Kilka godzin później nadjechali nasi goście. Katherine jak zwykle uśmiechnięta i pogodna, a Joseph z ponurą miną.
Wyszliśmy przed drzwi, aby ich przywitać.
-Michael! Jessica! Witajcie! - powiedziała kobieta, i mocno uścisnęła nam ręce.
-Dzień dobry! - odpowiedzieliśmy chórem tak samo promieniście jak kobieta przed nami.
-Dzień dobry - powiedział gburowatym tonem Joseph.
-Wejdźcie - zaprosił rodziców Michael.
Joseph i Katherine weszli do salonu.
-Napijecie się czegoś? - spytał Mike.
-Wody - odezwał się Joseph.
-Ja poproszę to samo - odezwała się kobieta.
-To ja przyniosę - odpowiedziałam.
-Nie, ty zostań tutaj. Musisz się oszczędzać - powiedział stanowczym tonem Michael i zniknął za ścianą.
Razem
z rodzicami Michaela usiedliśmy na kanapie. Panowała grobowa cisza,
więc chciałam, aby Mike jak najszybciej wrócił. Nie chciałam sam na sam
zostawać z Katherine i Josephem.Katherine polubiłam od razu, a Josepha -
wręcz przeciwnie. Budził we mnie strach.
-Jessico.. - odezwał się.
-Tak? - spytałam lekko uśmiechając się.
-Czy Ty jesteś w ciąży?
-Słucham?! - prawie wrzasnęłam, ale na szczęście w tej chwili wszedł Michael.
-Joseph! - krzyknęła Katherine z wściekłością w oczach patrząc na męża.
-Joseph! - krzyknął Mike takim samym tonem.
-Odkąd
Cię pierwszy raz zobaczyłem trochę Ci urósł brzuch...A do tego ta
dzisiejsza wizyta u lekarza... - powiedział niezbyt miłym tonem nie
zwracając uwagi na Michaela i Katherine.
-Nie, nie jestem w ciąży...
-Joseph, mógłbyś nie...
-Nie mów mi co mam robić a czego nie! - wrzasnął Joseph do żony.
Zapanowała niemiła cisza.
-My może już pójdziemy... - odezwała się Katherine. - Joseph...
Joseph wstał wyraźnie zadowolony, że nie musi tu dłużej siedzieć.
-Do widzenia - pożegnała się kobieta - Jessico, przepraszam Cię za niego... - powiedziała, gdy mąż wyszedł.
-Ale nic takiego się nie stało...
-Do widzenia! - pożegnaliśmy się.
Zamknęłam
drzwi i ujrzałam Michaela siedzącego na kanapie i postanowiłam do niego
podejść. Lekko zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się.
-Jess, dobrze się czujesz? - spytał Mike zauważając to.
-Tak, wszystko w porządku..
Podeszłam i usiadłam obok niego.
-Mikey... Co się stało?
-Nie chcę, aby Joseph był dla Ciebie taki.
-Jaki?
-Niemiły...
-Ale Mike, nic się przecież nie stało...
-Jess, ale nie powiesz mi, że Cię to nie dotknęło?
-No nie powiem, ale nie bądź smutny...Proszę...
-Oh Jess...Dlaczego Ty jesteś taka wspaniała? - powiedział tym razem z uśmiechem i pocałował mnie delikatnie w usta.
-To dzięki tobie kochanie... - odwzajemniłam mu całusa.
Chwilę później spacerowaliśmy po naszej Nibylandii.
-Michael, chyba będę musiała niedługo lecieć do Kalifornii... - powiedziałam w pewnym momencie.
-Po co?
-Po świadectwo. W mojej szkole będzie zakończenie roku..
-Ano tak. Zapomniałem... Kiedy dokładnie będziesz lecieć?
-Zakończenie jest w piątek rano, więc pewnie czwartek wieczorem..
-To za trzy dni...
-Tak..
Poszliśmy na huśtawki. Do późnego wieczora huśtaliśmy się i rozmawialiśmy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz