czwartek, 23 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 21

Wstałam wcześnie rano tak, aby nie obudzić Michaela. Poszłam do salonu i podłączyłam żelazko. Rozłożyłam deskę i zaczęłam prasować sobie białą koszulę.
-Jess? - usłyszałam za sobą głos Michaela.
-O, Michael. Nie śpisz?
-Nie. Jak mógłbym spać bez Ciebie?
-Oh, Michael...
Mikey pocałował mnie i usiadł na fotelu. Przez cały czas przyglądał mi się.
-Poszłam do kuchni i zaczęłam szykować sobie śniadanie; było to musli na mleku. -Jess, mi też zrób! - usłyszałam zza pleców głos brata.
Zajęłam się jedzeniem.
-Mike, a Tobie co zrobić do jedzenia? - spytałam, gdy uświadomiłam sobie, że Michael został bez jedzenia.
-Nic, kochanie. Zrobię sobie sam.
-Zosia Samosia... - mruknęłam pod nosem.
-EJ!
-No co? - spytałam udając obrażoną.
Mike nie odpowiedział tylko pocałował mnie w policzek.
Rodzice kolejno przychodzili do kuchni
-Jessy, nie zapomnij o lekach.. - przypominał mi Król.Wzięłam tabletki i zabrałam ubrania. Poszłam do łazienki i zaczęłam się ubierać.
-Mamo, widziałaś moje wsuwki? - krzyknęłam.
-Zobacz w czerwonym pudełku! - usłyszałam głos zza drzwi toalety.
Moje włosy tworzyły kompletny nieład. Poczochrane, porozrzucane na wszystkie strony. Wyglądałam jak upiór. Miałam tylko 15 minut na uczesanie się i lekki makijaż.
Coraz bardziej nerwowo gładziłam szczotką moją czuprynę. Włosy zaczęły mi się teraz elektryzować.
-No nie, jeszcze tego tu brakowało!... - warknęłam sama do siebie. - Cholera jasna!
Kurcze, mam nadzieję, że tych ostatnich słów rodzice nie słyszeli...
Po jakimś czasie wybiegłam z łazienki. Założyłam szybko sweter, wzięłam torebkę, założyłam baleriny, pożegnałam Michaela i wyszłam z domu. Szybkim krokiem szłam w kierunku szkoły.
W ostatniej chwili przyszłam na plac przed szkołą. Dyrektorka zaczęła już swoje przemówienie. Byłą to niska przysadzista kobieta w wieku ok. 65 lat.
Gdy doszłam do swojej klasy nagle zrobiło się cicho. Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Mam coś na twarzy? - spytałam "kolegi" stojącego obok.
-Nie, tylko piszą o Tobie w gazetach..
-Aha...
-Możemy kontynuować - powiedziałam głośno i głupkowato się uśmiechnęłam.
Wszyscy odwrócili się już w stronę nauczycieli, a ja schowałam się wgłąb swojej klasy.
Dyrektorka wymieniała wiele nazwisk i wręczała nagrody kilku osobom.
-Jessica Fox! - usłyszałam - Otrzymuje dyplom za wyjątkowo wysokie wyniki w nauce i wyróżnienie z konkursu HIStorycznego.
Podeszłam do kobiety i odebrałam nagrodę.
Gdy przemowa się skończyła, wszyscy poszli do swoich klas.
-Jessy! Zaczekaj! - usłyszałam za sobą dziewczęcy głos. To Kate... Boże... Czego ona chce?
Przewracając oczami bez słowa odwróciłam się.
-Pamiętasz jak ostatnio się pokłóciłyśmy?
-Tak, pamiętam. I co?
-Dałabyś mi jeszcze jedną szansę?...
-Zapomnij - odpowiedziałam z grobową miną nie okazując przy tym żadnych emocji - Za dużo razy dawałam Ci kolejną szansę. Za każdym razem robiłaś to samo; raniłaś mnie..
-Ale Jess, ja się zmieniłam!
-Nie obchodzi mnie to! Trzymaj się ode mnie z daleka!
Oh.. Wkurzyłam się. Nienawidzę jej! Fałszywa, dwulicowa...
Z zamyśleń wyrwała mnie wychowawczyni. Zebraliśmy się w sali. Wszyscy patrzyli tylko na mnie, jakby wcześniej mnie nigdy nie widzieli.
"O co tu chodzi?..." pomyślałam.
-Jessica.. - wychowawczyni wywołała mnie.
Podeszłam do niej i odebrałam świadectwo. Bardzo dobry, bardzo dobry, bardzo dobry... Oj, ciężko było, ale warto...
Chwilę później byłam już z powrotem na placu szkolnym. Ale przy bramie... Michael! Szybko podbiegłam do niego.
-Michael co Ty tu robisz?
-Czekam na Ciebie - wręczył mi kwiaty.
-Dziękuję.. Chodź stąd, bo ktoś Cię zauważy...
Zabrałam Króla i poszliśmy w stronę mojego domu.
-Skąd wiedziałeś, gdzie się uczę? - spytałam.
-Hubert mi pokazał..
-Aha! Już się zmówiliście przeciwko mnie!
-Oh, Jess..
-Mike, ja przecież tylko żartuję... MICHAEL! - wrzasnęłam.
Przechodziliśmy akurat obok kiosku. Nowa gazeta, a co w niej? "Dziewczyna Michaela Jacksona w ciąży! Spędziła razem z Królem Popu dwa dni w szpitalu! Czy coś zagraża jej dziecku?
-CO?
-Michael...
Wymieniliśmy znaczące spojrzenia i wybuchnęliśmy śmiechem.
To wszystko tłumaczy; te spojrzenia uczniów i nauczycieli z mojej szkoły...
-Michael, ale tu jest mój dom... - wskazałam na jedną z uliczek.
-Wiem, ale my idziemy gdzie indziej...
-Gdzie?
-Zobaczysz...
Mike trzymał mnie za rękę.
Po chwili doszliśmy do parku. Mike poprowadził mnie przez kamienną alejkę.
-Pamiętasz?
-Tak, to tutaj powiedziałeś mi, że...
-Tak, jesteśmy razem już równy miesiąc i pomyślałem, że przyjdziemy tu razem...
-Oh, Mike...
-Co jutro robisz, kochanie?
-Hmm, nie wiem. Myślałam, żeby Cię oprowadzić po mieście..
-A mogłabyś to przełożył?
-Czemu? Coś się stało?
-Nie. Chcę Cię jutro zaprosić do restauracji..
Cmoknęłam Michaela w policzek.
Powędrowaliśmy w stronę mojego domu, aby tam zapoznać Michaela z częścią mojej rodziny...




I jak? Podoba się? Specjalnie na Wasze życzenie starałam się pisać dłuższy rozdział, chociaż nie wiem czy mi się to udało. Za bardzo nie chciałam przeciągać i zanudzać sytuacji.
Ale mam nadzieję, że nie jest źle :)
Pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Kochana!
    Jest normalnie bosko!
    Cóż, prasa jak zwykle wymyśla -.- Ehh, te hieny...
    No na ich miejscu też bym się pewnie roześmiała, hihi ^^
    Strasznie mi się to spodobało i mimo, że mój humor jest dzisiaj do luftu, to chociaż na chwilę umiliłaś mi ten krótki czas.
    Dziękuję :)
    No i oczywiście cieszę się, że postarałaś przedłużyć rozdział o te kilkanaście zdań :D
    Od razu robi się bardziej ciekawie.
    Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny.
    Susie.

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję ^^ I cieszę się, że się podoba :)

    OdpowiedzUsuń