piątek, 24 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 22

Dwa miesiące później były już ostatnie dni sierpnia. Niedługo urodziny Mikiego, więc musiałam kupić mu jakiś prezent. Tylko co? Nigdy nie byłam dobra w wybieraniu prezentów, a na pewno nie dla kogoś takiego jak Michael Jackson! Kto może mi pomóc? Janet? Nie, nie rozmawiam z nią za dużo.. Rebbie? Tak! Postanowiłam do niej zadzwonić.
-Hej, Rebbie.
-Hej, kochana. Co tam u Ciebie?- spytała swoim miłym głosem.
-A dobrze, dziękuję - odpowiedziałam i jeszcze raz się zastanowiłam jak poprosić ją o pomoc - Wiesz, bo Michael ma za kilka dni urodziny i chciałabym mu kupić prezent.
-Tak?
-Pomogłabyś mi coś wybrać?
-Jasne. Za godzinę będę u Was.
Pożegnałyśmy się. Teraz trzeba tylko coś powiedzieć Michaelowi, żeby nie wiedział gdzie na prawdę wychodzę.
-Mikey... - zaczęłam.
-Idę dziś z Rebbie na miasto..
-I zostawisz mnie tu samego? - spytał smutnym głosem.
-Tylko na kilka godzin! Oh, Mike... Będę dzwonić. A poza tym, odpoczniesz ode mnie, bo wiem, że masz mnie dosyć..
-Wcale nie!
-Tylko się z Tobą droczę.. - pocałowałam go w policzek i pobiegłam do garderoby. Założyłam jakieś wygodne ciuchy i spakowałam swoją kartę kredytową.
Po godzinie przyjechała Rebbie. Zamieniła kilka słów z Michaelem i zabrała mnie do samochodu.
-Wiesz już co chciałabyś mu kupić? - spytała Rebbie.
-Nie..
-Coś znajdziemy.. - uśmiechnęła się i puściła do mnie oko.
Jakiś czas później Rebbie zaparkowała przed jakimś ogromnym centrum handlowym. Chciałam wejść głównym wejściem, ale Rebbie pociągnęła mnie w inną stronę. Weszliśmy chyba przez wejście dla pracowników.
-Skąd o tym wiedziałaś? - spytałam, gdy szłyśmy po krętych schodach.
-Często z Michaelem tu przyjeżdżamy na zakupy, a tutejsi pracownicy są naszymi przyjaciółmi, więc my możemy tędy przechodzić. Tędy można się dostać to prawie wszystkich sklepów w tym centrum i być niezauważonym przez innych. O, jesteśmy na miejscu - wskazała na szare, metalowe drzwi.
Nacisnęła klamkę i weszłyśmy do środka. Znalazłyśmy się w zapleczu.
-Cześć, Mark! - powiedziała Rebbie do mężczyzny stojącego gdzieś przed nami.
-O, cześć Rebbie - Mark odwrócił się w naszą stronę - Dziś bez Michaela?
-Bez. Musimy z Jessicą kupić mu coś na urodziny..
-Niespodzianka, tak? Zaraz coś tu dla niego znajdziemy..
Mark poprowadził nas do jakiś mebli. Jednak to nie było to czego szukałam..
-Mark, chodź tu na chwilę! - krzyknęła zza innych drzwi jakaś kobieta.
-Zaraz wrócę. Możecie się trochę porozglądać.
Ja i Rebbie poszłyśmy w dwie inne strony w poszukiwaniu idealnego prezentu. Zaplecze było dosyć spore, więc mogło to zająć nam sporo czasu.
Przez jakieś 10 minut nie mogłam nic znaleźć. Same posągi przedstawiające rzymskie i grecki mitologiczne postacie, meble... Ale coś przykuło moją uwagę. Coś wystawało z kartonowego pudła. Podeszłam do niego i zaczęłam je otwierać.Był tam marmurowy zegar słoneczny, a każdą godzinę przedstawiała inna postać. Na samym środku była postać Piotrusia Pana. To na pewno spodoba się Michaelowi...
-Rebbie mam! - krzyknęłam, a Rebbie od razu do mnie podbiegła.
-Jessy, to jest świetne! - uśmiechnęła się do mnie.
Po kilku dłuższych chwilach przyszedł Mark.
-I jak? Znalazłyście coś?
-Tak, to.. - pokazałam na zegar.
-O, dopiero co nam to przywieźli.. Jesteście pewne?
-Tak.
Podeszłyśmy do kasy. W sklepie było bardzo mało ludzi, więc nikt nas nie zauważył. Szybko zapłaciłyśmy, umówiłam, kiedy i gdzie trzeba przywieść zegar i wyszłyśmy.
Rebbie poprowadziła mnie do drzwi, którymi tu weszłyśmy.
-Idziemy na kawę? - spytała Rebbie.
 -Ok.. - odpowiedziałam. W sumie to nigdy nikt mnie o to nie spytał i co najważniejsze; NIGDY jeszcze nie piłam kawy.
Polubiłam Rebbie. Chociaż było między nami 16 lat różnicy, to wcale tego nie zauważałam. Mimo to świetnie się z nią dogadywałam i znalazłam w niej prawdziwą przyjaciółkę.
-Co paniom podać? - spytał kelner, gdy byłyśmy w kawiarni.
-Ja poproszę caffe macchiato - odezwałam się pierwsza.
-A ja caffe latte - powiedziała Rebbie.
 Rozmawiałyśmy przez chwilę, aż dopiero sobie o czymś przypomniałam.
-Rebbie, jeszcze tort! - krzyknęłam, a kilka osób się na mnie spojrzało. Szybko schowałam twarz, aby mnie nie rozpoznali. Janet zrobiła to samo - Przepraszam...
-Właśnie! Znam dobrą cukiernię, możemy tam pojechać.
Po chwili pojawił się ten sam kelner z naszymi zamówieniami. Spokojnie wypiłyśmy przy tym rozmawiając. Następnie pojechałyśmy zamówić tort.
-Co tak długo? - spytał Michael wyraźnie znudzony moją długą nieobecnością kiedy już byłam z powrotem w domu.
-Przepraszam....




I jak? Podobało się?


2 komentarze:

  1. Notka super!
    Chcę więcej :3 :3
    Kiedy następna? XD
    Mam drobną prośbę, jeśli możesz to informuj mnie o nowych notkach na moim blogu w zakładce "Spamik" :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.
    Susie

    OdpowiedzUsuń
  2. okay, postaram się informować
    Następna notka powinna pojawić się jeszcze dziś wieczorem lub w poniedziałek :)

    OdpowiedzUsuń