeglądając się w lustrze.


Dwadzieścia minut później siedzieliśmy z dziadkiem w samochodzie.
Kiedy przyjechaliśmy, moja najbliższa rodzina powitała nas.
-Czekajcie, zawołam babcię - powiedziała babcia Alice.
-Babcię? - spytał mnie ukradkiem Michael.
-Prababcię, ale wszyscy mówimy do niej babciu. Tak jest krócej - szepnęłam.
-Babciu, chodź zobaczysz, co Filemon znowu narobił w pokoju - usłyszeliśmy głos z oddali.
"No tak, impreza niespodzianka.." pomyślałam.
-Kto to Filemon? - spytał znów Michael.
-Kot babci - szepnęłam.
Babcia wyszła z korytarza i z balkonikiem weszła do salonu. Kiedy nas ujrzała, zaśpiewaliśmy razem Sto lat i  usiedliśmy do ogromnego stołu.


Mama pokroiła tort i rozdała go wszystkim. Ledwo zjadłam kawałek tortu, znów zrobiło mi się niedobrze. Wybiegłam do łazienki.
-Jessy, na pewno wszystko w porządku? - spytał Michael podchodząc do mnie.
-Tak.. - odpowiedziałam.
-Musimy iść do lekarza, bo ostatnio jest z Tobą źle - powiedział troskliwie.
-Nie musimy - odpowiedziałam stanowczo - Chyba wiem co mi jest. Chyba jestem..
-Jess, co się stało? - wszedł Hubert.
-Nic.. - odpowiedziałam.
-Wracasz czy tu zostajesz? - spytał.
-Zaraz przyjdę..
-A Ty Michael?
-Ja z nią zostanę.. - odpowiedział i uśmiechnął się do mojego brata.
Gdy Hubert wyszedł, spojrzał na mnie. Chciałam dokończyć, ale strasznie się bałam.
-Chyba jestem w ciąży.. - powiedziałam cicho.
Michael wytrzeszczył na mnie oczy, po czym uśmiechnął się i rzucił się w moje ramiona.
-Jessy, tak się cieszę! - krzyczał.
-Michael, nie jestem jeszcze pewna.. - odpowiedziałam.
-Ale ja to wiem! O boże, Jessy, będziemy mieli dzidziusia!
Nie spodziewałam się takiej reakcji. Michael cieszył się jak dziecko. Nie sposób było z nim rozmawiać o czymś innym. Posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas na imprezie i poszliśmy do pokoju.
-Jessy.. Jak nazwiemy dziecko, jeśli to będzie chłopczyk? - spytał, gdy prawie udało mi się zasnąć.
-Nie myślałam jeszcze nad tym..
-A dziewczynka?
-Nie mam pojęcia..
-Jaka ty jesteś niezdecydowana..
-Michael, mamy jeszcze jakieś 7,5 miesiąca!
-Oh, Jessy, to szybko minie!
-Dobra.. Podoba mi się Shailene. Co o tym myślisz? Shailey? Pięknie to brzmi.. Lub Theodore.. Theo.. A ty jakie masz propozycje?
-Ja myślałem o.. W sumie to sam nie wiem.. Każde imię jest piękne...
Rozmawialiśmy całą noc. Mam tylko nadzieję, że to nie jest sen..




Mam nadzieję, że się podobało :)

środa, 15 lipca 2015

ROZDZIAŁ 34

Trzy tygodnie później, kiedy od dwóch dni byliśmy już w domu, pojechałam z Michaelem do studia, aby nagrać jego nowy utwór. Razem z pracownikami studia założyłam słuchawki, aby słuchać Michaela. Siadłam na drewnianym stołku. Po rozgrzewce głosu Michael zaczął śpiewać tekst piosenki.
-Where Did You Come From Lady
And Ooh Won't You Take Me There...
-Nie, Michael, nie tak! - odezwał się mężczyzna siedzący obok mnie.
-Przepraszam... - powiedział mój mąż ukrywając uśmiech - And Ooh Won't You Take Me There
Right Away Won't You Baby
Tendoroni You've Got To Be
Spark My Nature
Sugar Fly With Me
Don't You Know Now
Is The Perfect Time...
Spojrzał na mnie uśmiechając się, ale nie przerywając piosenki.
*****************
Jakieś 3 godziny później wyszliśmy ze studia. Szliśmy za rękę w stronę samochodu. W pewnym momencie poczułam, jak Mike ciągnie mnie w przeciwną stronę.Spojrzałam na niego.
-Chodź - powiedział spokojnym głosem.
Weszliśmy do parku. Idealnie przycięte bukszpany rosły dookoła alejki wyłożonej małymi kamyczkami. Spacerowaliśmy jakby w labiryncie. Z oddali zobaczyłam różową kulę. Podeszliśmy bliżej.
-To magnolia - wyjaśnił Michael - W tym roku wyjątkowo późno zakwitła...
Usiadłam na ławce. Od kilku dni wyjątkowo słabo się czułam. Nie miałam na nic siły, jednak starałam ciągle dotrzymać kroku mojemu mężowi.
-Jess, dobrze się czujesz? Wszystko w porządku? - spytał Michael troskliwym głosem.
-Tak.. - odpowiedziałam, czując lekki ból brzucha.
-Jesteś ostatnio taka blada i słaba..
-Czasami tak mam - odpowiedziałam - Mam co jakiś czas tak, że po prostu nie mam na nic siły...
-Jessy, powinniśmy iść do lekarza.. - powiedział, kucając przede mną.
-Nie musimy chodzić do lekarza, kiedy po prostu mam trochę mniej energii!
-A może masz jakiś niedobór?
-Mały niedobór nikomu nie zaszkodził.
-Zapomniałaś? - spytał teraz bardziej poważnym głosem.
-O czym?
-Kiedy Cię poznałem, miałaś niedobór żelaza. Pamiętasz jak to mogło się skończyć? - zapadłą chwila ciszy - Jessy, nie chcę żebyś była na coś chora... - złapał mnie za rękę.
-Dobrze, jak mi nie przejdzie, pójdziemy do lekarza.
Michael uśmiechnął się. Czasem wkurzała mnie ta jego nadopiekuńczość. Za bardzo się o wszystko martwił.




Podszedł do różowego drzewa i zerwał dwa kremowo-pudrowe kwiaty. Podszedł do mnie i włożył mi jednego we włosy, a drugi zamieszkał w jego czuprynie.


Po dłuższym czasie Michael zabrał nas z powrotem do Neverlandu. Tylko tam było chłodno w te upalne dni. Sięgnęłam po książkę i telefon. Poczułam jak coś wibruje w mojej dłoni.
-Halo? - odezwałam się.
-Cześć Jessico. Tu babcia.
-O, cześć.
-Jak się czujesz? Wszystko w porządku u ciebie? - mówiła spokojnym głosem.
-Tak.. - zadziwiający był fakt, że moja babcia do mnie zadzwoniła.
-Kochana, pamiętasz, że Twoja prababcia obchodzi setne urodziny w sierpniu?
-Tak, pamiętam..
-Razem z Twoimi rodzicami organizujemy przyjęcie z tej okazji.  Może byś przyjechała z Twoim mężem.
-Ok - odpowiedziałam.
-No dobrze, to ja już będę kończyć.. - odpowiedziała babcia i bez niczego się rozłączyła.
Pobiegłam do Michaela, aby powiedzieć mu o urodzinach. On spytał mnie tylko o datę i miejsce i od razu powiedział, że jedziemy.
-Jessy, zaczekaj - powiedział Mike, kiedy chciałam iść na górę - Mam coś dla Ciebie.
Usiadłam na kanapie, a mój Książę podszedł do mnie. Przykucnął przede mną i wyjął pudrowo-różowe pudełeczko z kieszeni swej fioletowej koszuli. Otworzył je i wyjął mały naszyjnik. Było to małe srebrne serduszko. Otworzył je. W środku były nasze zdjęcia. Schylił się nade mną i założył mi go.
-Jest piękny - uśmiechnęłam się patrząc na prezent, a w podziękowaniu cmoknęłam Michaela w policzek.


Tak, wiem. Długa przerwa, krótka notka... Przepraszam, ale ostatnio jakoś tak nie miałam weny i żadnych chęci do życia. Wiecie, czasem człowiek tak ma... Mam nadzieję, że to się niedługo zmieni :)
A teraz zapraszam Was na moje opowiadanie :)
michaeljackson-innahistoria.blogspot.com