W końcu nadszedł 29 sierpnia. Wstałam rano jakby nigdy nic. Naszykowaliśmy śniadanie i wzięłam leki.
-Jessy, widziałaś mój telefon? Muszę zadzwonić do Janet..
-Nie rób tego!
-Co?..
-Nic, przepraszam.. Miałam ci powiedzieć..Janet jest dziś bardzo zajęta..
-Jessy? O co chodzi?
-O nic.. - Michael próbował dojść do okna, ale ja starałam się mu w tym przeszkodzi, jednak było to bardzo trudne. Nie mógł zobaczyć co się dzieje, dopóki Rebbie nie da mi sygnału.
Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. To Rebbie. Michael nie może się dowiedzieć kto dzwoni.
-Jess, ja, mama, La Toya i Janet już skończyłyśmy. Chłopaki też, a goście już są. Nie ma tylko prezentu, ale pewnie zaraz będzie. Możecie wychodzić. Zapukaj w okno, kiedy będziecie wychodzić.
-Dobrze, mamo.. - musiałam to powiedzieć. Musiałam, bo inaczej Michael by już wiedział o co chodzi i z kim rozmawiam.
Zapukałam w okno.
-Michael, nie zapomniałeś o czymś? - spytałam. Specjalnie nie składałam mu dziś życzeń, aby myślał, że zapomniałam
-Nie, chyba nie. O co chodzi?
-Wszystkiego najlepszego głuptasie - pocałowałam go. Mike się zaczerwienił - Wyjrzyj przez okno..
-Jess! - z ogrodu pomachała mu cała jego rodzina i przyjaciele - Kiedy?.. Jak?..-Nie musisz wszystkiego wiedzieć..A teraz chodź do ogrodu... - złapałam Michaela za rękę i zaprowadziłam na przyjęcie.
-Cześć mamo - przywitał się z Katherine, a ja po chwili zrobiłam to samo - Witaj, Joseph - uścisnął dłoń swojemu ojcu.
-Cześć Michael - krzyknął Jermaine.
-Jermaine!- Michael pobiegł do brata.
-Michael, porwę na chwilę Jessy - tym razem to Rebbie - Jessy, chodź..
Zabrała mnie do jakiegoś cichego miejsca, gdzie nikogo nie ma.
-Prezentu Michaela nadal nie ma, dzwoniłam do Marka, nie odbiera.. - powiedziała do mnie.
-Może zaraz będzie..
Po tej krótkiej rozmowie wróciłyśmy do gości.
-Jessy! - przywitał się ze mną Randy.
-Cześć Randy - odpowiedziałam.
Usłyszałam jak Rebbie rozmawia przez telefon, więc podeszłam do niej.
-Mark? - spytałam, gdy się rozłączyła.
-Tak, zaraz będzie.. Były jakieś wypadki po drodze..
-Jessy, chodź, zapoznam Cię z Liz.
Michael zaprowadził mnie do "Liz". Była to Elizabeth Taylor. Michael wiele mi o niej opowiadał i bardzo chciałam ją poznać.
-Liz, to jest Jessy, moja dziewczyna. Jessy, to jest Elizabeth.
-Miło mi - powiedziałam uśmiechając się.
-Mi także - uśmiechnęła się Elizabeth.
Chwilę jeszcze rozmawiałam z Elizabeth, aż ujrzałam, że Rebbie mnie woła.
-Jess, Mark przywiózł prezent, tort też już jest.
-To dobrze.
-Najpierw zwołamy wszystkich, podamy tort, a następnie Mark na podnośniku podwiezie Michaelowi prezent.
-Ok.
Poszłyśmy do gości i oznajmiłyśmy im o torcie. Mike podbiegł do mnie. Razem ze wszystkimi zaśpiewaliśmy mu "Sto lat".
-Wszystkiego najlepszego kochanie - szepnęłam mu do ucha.
Pokroiliśmy tort, poczęstowaliśmy gości i razem z Rebbie podarowałyśmy Michaelowi prezent...
I jak? Mamy 1000 wyświetleń ^^
Mam nadzieję, że się podobało :)
Zapraszam do komentowania :)
niedziela, 26 kwietnia 2015
piątek, 24 kwietnia 2015
ROZDZIAŁ 22
Dwa miesiące później były już ostatnie dni sierpnia. Niedługo urodziny Mikiego, więc musiałam kupić mu jakiś prezent. Tylko co? Nigdy nie byłam dobra w wybieraniu prezentów, a na pewno nie dla kogoś takiego jak Michael Jackson! Kto może mi pomóc? Janet? Nie, nie rozmawiam z nią za dużo.. Rebbie? Tak! Postanowiłam do niej zadzwonić.
-Hej, Rebbie.
-Hej, kochana. Co tam u Ciebie?- spytała swoim miłym głosem.
-A dobrze, dziękuję - odpowiedziałam i jeszcze raz się zastanowiłam jak poprosić ją o pomoc - Wiesz, bo Michael ma za kilka dni urodziny i chciałabym mu kupić prezent.
-Tak?
-Pomogłabyś mi coś wybrać?
-Jasne. Za godzinę będę u Was.
Pożegnałyśmy się. Teraz trzeba tylko coś powiedzieć Michaelowi, żeby nie wiedział gdzie na prawdę wychodzę.
-Mikey... - zaczęłam.
-Idę dziś z Rebbie na miasto..
-I zostawisz mnie tu samego? - spytał smutnym głosem.
-Tylko na kilka godzin! Oh, Mike... Będę dzwonić. A poza tym, odpoczniesz ode mnie, bo wiem, że masz mnie dosyć..
-Wcale nie!
-Tylko się z Tobą droczę.. - pocałowałam go w policzek i pobiegłam do garderoby. Założyłam jakieś wygodne ciuchy i spakowałam swoją kartę kredytową.
Po godzinie przyjechała Rebbie. Zamieniła kilka słów z Michaelem i zabrała mnie do samochodu.
-Wiesz już co chciałabyś mu kupić? - spytała Rebbie.
-Nie..
-Coś znajdziemy.. - uśmiechnęła się i puściła do mnie oko.
Jakiś czas później Rebbie zaparkowała przed jakimś ogromnym centrum handlowym. Chciałam wejść głównym wejściem, ale Rebbie pociągnęła mnie w inną stronę. Weszliśmy chyba przez wejście dla pracowników.
-Skąd o tym wiedziałaś? - spytałam, gdy szłyśmy po krętych schodach.
-Często z Michaelem tu przyjeżdżamy na zakupy, a tutejsi pracownicy są naszymi przyjaciółmi, więc my możemy tędy przechodzić. Tędy można się dostać to prawie wszystkich sklepów w tym centrum i być niezauważonym przez innych. O, jesteśmy na miejscu - wskazała na szare, metalowe drzwi.
Nacisnęła klamkę i weszłyśmy do środka. Znalazłyśmy się w zapleczu.
-Cześć, Mark! - powiedziała Rebbie do mężczyzny stojącego gdzieś przed nami.
-O, cześć Rebbie - Mark odwrócił się w naszą stronę - Dziś bez Michaela?
-Bez. Musimy z Jessicą kupić mu coś na urodziny..
-Niespodzianka, tak? Zaraz coś tu dla niego znajdziemy..
Mark poprowadził nas do jakiś mebli. Jednak to nie było to czego szukałam..
-Mark, chodź tu na chwilę! - krzyknęła zza innych drzwi jakaś kobieta.
-Zaraz wrócę. Możecie się trochę porozglądać.
Ja i Rebbie poszłyśmy w dwie inne strony w poszukiwaniu idealnego prezentu. Zaplecze było dosyć spore, więc mogło to zająć nam sporo czasu.
Przez jakieś 10 minut nie mogłam nic znaleźć. Same posągi przedstawiające rzymskie i grecki mitologiczne postacie, meble... Ale coś przykuło moją uwagę. Coś wystawało z kartonowego pudła. Podeszłam do niego i zaczęłam je otwierać.Był tam marmurowy zegar słoneczny, a każdą godzinę przedstawiała inna postać. Na samym środku była postać Piotrusia Pana. To na pewno spodoba się Michaelowi...
-Rebbie mam! - krzyknęłam, a Rebbie od razu do mnie podbiegła.
-Jessy, to jest świetne! - uśmiechnęła się do mnie.
Po kilku dłuższych chwilach przyszedł Mark.
-I jak? Znalazłyście coś?
-Tak, to.. - pokazałam na zegar.
-O, dopiero co nam to przywieźli.. Jesteście pewne?
-Tak.
Podeszłyśmy do kasy. W sklepie było bardzo mało ludzi, więc nikt nas nie zauważył. Szybko zapłaciłyśmy, umówiłam, kiedy i gdzie trzeba przywieść zegar i wyszłyśmy.
Rebbie poprowadziła mnie do drzwi, którymi tu weszłyśmy.
-Idziemy na kawę? - spytała Rebbie.
-Ok.. - odpowiedziałam. W sumie to nigdy nikt mnie o to nie spytał i co najważniejsze; NIGDY jeszcze nie piłam kawy.
Polubiłam Rebbie. Chociaż było między nami 16 lat różnicy, to wcale tego nie zauważałam. Mimo to świetnie się z nią dogadywałam i znalazłam w niej prawdziwą przyjaciółkę.
-Co paniom podać? - spytał kelner, gdy byłyśmy w kawiarni.
-Ja poproszę caffe macchiato - odezwałam się pierwsza.
-A ja caffe latte - powiedziała Rebbie.
Rozmawiałyśmy przez chwilę, aż dopiero sobie o czymś przypomniałam.
-Rebbie, jeszcze tort! - krzyknęłam, a kilka osób się na mnie spojrzało. Szybko schowałam twarz, aby mnie nie rozpoznali. Janet zrobiła to samo - Przepraszam...
-Właśnie! Znam dobrą cukiernię, możemy tam pojechać.
Po chwili pojawił się ten sam kelner z naszymi zamówieniami. Spokojnie wypiłyśmy przy tym rozmawiając. Następnie pojechałyśmy zamówić tort.
-Co tak długo? - spytał Michael wyraźnie znudzony moją długą nieobecnością kiedy już byłam z powrotem w domu.
-Przepraszam....
I jak? Podobało się?
-Hej, Rebbie.
-Hej, kochana. Co tam u Ciebie?- spytała swoim miłym głosem.
-A dobrze, dziękuję - odpowiedziałam i jeszcze raz się zastanowiłam jak poprosić ją o pomoc - Wiesz, bo Michael ma za kilka dni urodziny i chciałabym mu kupić prezent.
-Tak?
-Pomogłabyś mi coś wybrać?
-Jasne. Za godzinę będę u Was.
Pożegnałyśmy się. Teraz trzeba tylko coś powiedzieć Michaelowi, żeby nie wiedział gdzie na prawdę wychodzę.
-Mikey... - zaczęłam.
-Idę dziś z Rebbie na miasto..
-I zostawisz mnie tu samego? - spytał smutnym głosem.
-Tylko na kilka godzin! Oh, Mike... Będę dzwonić. A poza tym, odpoczniesz ode mnie, bo wiem, że masz mnie dosyć..
-Wcale nie!
-Tylko się z Tobą droczę.. - pocałowałam go w policzek i pobiegłam do garderoby. Założyłam jakieś wygodne ciuchy i spakowałam swoją kartę kredytową.
Po godzinie przyjechała Rebbie. Zamieniła kilka słów z Michaelem i zabrała mnie do samochodu.
-Wiesz już co chciałabyś mu kupić? - spytała Rebbie.
-Nie..
-Coś znajdziemy.. - uśmiechnęła się i puściła do mnie oko.
Jakiś czas później Rebbie zaparkowała przed jakimś ogromnym centrum handlowym. Chciałam wejść głównym wejściem, ale Rebbie pociągnęła mnie w inną stronę. Weszliśmy chyba przez wejście dla pracowników.
-Skąd o tym wiedziałaś? - spytałam, gdy szłyśmy po krętych schodach.
-Często z Michaelem tu przyjeżdżamy na zakupy, a tutejsi pracownicy są naszymi przyjaciółmi, więc my możemy tędy przechodzić. Tędy można się dostać to prawie wszystkich sklepów w tym centrum i być niezauważonym przez innych. O, jesteśmy na miejscu - wskazała na szare, metalowe drzwi.
Nacisnęła klamkę i weszłyśmy do środka. Znalazłyśmy się w zapleczu.
-Cześć, Mark! - powiedziała Rebbie do mężczyzny stojącego gdzieś przed nami.
-O, cześć Rebbie - Mark odwrócił się w naszą stronę - Dziś bez Michaela?
-Bez. Musimy z Jessicą kupić mu coś na urodziny..
-Niespodzianka, tak? Zaraz coś tu dla niego znajdziemy..
Mark poprowadził nas do jakiś mebli. Jednak to nie było to czego szukałam..
-Mark, chodź tu na chwilę! - krzyknęła zza innych drzwi jakaś kobieta.
-Zaraz wrócę. Możecie się trochę porozglądać.
Ja i Rebbie poszłyśmy w dwie inne strony w poszukiwaniu idealnego prezentu. Zaplecze było dosyć spore, więc mogło to zająć nam sporo czasu.
Przez jakieś 10 minut nie mogłam nic znaleźć. Same posągi przedstawiające rzymskie i grecki mitologiczne postacie, meble... Ale coś przykuło moją uwagę. Coś wystawało z kartonowego pudła. Podeszłam do niego i zaczęłam je otwierać.Był tam marmurowy zegar słoneczny, a każdą godzinę przedstawiała inna postać. Na samym środku była postać Piotrusia Pana. To na pewno spodoba się Michaelowi...
-Rebbie mam! - krzyknęłam, a Rebbie od razu do mnie podbiegła.
-Jessy, to jest świetne! - uśmiechnęła się do mnie.
Po kilku dłuższych chwilach przyszedł Mark.
-I jak? Znalazłyście coś?
-Tak, to.. - pokazałam na zegar.
-O, dopiero co nam to przywieźli.. Jesteście pewne?
-Tak.
Podeszłyśmy do kasy. W sklepie było bardzo mało ludzi, więc nikt nas nie zauważył. Szybko zapłaciłyśmy, umówiłam, kiedy i gdzie trzeba przywieść zegar i wyszłyśmy.
Rebbie poprowadziła mnie do drzwi, którymi tu weszłyśmy.
-Idziemy na kawę? - spytała Rebbie.
-Ok.. - odpowiedziałam. W sumie to nigdy nikt mnie o to nie spytał i co najważniejsze; NIGDY jeszcze nie piłam kawy.
Polubiłam Rebbie. Chociaż było między nami 16 lat różnicy, to wcale tego nie zauważałam. Mimo to świetnie się z nią dogadywałam i znalazłam w niej prawdziwą przyjaciółkę.
-Co paniom podać? - spytał kelner, gdy byłyśmy w kawiarni.
-Ja poproszę caffe macchiato - odezwałam się pierwsza.
-A ja caffe latte - powiedziała Rebbie.
Rozmawiałyśmy przez chwilę, aż dopiero sobie o czymś przypomniałam.
-Rebbie, jeszcze tort! - krzyknęłam, a kilka osób się na mnie spojrzało. Szybko schowałam twarz, aby mnie nie rozpoznali. Janet zrobiła to samo - Przepraszam...
-Właśnie! Znam dobrą cukiernię, możemy tam pojechać.
Po chwili pojawił się ten sam kelner z naszymi zamówieniami. Spokojnie wypiłyśmy przy tym rozmawiając. Następnie pojechałyśmy zamówić tort.
-Co tak długo? - spytał Michael wyraźnie znudzony moją długą nieobecnością kiedy już byłam z powrotem w domu.
-Przepraszam....
I jak? Podobało się?
czwartek, 23 kwietnia 2015
ROZDZIAŁ 21
Wstałam wcześnie rano tak, aby nie obudzić Michaela. Poszłam do salonu i podłączyłam żelazko. Rozłożyłam deskę i zaczęłam prasować sobie białą koszulę.
-Jess? - usłyszałam za sobą głos Michaela.
-O, Michael. Nie śpisz?
-Nie. Jak mógłbym spać bez Ciebie?
-Oh, Michael...
Mikey pocałował mnie i usiadł na fotelu. Przez cały czas przyglądał mi się.
-Poszłam do kuchni i zaczęłam szykować sobie śniadanie; było to musli na mleku. -Jess, mi też zrób! - usłyszałam zza pleców głos brata.
Zajęłam się jedzeniem.
-Mike, a Tobie co zrobić do jedzenia? - spytałam, gdy uświadomiłam sobie, że Michael został bez jedzenia.
-Nic, kochanie. Zrobię sobie sam.
-Zosia Samosia... - mruknęłam pod nosem.
-EJ!
-No co? - spytałam udając obrażoną.
Mike nie odpowiedział tylko pocałował mnie w policzek.
Rodzice kolejno przychodzili do kuchni
-Jessy, nie zapomnij o lekach.. - przypominał mi Król.Wzięłam tabletki i zabrałam ubrania. Poszłam do łazienki i zaczęłam się ubierać.
-Mamo, widziałaś moje wsuwki? - krzyknęłam.
-Zobacz w czerwonym pudełku! - usłyszałam głos zza drzwi toalety.
Moje włosy tworzyły kompletny nieład. Poczochrane, porozrzucane na wszystkie strony. Wyglądałam jak upiór. Miałam tylko 15 minut na uczesanie się i lekki makijaż.
Coraz bardziej nerwowo gładziłam szczotką moją czuprynę. Włosy zaczęły mi się teraz elektryzować.
-No nie, jeszcze tego tu brakowało!... - warknęłam sama do siebie. - Cholera jasna!
Kurcze, mam nadzieję, że tych ostatnich słów rodzice nie słyszeli...
Po jakimś czasie wybiegłam z łazienki. Założyłam szybko sweter, wzięłam torebkę, założyłam baleriny, pożegnałam Michaela i wyszłam z domu. Szybkim krokiem szłam w kierunku szkoły.
W ostatniej chwili przyszłam na plac przed szkołą. Dyrektorka zaczęła już swoje przemówienie. Byłą to niska przysadzista kobieta w wieku ok. 65 lat.
Gdy doszłam do swojej klasy nagle zrobiło się cicho. Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Mam coś na twarzy? - spytałam "kolegi" stojącego obok.
-Nie, tylko piszą o Tobie w gazetach..
-Aha...
-Możemy kontynuować - powiedziałam głośno i głupkowato się uśmiechnęłam.
Wszyscy odwrócili się już w stronę nauczycieli, a ja schowałam się wgłąb swojej klasy.
Dyrektorka wymieniała wiele nazwisk i wręczała nagrody kilku osobom.
-Jessica Fox! - usłyszałam - Otrzymuje dyplom za wyjątkowo wysokie wyniki w nauce i wyróżnienie z konkursu HIStorycznego.
Podeszłam do kobiety i odebrałam nagrodę.
Gdy przemowa się skończyła, wszyscy poszli do swoich klas.
-Jessy! Zaczekaj! - usłyszałam za sobą dziewczęcy głos. To Kate... Boże... Czego ona chce?
Przewracając oczami bez słowa odwróciłam się.
-Pamiętasz jak ostatnio się pokłóciłyśmy?
-Tak, pamiętam. I co?
-Dałabyś mi jeszcze jedną szansę?...
-Zapomnij - odpowiedziałam z grobową miną nie okazując przy tym żadnych emocji - Za dużo razy dawałam Ci kolejną szansę. Za każdym razem robiłaś to samo; raniłaś mnie..
-Ale Jess, ja się zmieniłam!
-Nie obchodzi mnie to! Trzymaj się ode mnie z daleka!
Oh.. Wkurzyłam się. Nienawidzę jej! Fałszywa, dwulicowa...
Z zamyśleń wyrwała mnie wychowawczyni. Zebraliśmy się w sali. Wszyscy patrzyli tylko na mnie, jakby wcześniej mnie nigdy nie widzieli.
"O co tu chodzi?..." pomyślałam.
-Jessica.. - wychowawczyni wywołała mnie.
Podeszłam do niej i odebrałam świadectwo. Bardzo dobry, bardzo dobry, bardzo dobry... Oj, ciężko było, ale warto...
Chwilę później byłam już z powrotem na placu szkolnym. Ale przy bramie... Michael! Szybko podbiegłam do niego.
-Michael co Ty tu robisz?
-Czekam na Ciebie - wręczył mi kwiaty.
-Dziękuję.. Chodź stąd, bo ktoś Cię zauważy...
Zabrałam Króla i poszliśmy w stronę mojego domu.
-Skąd wiedziałeś, gdzie się uczę? - spytałam.
-Hubert mi pokazał..
-Aha! Już się zmówiliście przeciwko mnie!
-Oh, Jess..
-Mike, ja przecież tylko żartuję... MICHAEL! - wrzasnęłam.
Przechodziliśmy akurat obok kiosku. Nowa gazeta, a co w niej? "Dziewczyna Michaela Jacksona w ciąży! Spędziła razem z Królem Popu dwa dni w szpitalu! Czy coś zagraża jej dziecku?
-CO?
-Michael...
Wymieniliśmy znaczące spojrzenia i wybuchnęliśmy śmiechem.
To wszystko tłumaczy; te spojrzenia uczniów i nauczycieli z mojej szkoły...
-Michael, ale tu jest mój dom... - wskazałam na jedną z uliczek.
-Wiem, ale my idziemy gdzie indziej...
-Gdzie?
-Zobaczysz...
Mike trzymał mnie za rękę.
Po chwili doszliśmy do parku. Mike poprowadził mnie przez kamienną alejkę.
-Pamiętasz?
-Tak, to tutaj powiedziałeś mi, że...
-Tak, jesteśmy razem już równy miesiąc i pomyślałem, że przyjdziemy tu razem...
-Oh, Mike...
-Co jutro robisz, kochanie?
-Hmm, nie wiem. Myślałam, żeby Cię oprowadzić po mieście..
-A mogłabyś to przełożył?
-Czemu? Coś się stało?
-Nie. Chcę Cię jutro zaprosić do restauracji..
Cmoknęłam Michaela w policzek.
Powędrowaliśmy w stronę mojego domu, aby tam zapoznać Michaela z częścią mojej rodziny...
I jak? Podoba się? Specjalnie na Wasze życzenie starałam się pisać dłuższy rozdział, chociaż nie wiem czy mi się to udało. Za bardzo nie chciałam przeciągać i zanudzać sytuacji.
Ale mam nadzieję, że nie jest źle :)
Pozdrawiam
-Jess? - usłyszałam za sobą głos Michaela.
-O, Michael. Nie śpisz?
-Nie. Jak mógłbym spać bez Ciebie?
-Oh, Michael...
Mikey pocałował mnie i usiadł na fotelu. Przez cały czas przyglądał mi się.
-Poszłam do kuchni i zaczęłam szykować sobie śniadanie; było to musli na mleku. -Jess, mi też zrób! - usłyszałam zza pleców głos brata.
Zajęłam się jedzeniem.
-Mike, a Tobie co zrobić do jedzenia? - spytałam, gdy uświadomiłam sobie, że Michael został bez jedzenia.
-Nic, kochanie. Zrobię sobie sam.
-Zosia Samosia... - mruknęłam pod nosem.
-EJ!
-No co? - spytałam udając obrażoną.
Mike nie odpowiedział tylko pocałował mnie w policzek.
Rodzice kolejno przychodzili do kuchni
-Jessy, nie zapomnij o lekach.. - przypominał mi Król.Wzięłam tabletki i zabrałam ubrania. Poszłam do łazienki i zaczęłam się ubierać.
-Mamo, widziałaś moje wsuwki? - krzyknęłam.
-Zobacz w czerwonym pudełku! - usłyszałam głos zza drzwi toalety.
Moje włosy tworzyły kompletny nieład. Poczochrane, porozrzucane na wszystkie strony. Wyglądałam jak upiór. Miałam tylko 15 minut na uczesanie się i lekki makijaż.
Coraz bardziej nerwowo gładziłam szczotką moją czuprynę. Włosy zaczęły mi się teraz elektryzować.
-No nie, jeszcze tego tu brakowało!... - warknęłam sama do siebie. - Cholera jasna!
Kurcze, mam nadzieję, że tych ostatnich słów rodzice nie słyszeli...
Po jakimś czasie wybiegłam z łazienki. Założyłam szybko sweter, wzięłam torebkę, założyłam baleriny, pożegnałam Michaela i wyszłam z domu. Szybkim krokiem szłam w kierunku szkoły.
W ostatniej chwili przyszłam na plac przed szkołą. Dyrektorka zaczęła już swoje przemówienie. Byłą to niska przysadzista kobieta w wieku ok. 65 lat.
Gdy doszłam do swojej klasy nagle zrobiło się cicho. Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Mam coś na twarzy? - spytałam "kolegi" stojącego obok.
-Nie, tylko piszą o Tobie w gazetach..
-Aha...
-Możemy kontynuować - powiedziałam głośno i głupkowato się uśmiechnęłam.
Wszyscy odwrócili się już w stronę nauczycieli, a ja schowałam się wgłąb swojej klasy.
Dyrektorka wymieniała wiele nazwisk i wręczała nagrody kilku osobom.
-Jessica Fox! - usłyszałam - Otrzymuje dyplom za wyjątkowo wysokie wyniki w nauce i wyróżnienie z konkursu HIStorycznego.
Podeszłam do kobiety i odebrałam nagrodę.
Gdy przemowa się skończyła, wszyscy poszli do swoich klas.
-Jessy! Zaczekaj! - usłyszałam za sobą dziewczęcy głos. To Kate... Boże... Czego ona chce?
Przewracając oczami bez słowa odwróciłam się.
-Pamiętasz jak ostatnio się pokłóciłyśmy?
-Tak, pamiętam. I co?
-Dałabyś mi jeszcze jedną szansę?...
-Zapomnij - odpowiedziałam z grobową miną nie okazując przy tym żadnych emocji - Za dużo razy dawałam Ci kolejną szansę. Za każdym razem robiłaś to samo; raniłaś mnie..
-Ale Jess, ja się zmieniłam!
-Nie obchodzi mnie to! Trzymaj się ode mnie z daleka!
Oh.. Wkurzyłam się. Nienawidzę jej! Fałszywa, dwulicowa...
Z zamyśleń wyrwała mnie wychowawczyni. Zebraliśmy się w sali. Wszyscy patrzyli tylko na mnie, jakby wcześniej mnie nigdy nie widzieli.
"O co tu chodzi?..." pomyślałam.
-Jessica.. - wychowawczyni wywołała mnie.
Podeszłam do niej i odebrałam świadectwo. Bardzo dobry, bardzo dobry, bardzo dobry... Oj, ciężko było, ale warto...
Chwilę później byłam już z powrotem na placu szkolnym. Ale przy bramie... Michael! Szybko podbiegłam do niego.
-Michael co Ty tu robisz?
-Czekam na Ciebie - wręczył mi kwiaty.
-Dziękuję.. Chodź stąd, bo ktoś Cię zauważy...
Zabrałam Króla i poszliśmy w stronę mojego domu.
-Skąd wiedziałeś, gdzie się uczę? - spytałam.
-Hubert mi pokazał..
-Aha! Już się zmówiliście przeciwko mnie!
-Oh, Jess..
-Mike, ja przecież tylko żartuję... MICHAEL! - wrzasnęłam.
Przechodziliśmy akurat obok kiosku. Nowa gazeta, a co w niej? "Dziewczyna Michaela Jacksona w ciąży! Spędziła razem z Królem Popu dwa dni w szpitalu! Czy coś zagraża jej dziecku?
-CO?
-Michael...
Wymieniliśmy znaczące spojrzenia i wybuchnęliśmy śmiechem.
To wszystko tłumaczy; te spojrzenia uczniów i nauczycieli z mojej szkoły...
-Michael, ale tu jest mój dom... - wskazałam na jedną z uliczek.
-Wiem, ale my idziemy gdzie indziej...
-Gdzie?
-Zobaczysz...
Mike trzymał mnie za rękę.
Po chwili doszliśmy do parku. Mike poprowadził mnie przez kamienną alejkę.
-Pamiętasz?
-Tak, to tutaj powiedziałeś mi, że...
-Tak, jesteśmy razem już równy miesiąc i pomyślałem, że przyjdziemy tu razem...
-Oh, Mike...
-Co jutro robisz, kochanie?
-Hmm, nie wiem. Myślałam, żeby Cię oprowadzić po mieście..
-A mogłabyś to przełożył?
-Czemu? Coś się stało?
-Nie. Chcę Cię jutro zaprosić do restauracji..
Cmoknęłam Michaela w policzek.
Powędrowaliśmy w stronę mojego domu, aby tam zapoznać Michaela z częścią mojej rodziny...
I jak? Podoba się? Specjalnie na Wasze życzenie starałam się pisać dłuższy rozdział, chociaż nie wiem czy mi się to udało. Za bardzo nie chciałam przeciągać i zanudzać sytuacji.
Ale mam nadzieję, że nie jest źle :)
Pozdrawiam
środa, 22 kwietnia 2015
ROZDZIAŁ 20
Czas w szpitalu leciał mi bardzo szybko, pewnie dlatego, że byłam tam z Michaelem. Następnego dnia mogłam już wyjść. Dostałam receptę na różne leki i miałam się tu pokazać za miesiąc.
Po szpitalnym śniadaniu, którym podzieliłam się z Michaelem (po przecież dla niego nie mogli już dać...) pojechaliśmy do domu.
Zrobiliśmy sobie śniadanie składające się z pomarańczy, mandarynek i truskawek z bitą śmietaną.
Następnie poszłam do garderoby po torbę. Pomyślałam, że nie będę nic pakować i rzeczy potrzebne na zakończenie mam w domu, a i tak zamierzam zabrać ze sobą trochę rzeczy. Miałam wyjechać dziś wieczorem, a nawet nie rozmawiałam o tym z Michaelem.
Już chciałam iść na dół, ale akurat wszedł Mike.
-Jessy, mogę jechać z Tobą?
-Jasne!
Mike usiadł na krześle, a ja szukałam czegoś, co mogłabym założyć na podróż, bo przez chwilę zapomniałam, że mam na sobie jeszcze wczorajsze ciuchy.
-Nie zabierasz ze sobą żadnych ubrań?
-Nie, wszystko mam w domu.. Biorę tylko torbę, żeby zabrać trochę rzeczy z domu. A Ty się nie pakujesz?
Chyba Michael o tym zapomniał, bo od razu podszedł do szafy i zabrał swoją torbę.
-Na ile jedziemy?
-Chyba na jeden lub dwa dni, nie?
-Myślałem, że zostaniemy na dłużej..
-Jeśli chcesz możemy zostać..
-Oprowadzisz mnie po swoim mieście? Przedstawisz mnie swojej rodzinie?
-Jeśli naprawdę tego chcesz, to okay.
Uśmiechnął się do mnie i zaczął wyjmować z szafy swoje ubrania.
Jak zwykle nie mogliśmy normalnie zrobić razem prostej czynności; towarzyszyły temu zabawy, wygłupy, śmiechy.
Zajęło nam to dosyć sporo czasu.
Zeszliśmy na dół. Po chwili jedliśmy już obiad. Jak zwykle pyszny. Mieliśmy wspaniałą kucharkę.Gdy zjedliśmy, zanieśliśmy talerze do kuchni.
-Jessy, ja to zrobię.. - powiedział Mike i zabrał ode mnie talerz, gdy ja chciałam to zrobić.
-Mike, nie jestem kaleką..
-Ale jesteś osłabiona..
To fakt. Nie czułam się zbytnio na siłach, to przez ten niedobór. Ale potrafiłam przecież zrobić coś tak prostego!
-Kochanie musimy już wychodzić.. - powiedziałam, spoglądając na zegarek.
-Ubieraj się już, ja zaraz przyjdę.
Michael pobiegł na górę, a ja poszłam do hallu po płaszcz i buty. Chwilę później wsiadaliśmy już do limuzyny, czekającej na nas.
Na lotnisku powitali nas fani i kilku fotografów. Ponad miesiąc byłam z Królem i często spotykaliśmy paparazzi, ale nie mogłam się do tego jakoś przyzwyczaić.
Lot był bardzo spokojny.
Wylądowaliśmy, przeszliśmy do samochodu i dojechaliśmy do domu. Hubert czekał już na nas na podwórku.
-Cześć - krzyknęłam do brata, kiedy dojechaliśmy. On od razu wstał z huśtawki i podbiegł do nas.
-Hej.. - odpowiedział. - Michael jest z Tobą?
-Tak..
-Jessy! - mama wyszła przed drzwi.
-Dzień dobry - przywitał się Michael.
-Dzień dobry.. - burknęła mama. - Idźcie się rozpakować, zaraz będzie kolacja.
Zabrałam Michaela do mojego pokoju.
-Jessy, musimy iść dziś do apteki..
-Po co? A.... Pójdziemy po kolacji, ok?
-Okay..
Po chwili byliśmy już w jadalni i jedliśmy sałatkę.
Gdy skończyliśmy, zabrałam pieniądze, receptę i wyszliśmy z domu.
-Jess, ja tu zostanę... - powiedział Mike, a ja sama weszłam do apteki.
-Dzień dobry - przywitałam się z kasjerką i podałam jej receptę.
Kobieta miała około 30 lat i kasztanowe włosy.
-33,50
Wyjęłam z torby portfel.
-Jessica Fox?
-Tak?..
-Ta Jessica Fox?
-Tak...
-Pozdrów ode mnie Michaela - uśmiechnęła się do mnie.
Wyszłam z apteki.
-Pani kasjerka Cię pozdrawia..
-Kto? Zna mnie?
-Nie, raczej nie.. Rozpoznała mnie i kazała Cię pozdrowić..
-Aha...
Wróciliśmy do domu. Chwilę rozmawialiśmy z moim rodzicami i bratem i poszliśmy spać.
Mam nadzieję, że się podobało :)
Wyjątkowo proszę o komentarze, bo nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda :)
Po szpitalnym śniadaniu, którym podzieliłam się z Michaelem (po przecież dla niego nie mogli już dać...) pojechaliśmy do domu.
Zrobiliśmy sobie śniadanie składające się z pomarańczy, mandarynek i truskawek z bitą śmietaną.
Następnie poszłam do garderoby po torbę. Pomyślałam, że nie będę nic pakować i rzeczy potrzebne na zakończenie mam w domu, a i tak zamierzam zabrać ze sobą trochę rzeczy. Miałam wyjechać dziś wieczorem, a nawet nie rozmawiałam o tym z Michaelem.
Już chciałam iść na dół, ale akurat wszedł Mike.
-Jessy, mogę jechać z Tobą?
-Jasne!
Mike usiadł na krześle, a ja szukałam czegoś, co mogłabym założyć na podróż, bo przez chwilę zapomniałam, że mam na sobie jeszcze wczorajsze ciuchy.
-Nie zabierasz ze sobą żadnych ubrań?
-Nie, wszystko mam w domu.. Biorę tylko torbę, żeby zabrać trochę rzeczy z domu. A Ty się nie pakujesz?
Chyba Michael o tym zapomniał, bo od razu podszedł do szafy i zabrał swoją torbę.
-Na ile jedziemy?
-Chyba na jeden lub dwa dni, nie?
-Myślałem, że zostaniemy na dłużej..
-Jeśli chcesz możemy zostać..
-Oprowadzisz mnie po swoim mieście? Przedstawisz mnie swojej rodzinie?
-Jeśli naprawdę tego chcesz, to okay.
Uśmiechnął się do mnie i zaczął wyjmować z szafy swoje ubrania.
Jak zwykle nie mogliśmy normalnie zrobić razem prostej czynności; towarzyszyły temu zabawy, wygłupy, śmiechy.
Zajęło nam to dosyć sporo czasu.
Zeszliśmy na dół. Po chwili jedliśmy już obiad. Jak zwykle pyszny. Mieliśmy wspaniałą kucharkę.Gdy zjedliśmy, zanieśliśmy talerze do kuchni.
-Jessy, ja to zrobię.. - powiedział Mike i zabrał ode mnie talerz, gdy ja chciałam to zrobić.
-Mike, nie jestem kaleką..
-Ale jesteś osłabiona..
To fakt. Nie czułam się zbytnio na siłach, to przez ten niedobór. Ale potrafiłam przecież zrobić coś tak prostego!
-Kochanie musimy już wychodzić.. - powiedziałam, spoglądając na zegarek.
-Ubieraj się już, ja zaraz przyjdę.
Michael pobiegł na górę, a ja poszłam do hallu po płaszcz i buty. Chwilę później wsiadaliśmy już do limuzyny, czekającej na nas.
Na lotnisku powitali nas fani i kilku fotografów. Ponad miesiąc byłam z Królem i często spotykaliśmy paparazzi, ale nie mogłam się do tego jakoś przyzwyczaić.
Lot był bardzo spokojny.
Wylądowaliśmy, przeszliśmy do samochodu i dojechaliśmy do domu. Hubert czekał już na nas na podwórku.
-Cześć - krzyknęłam do brata, kiedy dojechaliśmy. On od razu wstał z huśtawki i podbiegł do nas.
-Hej.. - odpowiedział. - Michael jest z Tobą?
-Tak..
-Jessy! - mama wyszła przed drzwi.
-Dzień dobry - przywitał się Michael.
-Dzień dobry.. - burknęła mama. - Idźcie się rozpakować, zaraz będzie kolacja.
Zabrałam Michaela do mojego pokoju.
-Jessy, musimy iść dziś do apteki..
-Po co? A.... Pójdziemy po kolacji, ok?
-Okay..
Po chwili byliśmy już w jadalni i jedliśmy sałatkę.
Gdy skończyliśmy, zabrałam pieniądze, receptę i wyszliśmy z domu.
-Jess, ja tu zostanę... - powiedział Mike, a ja sama weszłam do apteki.
-Dzień dobry - przywitałam się z kasjerką i podałam jej receptę.
Kobieta miała około 30 lat i kasztanowe włosy.
-33,50
Wyjęłam z torby portfel.
-Jessica Fox?
-Tak?..
-Ta Jessica Fox?
-Tak...
-Pozdrów ode mnie Michaela - uśmiechnęła się do mnie.
Wyszłam z apteki.
-Pani kasjerka Cię pozdrawia..
-Kto? Zna mnie?
-Nie, raczej nie.. Rozpoznała mnie i kazała Cię pozdrowić..
-Aha...
Wróciliśmy do domu. Chwilę rozmawialiśmy z moim rodzicami i bratem i poszliśmy spać.
Mam nadzieję, że się podobało :)
Wyjątkowo proszę o komentarze, bo nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda :)
ROZDZIAŁ 19
Następnego dnia wstaliśmy wcześnie rano, aby pojechać do szpitala
odebrać moje wyniki. Zjedliśmy śniadanie i wsiedliśmy do samochodu.
-Jak myślisz; pozytywne czy negatywne? - spytałam Króla.
-Pozytywne - uśmiechnął się do mnie.
Chwilę później byliśmy już przed szpitalem. Zaparkowaliśmy i wyszliśmy z samochodu. Weszliśmy do tego samego gabinetu co wczoraj i usiedliśmy.
Lekarz coś zapisywał a po chwili odezwał się:
-Mam dla pani dobrą i złą wiadomość.
Przestraszona spojrzałam na Michaela.
-Jeszcze trochę i mogła by pani zachorować na białaczkę. Ma pani niedobór żelaza; będzie pani musiała brać żelazo i kilka innych leków. Proszę zostać na dzisiejszy dzień i noc w szpitalu, abyśmy mogli pani podać przez kroplówkę kilka witamin.
-Jutro będę mogła wyjść? - spytałam drżącym głosem.
-Tak. - odpowiedział i popatrzył chwilę na mnie - Czy pani się odchudza?
-Nie... To znaczy... Teraz nie, ale niedawno tak...
-Proszę tego nie robić. Odchudzanie powoduje tymczasowe osłabienie organizmu i niedobór niektórych witamin.
-Aha... - kiwnęłam niepewnie głową.
-A teraz proszę tu usiąść. Muszę założyć pani wenflon.
Usiadłam na tym samym miejscu co wczoraj tylko teraz bardziej przytomna. Mężczyzna przekuł mi skórę i zostawił w moim ciele małą igiełkę. Wszystko to zakleił plastrem.Następnie zaprowadził nas do jednej z sal. Usiadłam na jednym z łóżek, a Mike na krześle.
-Za chwilę przyjdzie pielęgniarka i podłączy pani kroplówkę - powiedział lekarz i wyszedł.
Nagle w kieszeni telefon zaczął mi wibrować. Po chwili pojawił się również dzwonek.
-Hej Jess, słyszałam, że jesteś w szpitalu.. - usłyszałam głos taty.
-Tak, jestem... Ej, skąd Ty o tym wiesz? - spytałam.
-Mówią o tobie w telewizji!
-Co?!.. Ano tak... Chodzę z Królem Popu...
-Wszędzie tylko "Dziewczyna Michaela Jacksona w szpitalu. Co się dzieje?". Eh, jesteś sławna...
-Taa... Zapomniałam o tym..
-Jak się czujesz? - tata zmienił temat.
-Dobrze.. Em, tato muszę kończyć, zadzwonię później. Pa.
Szybko się rozłączyłam, bo właśnie weszła pielęgniarka. Michael siedział tyłem i nie poznała go, a ja tylko się głupio uśmiechałam. Kobieta patrząc na mnie jak na warietkę podeszłą do mnie, aby podłączyć kroplówkę.
-Michael Jackson?.. - spytała, gdy ujrzała twarz Króla.
-We własnej osobie - odpowiedział, i jakby nigdy nic wstał, podał jej rękę i przywitał się.
-Skąd pan się tu wziął?..
-Z Gary.
Zdezorientowana kobieta zaczęła mnie podłączać do jakiejś rurki. Poczułam jak jakiś płyn przepływa w moich żyłach.
Chwilę później zostaliśmy sami.
-Jak się czujesz księżniczko? - spytał słodkim głosem Mike.
-Dobrze.. Mikey...
-Tak?
-Ja nie chcę, ale... Muszę... Nie mogę...
-Co się stało kochanie?
-Mikey, ja nie mogę z Tobą być... - spojrzałam na Michaela smutnym wzrokiem.
-Ale Jess... Dlaczego? Robię coś źle? Kochanie...
-Nie.. To ja... Moja wina... Jeśli zachoruję, nie chcę być dla Ciebie ciężarem...
-Ale Skarbie... Nigdy nie będziesz dla mnie ciężarem.. Zawsze będę Cię kochać choćby nie wiem co...
-Ja Ciebie też...
Wyciągnął w moją stronę swoją dłoń i dotknął mojego podbródka. Delikatnie dotykał mojej twarzy, aż w końcu przysunął swoją i swoimi wargami dotknął moich. Powoli zatapiałam się w jego ustach i czułam ciepło rozpływające się po moim ciele. Mike delikatnie oderwał swoje usta od moich i spojrzał mi prosto w oczy.
-Kocham Cię...
-Ja Ciebie też...
-Jak myślisz; pozytywne czy negatywne? - spytałam Króla.
-Pozytywne - uśmiechnął się do mnie.
Chwilę później byliśmy już przed szpitalem. Zaparkowaliśmy i wyszliśmy z samochodu. Weszliśmy do tego samego gabinetu co wczoraj i usiedliśmy.
Lekarz coś zapisywał a po chwili odezwał się:
-Mam dla pani dobrą i złą wiadomość.
Przestraszona spojrzałam na Michaela.
-Jeszcze trochę i mogła by pani zachorować na białaczkę. Ma pani niedobór żelaza; będzie pani musiała brać żelazo i kilka innych leków. Proszę zostać na dzisiejszy dzień i noc w szpitalu, abyśmy mogli pani podać przez kroplówkę kilka witamin.
-Jutro będę mogła wyjść? - spytałam drżącym głosem.
-Tak. - odpowiedział i popatrzył chwilę na mnie - Czy pani się odchudza?
-Nie... To znaczy... Teraz nie, ale niedawno tak...
-Proszę tego nie robić. Odchudzanie powoduje tymczasowe osłabienie organizmu i niedobór niektórych witamin.
-Aha... - kiwnęłam niepewnie głową.
-A teraz proszę tu usiąść. Muszę założyć pani wenflon.
Usiadłam na tym samym miejscu co wczoraj tylko teraz bardziej przytomna. Mężczyzna przekuł mi skórę i zostawił w moim ciele małą igiełkę. Wszystko to zakleił plastrem.Następnie zaprowadził nas do jednej z sal. Usiadłam na jednym z łóżek, a Mike na krześle.
-Za chwilę przyjdzie pielęgniarka i podłączy pani kroplówkę - powiedział lekarz i wyszedł.
Nagle w kieszeni telefon zaczął mi wibrować. Po chwili pojawił się również dzwonek.
-Hej Jess, słyszałam, że jesteś w szpitalu.. - usłyszałam głos taty.
-Tak, jestem... Ej, skąd Ty o tym wiesz? - spytałam.
-Mówią o tobie w telewizji!
-Co?!.. Ano tak... Chodzę z Królem Popu...
-Wszędzie tylko "Dziewczyna Michaela Jacksona w szpitalu. Co się dzieje?". Eh, jesteś sławna...
-Taa... Zapomniałam o tym..
-Jak się czujesz? - tata zmienił temat.
-Dobrze.. Em, tato muszę kończyć, zadzwonię później. Pa.
Szybko się rozłączyłam, bo właśnie weszła pielęgniarka. Michael siedział tyłem i nie poznała go, a ja tylko się głupio uśmiechałam. Kobieta patrząc na mnie jak na warietkę podeszłą do mnie, aby podłączyć kroplówkę.
-Michael Jackson?.. - spytała, gdy ujrzała twarz Króla.
-We własnej osobie - odpowiedział, i jakby nigdy nic wstał, podał jej rękę i przywitał się.
-Skąd pan się tu wziął?..
-Z Gary.
Zdezorientowana kobieta zaczęła mnie podłączać do jakiejś rurki. Poczułam jak jakiś płyn przepływa w moich żyłach.
Chwilę później zostaliśmy sami.
-Jak się czujesz księżniczko? - spytał słodkim głosem Mike.
-Dobrze.. Mikey...
-Tak?
-Ja nie chcę, ale... Muszę... Nie mogę...
-Co się stało kochanie?
-Mikey, ja nie mogę z Tobą być... - spojrzałam na Michaela smutnym wzrokiem.
-Ale Jess... Dlaczego? Robię coś źle? Kochanie...
-Nie.. To ja... Moja wina... Jeśli zachoruję, nie chcę być dla Ciebie ciężarem...
-Ale Skarbie... Nigdy nie będziesz dla mnie ciężarem.. Zawsze będę Cię kochać choćby nie wiem co...
-Ja Ciebie też...
Wyciągnął w moją stronę swoją dłoń i dotknął mojego podbródka. Delikatnie dotykał mojej twarzy, aż w końcu przysunął swoją i swoimi wargami dotknął moich. Powoli zatapiałam się w jego ustach i czułam ciepło rozpływające się po moim ciele. Mike delikatnie oderwał swoje usta od moich i spojrzał mi prosto w oczy.
-Kocham Cię...
-Ja Ciebie też...
wtorek, 21 kwietnia 2015
ROZDZIAŁ 18
-Opowiedz coś o sobie.. - zaczął Mike, gdy się huśtaliśmy.
-A co dokładniej?
-Coś o swoich przyjaciołach, rodzinie...
Spuściłam głowę, a po moich policzkach spłynęły łzy.
-Powiedziałem coś nie tak?
-Nie tylko... Kiedy powiedziałeś o przyjaciołach... Miałam kiedyś przyjaciółkę..Kate... Dosyć niedawno.. Ale odeszła...
-Nie żyje?
-Nie, nie w tym sensie... Na urodziny od rodziców dostała bilet na Twój casting. Poszłam do sklepu, aby kupić sobie nową sukienkę specjalnie na tą okazję. Później spotkałam się z nią, trochę rozmawiałyśmy i chciałam jej coś powiedzieć...Że cię kocham... Wyśmiała mnie, a później jeszcze obrażała z tego powodu...
-Jessy, przykro mi... - powiedział cichutko i wtulił moją zapłakaną twarz w swoją czerwoną, pachnącą koszulę. - Nie rozmawiałaś z nią, dlaczego tak zrobiła?
-Nie... I nie chcę tego robić!
-Dlaczego?
-Nie zależy mi już na niej.. Za dużo razy mnie zraniła..
-Rozumiem.. Opowiedz coś o swojej rodzinie..
-Eh, od czego by zacząć... Mam młodszego brata, którego zresztą poznałeś, moja mama ma na imię Jane, tata Sebastian. Mam jedną prababcię, ma 95 lat, bardzo ją kocham. Ze strony taty mam dwie babcie i dwóch dziadków..
-Jak to?
-Moja prawdziwa babcia, mama taty, wzięła kiedyś rozwód z dziadkiem i wyszła za mąż za innego mężczyznę. A dziadek też ożenił się z inną kobietą. Jednak ich wszystkich muszę nazywać babcią i dziadkiem. A co do naszych relacji: tak naprawdę są to dla mnie obcy ludzie.. Moja babcia mieszka daleko z "dziadkiem" i moją prababcią - jej mamą. Przyjeżdża może raz na dwa lata i to tylko na chwilę, bo jedzie gdzieś, a nasz dom ma po drodze. Ale zawsze zachowuje się tak, jakby bardzo nas nie lubiła. Nieraz słyszałam jak obgadywała nasza rodzinę... Za to dziadek mieszka kilkanaście kilometrów od nas. Gdy byłam mała nigdy do niego nie jeździliśmy. Cała rodzina zaczęła się nim "interesować" kiedy zachorował na cukrzycę i był przez rok w szpitalu...
-A co z babcią i dziadkiem od strony Twojej mamy?
-Oni są razem, mieszkają kilka domów dalej od nas. Dziadek jest miły, nigdy nie podniósł na mnie głosu. Ale babcia jest inna - pamiętam jak zawsze na mnie wrzeszczała i często mnie biła...
-To straszne... Jessy przykro mi... Czy ktoś o tym wie?
-Moi rodzice, brat. Zresztą moi rodzice są tacy sami... Nieraz mnie uderzyli lub nawyzywali.. Zawsze to ja byłam tą najgorszą... Taktują mnie jak niewolnicę...
-A Twój brat? Jego też tak traktują?
-Nie. Zawsze gdy ja dostałam gorszą ocenę w szkole była awantura, ale gdy on - nigdy. Zawsze dostawał jakieś nowe rzeczy, ubrania. Ja nie. Nigdy nie miałam nawet pochwały...
-To smutne, że ludzie tak cię traktują... Gdy zobaczyłem Twoich rodziców myślałem, że są inni...
-Chciałabym żeby tak było...
Na chwilę zapanowała cisza.
-A opowiesz mi trochę o tym, co masz na nadgarstkach?..
Zamarłam. Kompletnie zapomniałam o tym. Jak on mógł zobaczyć? Chyba bransoletki mi się obsunęły...
-Jessy, dlaczego to zrobiłaś?
-Ja... Ja sobie nie radziłam... - łzy spłynęły mi po policzkach - Ja chciałam się zabić...
-Jessy, obiecaj mi, że już tego nie zrobisz... Proszę Cię... Jeśli Ty to zrobisz ponownie ja też... - powiedział Mike i zaczął płakać razem ze mną.
-Obiecuję..
-A co dokładniej?
-Coś o swoich przyjaciołach, rodzinie...
Spuściłam głowę, a po moich policzkach spłynęły łzy.
-Powiedziałem coś nie tak?
-Nie tylko... Kiedy powiedziałeś o przyjaciołach... Miałam kiedyś przyjaciółkę..Kate... Dosyć niedawno.. Ale odeszła...
-Nie żyje?
-Nie, nie w tym sensie... Na urodziny od rodziców dostała bilet na Twój casting. Poszłam do sklepu, aby kupić sobie nową sukienkę specjalnie na tą okazję. Później spotkałam się z nią, trochę rozmawiałyśmy i chciałam jej coś powiedzieć...Że cię kocham... Wyśmiała mnie, a później jeszcze obrażała z tego powodu...
-Jessy, przykro mi... - powiedział cichutko i wtulił moją zapłakaną twarz w swoją czerwoną, pachnącą koszulę. - Nie rozmawiałaś z nią, dlaczego tak zrobiła?
-Nie... I nie chcę tego robić!
-Dlaczego?
-Nie zależy mi już na niej.. Za dużo razy mnie zraniła..
-Rozumiem.. Opowiedz coś o swojej rodzinie..
-Eh, od czego by zacząć... Mam młodszego brata, którego zresztą poznałeś, moja mama ma na imię Jane, tata Sebastian. Mam jedną prababcię, ma 95 lat, bardzo ją kocham. Ze strony taty mam dwie babcie i dwóch dziadków..
-Jak to?
-Moja prawdziwa babcia, mama taty, wzięła kiedyś rozwód z dziadkiem i wyszła za mąż za innego mężczyznę. A dziadek też ożenił się z inną kobietą. Jednak ich wszystkich muszę nazywać babcią i dziadkiem. A co do naszych relacji: tak naprawdę są to dla mnie obcy ludzie.. Moja babcia mieszka daleko z "dziadkiem" i moją prababcią - jej mamą. Przyjeżdża może raz na dwa lata i to tylko na chwilę, bo jedzie gdzieś, a nasz dom ma po drodze. Ale zawsze zachowuje się tak, jakby bardzo nas nie lubiła. Nieraz słyszałam jak obgadywała nasza rodzinę... Za to dziadek mieszka kilkanaście kilometrów od nas. Gdy byłam mała nigdy do niego nie jeździliśmy. Cała rodzina zaczęła się nim "interesować" kiedy zachorował na cukrzycę i był przez rok w szpitalu...
-A co z babcią i dziadkiem od strony Twojej mamy?
-Oni są razem, mieszkają kilka domów dalej od nas. Dziadek jest miły, nigdy nie podniósł na mnie głosu. Ale babcia jest inna - pamiętam jak zawsze na mnie wrzeszczała i często mnie biła...
-To straszne... Jessy przykro mi... Czy ktoś o tym wie?
-Moi rodzice, brat. Zresztą moi rodzice są tacy sami... Nieraz mnie uderzyli lub nawyzywali.. Zawsze to ja byłam tą najgorszą... Taktują mnie jak niewolnicę...
-A Twój brat? Jego też tak traktują?
-Nie. Zawsze gdy ja dostałam gorszą ocenę w szkole była awantura, ale gdy on - nigdy. Zawsze dostawał jakieś nowe rzeczy, ubrania. Ja nie. Nigdy nie miałam nawet pochwały...
-To smutne, że ludzie tak cię traktują... Gdy zobaczyłem Twoich rodziców myślałem, że są inni...
-Chciałabym żeby tak było...
Na chwilę zapanowała cisza.
-A opowiesz mi trochę o tym, co masz na nadgarstkach?..
Zamarłam. Kompletnie zapomniałam o tym. Jak on mógł zobaczyć? Chyba bransoletki mi się obsunęły...
-Jessy, dlaczego to zrobiłaś?
-Ja... Ja sobie nie radziłam... - łzy spłynęły mi po policzkach - Ja chciałam się zabić...
-Jessy, obiecaj mi, że już tego nie zrobisz... Proszę Cię... Jeśli Ty to zrobisz ponownie ja też... - powiedział Mike i zaczął płakać razem ze mną.
-Obiecuję..
ROZDZIAŁ 17
Kilka godzin później nadjechali nasi goście. Katherine jak zwykle uśmiechnięta i pogodna, a Joseph z ponurą miną.
Wyszliśmy przed drzwi, aby ich przywitać.
-Michael! Jessica! Witajcie! - powiedziała kobieta, i mocno uścisnęła nam ręce.
-Dzień dobry! - odpowiedzieliśmy chórem tak samo promieniście jak kobieta przed nami.
-Dzień dobry - powiedział gburowatym tonem Joseph.
-Wejdźcie - zaprosił rodziców Michael.
Joseph i Katherine weszli do salonu.
-Napijecie się czegoś? - spytał Mike.
-Wody - odezwał się Joseph.
-Ja poproszę to samo - odezwała się kobieta.
-To ja przyniosę - odpowiedziałam.
-Nie, ty zostań tutaj. Musisz się oszczędzać - powiedział stanowczym tonem Michael i zniknął za ścianą.
Razem z rodzicami Michaela usiedliśmy na kanapie. Panowała grobowa cisza, więc chciałam, aby Mike jak najszybciej wrócił. Nie chciałam sam na sam zostawać z Katherine i Josephem.Katherine polubiłam od razu, a Josepha - wręcz przeciwnie. Budził we mnie strach.
-Jessico.. - odezwał się.
-Tak? - spytałam lekko uśmiechając się.
-Czy Ty jesteś w ciąży?
-Słucham?! - prawie wrzasnęłam, ale na szczęście w tej chwili wszedł Michael.
-Joseph! - krzyknęła Katherine z wściekłością w oczach patrząc na męża.
-Joseph! - krzyknął Mike takim samym tonem.
-Odkąd Cię pierwszy raz zobaczyłem trochę Ci urósł brzuch...A do tego ta dzisiejsza wizyta u lekarza... - powiedział niezbyt miłym tonem nie zwracając uwagi na Michaela i Katherine.
-Nie, nie jestem w ciąży...
-Joseph, mógłbyś nie...
-Nie mów mi co mam robić a czego nie! - wrzasnął Joseph do żony.
Zapanowała niemiła cisza.
-My może już pójdziemy... - odezwała się Katherine. - Joseph...
Joseph wstał wyraźnie zadowolony, że nie musi tu dłużej siedzieć.
-Do widzenia - pożegnała się kobieta - Jessico, przepraszam Cię za niego... - powiedziała, gdy mąż wyszedł.
-Ale nic takiego się nie stało...
-Do widzenia! - pożegnaliśmy się.
Zamknęłam drzwi i ujrzałam Michaela siedzącego na kanapie i postanowiłam do niego podejść. Lekko zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się.
-Jess, dobrze się czujesz? - spytał Mike zauważając to.
-Tak, wszystko w porządku..
Podeszłam i usiadłam obok niego.
-Mikey... Co się stało?
-Nie chcę, aby Joseph był dla Ciebie taki.
-Jaki?
-Niemiły...
-Ale Mike, nic się przecież nie stało...
-Jess, ale nie powiesz mi, że Cię to nie dotknęło?
-No nie powiem, ale nie bądź smutny...Proszę...
-Oh Jess...Dlaczego Ty jesteś taka wspaniała? - powiedział tym razem z uśmiechem i pocałował mnie delikatnie w usta.
-To dzięki tobie kochanie... - odwzajemniłam mu całusa.
Chwilę później spacerowaliśmy po naszej Nibylandii.
-Michael, chyba będę musiała niedługo lecieć do Kalifornii... - powiedziałam w pewnym momencie.
-Po co?
-Po świadectwo. W mojej szkole będzie zakończenie roku..
-Ano tak. Zapomniałem... Kiedy dokładnie będziesz lecieć?
-Zakończenie jest w piątek rano, więc pewnie czwartek wieczorem..
-To za trzy dni...
-Tak..
Poszliśmy na huśtawki. Do późnego wieczora huśtaliśmy się i rozmawialiśmy...
Wyszliśmy przed drzwi, aby ich przywitać.
-Michael! Jessica! Witajcie! - powiedziała kobieta, i mocno uścisnęła nam ręce.
-Dzień dobry! - odpowiedzieliśmy chórem tak samo promieniście jak kobieta przed nami.
-Dzień dobry - powiedział gburowatym tonem Joseph.
-Wejdźcie - zaprosił rodziców Michael.
Joseph i Katherine weszli do salonu.
-Napijecie się czegoś? - spytał Mike.
-Wody - odezwał się Joseph.
-Ja poproszę to samo - odezwała się kobieta.
-To ja przyniosę - odpowiedziałam.
-Nie, ty zostań tutaj. Musisz się oszczędzać - powiedział stanowczym tonem Michael i zniknął za ścianą.
Razem z rodzicami Michaela usiedliśmy na kanapie. Panowała grobowa cisza, więc chciałam, aby Mike jak najszybciej wrócił. Nie chciałam sam na sam zostawać z Katherine i Josephem.Katherine polubiłam od razu, a Josepha - wręcz przeciwnie. Budził we mnie strach.
-Jessico.. - odezwał się.
-Tak? - spytałam lekko uśmiechając się.
-Czy Ty jesteś w ciąży?
-Słucham?! - prawie wrzasnęłam, ale na szczęście w tej chwili wszedł Michael.
-Joseph! - krzyknęła Katherine z wściekłością w oczach patrząc na męża.
-Joseph! - krzyknął Mike takim samym tonem.
-Odkąd Cię pierwszy raz zobaczyłem trochę Ci urósł brzuch...A do tego ta dzisiejsza wizyta u lekarza... - powiedział niezbyt miłym tonem nie zwracając uwagi na Michaela i Katherine.
-Nie, nie jestem w ciąży...
-Joseph, mógłbyś nie...
-Nie mów mi co mam robić a czego nie! - wrzasnął Joseph do żony.
Zapanowała niemiła cisza.
-My może już pójdziemy... - odezwała się Katherine. - Joseph...
Joseph wstał wyraźnie zadowolony, że nie musi tu dłużej siedzieć.
-Do widzenia - pożegnała się kobieta - Jessico, przepraszam Cię za niego... - powiedziała, gdy mąż wyszedł.
-Ale nic takiego się nie stało...
-Do widzenia! - pożegnaliśmy się.
Zamknęłam drzwi i ujrzałam Michaela siedzącego na kanapie i postanowiłam do niego podejść. Lekko zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się.
-Jess, dobrze się czujesz? - spytał Mike zauważając to.
-Tak, wszystko w porządku..
Podeszłam i usiadłam obok niego.
-Mikey... Co się stało?
-Nie chcę, aby Joseph był dla Ciebie taki.
-Jaki?
-Niemiły...
-Ale Mike, nic się przecież nie stało...
-Jess, ale nie powiesz mi, że Cię to nie dotknęło?
-No nie powiem, ale nie bądź smutny...Proszę...
-Oh Jess...Dlaczego Ty jesteś taka wspaniała? - powiedział tym razem z uśmiechem i pocałował mnie delikatnie w usta.
-To dzięki tobie kochanie... - odwzajemniłam mu całusa.
Chwilę później spacerowaliśmy po naszej Nibylandii.
-Michael, chyba będę musiała niedługo lecieć do Kalifornii... - powiedziałam w pewnym momencie.
-Po co?
-Po świadectwo. W mojej szkole będzie zakończenie roku..
-Ano tak. Zapomniałem... Kiedy dokładnie będziesz lecieć?
-Zakończenie jest w piątek rano, więc pewnie czwartek wieczorem..
-To za trzy dni...
-Tak..
Poszliśmy na huśtawki. Do późnego wieczora huśtaliśmy się i rozmawialiśmy...
ROZDZIAŁ 16
-Jessy, ocenisz? - spytał Mike i podał mi kartkę z jakimś tekstem.-Jasne, a co to?
-To jest moja nowa piosenka....
Z zainteresowaniem czytałam tekst.
-Hmm..Oryginalny... Super! - pochwaliłam mojego chłopaka. - Dosyć dziwny tekst, ale jeśli ktoś się wczuje, jest bardzo interesujący...
-Dziękuję...
-Jak ją nazwiesz?
-Myślałem o Not my lover, ale chyba będzie Billie Jean.
-Ta dziewczyna..Ta która była ostatnio przed naszą bramą...!
-Co?
-Ona nazywała się Billie!
-Tak.. To dzięki niej napisałem ten utwór. Słowa, które krzyczała zainspirowały mnie do tego..
-Eh.. Zawsze znajdziesz jakiś pomysł...
-Jess, to moja pasja nie dziw się...
-Zaśpiewaj..
-She was more like beauty quuen, From a movie scene, I said don't...
-Michael!
Zrobiło mi się słabo. Mroczki pojawiły mi się przed oczami, a moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Nic nie widziałam, czułam tylko, że osuwam się, a po chwili lecę do góry.
-Jessy, wszystko będzie dobrze... - szeptał mi do ucha Mike.
Zaniósł mnie do samochodu, posadził na siedzeniu i popędził w stronę szpitala.
Gdy dojechaliśmy zrobiło mi się trochę lepiej, ale cała byłam spocona i było mi okropnie zimno. Mike ze mną na rękach biegł w stronę drzwi szpitala.
-Panie doktorze, ona zemdlała!
-Proszę tu z nią wejść.. - powiedział jakiś mężczyzna, którego twarzy nie zdążyłam zobaczyć...
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ja i Mike jesteśmy w piżamach. Pewnie dziwnie to musiało wyglądać; Michael Jackson biegnie po szpitalu w piżamie i jeszcze trzyma na rękach dziewczynę, która jest ubrana podobnie do niego.
-Co się dokładnie stało? - spytał po jakimś czasie mężczyzna.
-Rozmawialiśmy, a nagle Jessica upadła - odpowiedział stanowczo Mike.
-Czy dziewczyna siedziała, a potem szybko wstała?
-Nie, przez cały czas stała.
-Dobrze... Czy Jessica jadła śniadanie? - lekarz zadawał pytania tak, jakby Mike był zwykłym człowiekiem, którego nie zna cały świat. Ani razu na niego nawet nie spojrzał
-Nie.
-A więc pobierzemy jej krew.
Przez cały czas siedziałam blada jak ściana, ale gdy usłyszałam te słowa chyba zbladłam jeszcze bardziej.
Doktor podszedł do półki zabrał rzeczy potrzebne do zabiegu i podszedł do mnie. Mike kucnął obok krzesła, na którym siedziałam i złapał mnie za rękę. W radiu akurat puścili Thriller... Ja i Mike uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Już po wszystkim... - powiedział mężczyzna i uśmiechnął się do mnie.
Na miejsce, z którego pobrał krew położył bandaż i zakleił bez opatrunkowym plastrem.
-Czy będę musiała zostać w szpitalu? - spytałam.
-Na razie nie, zobaczymy po odebraniu wyników badań. Proszę się o nie zgłosić jutro rano.
Pożegnaliśmy się z lekarzem i wyszliśmy z gabinetu. W szpitalu wszyscy już wiedzieli, kto tu przyjechał 15 minut temu. Wszyscy wyszli ze swoich pokoi, aby nas zobaczyć. Sama bym kiedyś tak zrobiła; niecodziennie widzi się Króla Popu paradującego po szpitalu w piżamie.
Mike znów wziął mnie na ręce; nie miałam na sobie żadnych butów!
Po drodze na szczęście nie spotkaliśmy żadnych paparazzi.
-Jak się czujesz? - spytał Mike, gdy wsiedliśmy do samochodu.
-Lepiej niż wcześniej, ale trochę kreci mi się w głowie..
-Otwórz schowek.
Posłusznie zrobiłam to co kazał mi Mike. W środku była czekolada.
-Zjedz trochę, zrobi ci się lepiej.
-Dzięki...
Ułamałam dwa kawałki i powoli gryzłam kolejne kawałki.
Mikey był świetnym kierowcą. Nawet po najbardziej zniszczonej drodze prowadził tak, jakbyśmy jechali po ulicy zrobionej z poduszek.
Dojechaliśmy do domu. Już chciałam wyjść na ziemię, ale Mike podszedł do mnie i znów wziął mnie na ręce i postawił dopiero na dywaniku w hallu. Tam założyłam swoje kapcie i trzymając się za ręce powędrowaliśmy do kuchni.
Mike nalał nam soku pomarańczowego.
-Co pani życzy sobie na śniadanie? - spytał, ukazując swoje perełki.
-Hmm.. Może tosty?
-Już się robi.
Podszedł do szafki i wyjął potrzebne rzeczy. Wstałam, aby mu pomóc.
-Usiądź księżniczko. Nie możesz się zbytnio przemęczać.
-Ale...
-Nie kłóć się ze mną, proszę... - odprowadził mnie na krzesło i złożył ciepły pocałunek na moim czole.
Po chwili podał śniadanie.
Ledwo usiadł do stołu, kiedy zadzwonił jego telefon.
-Halo, kto mówi? - spytał - Dziś? A Jessy...O 15.00? Ok..Dobrze...Do widzenia...
-Jessy, dzwoniła moja mama. Wpadną dziś z Josephem. Nie masz nic przeciwko?
-Nie, jasne, że nie..
-Będą o 15.00 - powiedział Mike po czym w spokoju skończyliśmy późne śniadanie.
-To jest moja nowa piosenka....
Z zainteresowaniem czytałam tekst.
-Hmm..Oryginalny... Super! - pochwaliłam mojego chłopaka. - Dosyć dziwny tekst, ale jeśli ktoś się wczuje, jest bardzo interesujący...
-Dziękuję...
-Jak ją nazwiesz?
-Myślałem o Not my lover, ale chyba będzie Billie Jean.
-Ta dziewczyna..Ta która była ostatnio przed naszą bramą...!
-Co?
-Ona nazywała się Billie!
-Tak.. To dzięki niej napisałem ten utwór. Słowa, które krzyczała zainspirowały mnie do tego..
-Eh.. Zawsze znajdziesz jakiś pomysł...
-Jess, to moja pasja nie dziw się...
-Zaśpiewaj..
-She was more like beauty quuen, From a movie scene, I said don't...
-Michael!
Zrobiło mi się słabo. Mroczki pojawiły mi się przed oczami, a moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Nic nie widziałam, czułam tylko, że osuwam się, a po chwili lecę do góry.
-Jessy, wszystko będzie dobrze... - szeptał mi do ucha Mike.
Zaniósł mnie do samochodu, posadził na siedzeniu i popędził w stronę szpitala.
Gdy dojechaliśmy zrobiło mi się trochę lepiej, ale cała byłam spocona i było mi okropnie zimno. Mike ze mną na rękach biegł w stronę drzwi szpitala.
-Panie doktorze, ona zemdlała!
-Proszę tu z nią wejść.. - powiedział jakiś mężczyzna, którego twarzy nie zdążyłam zobaczyć...
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ja i Mike jesteśmy w piżamach. Pewnie dziwnie to musiało wyglądać; Michael Jackson biegnie po szpitalu w piżamie i jeszcze trzyma na rękach dziewczynę, która jest ubrana podobnie do niego.
-Co się dokładnie stało? - spytał po jakimś czasie mężczyzna.
-Rozmawialiśmy, a nagle Jessica upadła - odpowiedział stanowczo Mike.
-Czy dziewczyna siedziała, a potem szybko wstała?
-Nie, przez cały czas stała.
-Dobrze... Czy Jessica jadła śniadanie? - lekarz zadawał pytania tak, jakby Mike był zwykłym człowiekiem, którego nie zna cały świat. Ani razu na niego nawet nie spojrzał
-Nie.
-A więc pobierzemy jej krew.
Przez cały czas siedziałam blada jak ściana, ale gdy usłyszałam te słowa chyba zbladłam jeszcze bardziej.
Doktor podszedł do półki zabrał rzeczy potrzebne do zabiegu i podszedł do mnie. Mike kucnął obok krzesła, na którym siedziałam i złapał mnie za rękę. W radiu akurat puścili Thriller... Ja i Mike uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Już po wszystkim... - powiedział mężczyzna i uśmiechnął się do mnie.
Na miejsce, z którego pobrał krew położył bandaż i zakleił bez opatrunkowym plastrem.
-Czy będę musiała zostać w szpitalu? - spytałam.
-Na razie nie, zobaczymy po odebraniu wyników badań. Proszę się o nie zgłosić jutro rano.
Pożegnaliśmy się z lekarzem i wyszliśmy z gabinetu. W szpitalu wszyscy już wiedzieli, kto tu przyjechał 15 minut temu. Wszyscy wyszli ze swoich pokoi, aby nas zobaczyć. Sama bym kiedyś tak zrobiła; niecodziennie widzi się Króla Popu paradującego po szpitalu w piżamie.
Mike znów wziął mnie na ręce; nie miałam na sobie żadnych butów!
Po drodze na szczęście nie spotkaliśmy żadnych paparazzi.
-Jak się czujesz? - spytał Mike, gdy wsiedliśmy do samochodu.
-Lepiej niż wcześniej, ale trochę kreci mi się w głowie..
-Otwórz schowek.
Posłusznie zrobiłam to co kazał mi Mike. W środku była czekolada.
-Zjedz trochę, zrobi ci się lepiej.
-Dzięki...
Ułamałam dwa kawałki i powoli gryzłam kolejne kawałki.
Mikey był świetnym kierowcą. Nawet po najbardziej zniszczonej drodze prowadził tak, jakbyśmy jechali po ulicy zrobionej z poduszek.
Dojechaliśmy do domu. Już chciałam wyjść na ziemię, ale Mike podszedł do mnie i znów wziął mnie na ręce i postawił dopiero na dywaniku w hallu. Tam założyłam swoje kapcie i trzymając się za ręce powędrowaliśmy do kuchni.
Mike nalał nam soku pomarańczowego.
-Co pani życzy sobie na śniadanie? - spytał, ukazując swoje perełki.
-Hmm.. Może tosty?
-Już się robi.
Podszedł do szafki i wyjął potrzebne rzeczy. Wstałam, aby mu pomóc.
-Usiądź księżniczko. Nie możesz się zbytnio przemęczać.
-Ale...
-Nie kłóć się ze mną, proszę... - odprowadził mnie na krzesło i złożył ciepły pocałunek na moim czole.
Po chwili podał śniadanie.
Ledwo usiadł do stołu, kiedy zadzwonił jego telefon.
-Halo, kto mówi? - spytał - Dziś? A Jessy...O 15.00? Ok..Dobrze...Do widzenia...
-Jessy, dzwoniła moja mama. Wpadną dziś z Josephem. Nie masz nic przeciwko?
-Nie, jasne, że nie..
-Będą o 15.00 - powiedział Mike po czym w spokoju skończyliśmy późne śniadanie.
poniedziałek, 20 kwietnia 2015
ROZDZIAŁ 15
Kilka kolejnych dni mijało bardzo ciekawie...
Pewnego popołudnia postanowiłam poczytać książkę na świeżym powietrzu. Michael powiedział mi, że ma pomysł na nową piosenkę, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać. Zabrałam książkę i koc i wyszłam, aby poszukać dobrego miejsca.
Po kilku minutach je znalazłam; coś w rodzaju małego, okrągłego parku. Otaczały go pięknie wycięte krzewy i drzewa owocowe.
Usiadłam na ławce i okryłam się kocem, ponieważ słońce chyliło się już ku zachodowi i powiewał chłodny wiaterek.
Starałam się dokładnie zapamiętać każdą linijkę tekstu, każde zdanie.
"Michael zawołał mnie. Powiedział, że ma do mnie jakąś ważną sprawę. Posłusznie i z uśmiechem na twarzy podbiegłam do Mike'a, lecz on nie był taki szczęśliwy jak ja.
-Kochanie, czy coś się stało? - spytałam. Jeszcze nie widziałam go tak roztrzęsionego.
Oczy miał zalane łzami.
-Śmiesz mnie jeszcze pytać co się stało? - krzyknął drżącym głosem.
-Ale Mike, o co Ci chodzi? - spytałam.
-O co mi chodzi? Myślisz, że o niczym nie wiem? Jesteś ze mną tylko dla kasy! Ja Cię kocham, a ty co...?"
-Michael! - wrzasnęłam.
Dopiero po minucie uswiadomiłam sobie, że to tylko zły sen.
"Przecież ja nigdy bym tego nie zrobiła..."
Rozejrzałam się dookoła. Było już ciemno. Spojrzałam na zegarek. O Nie! Już 21.00! Michael pewnie chodzi wszędzie i mnie szuka!
Zabrałam koc i książkę i popędziłam w stronę domu.
-Michael?
Weszłam do mieszkania.
-Mikey jesteś tutaj?
Nikt się nie odzywał. Weszłam po schodach i już chciałam skręcić w stronę sypialni, kiedy usłyszałam czyjeś kroki. Cicho zeszłam z powrotem na dół. Drzwi były otwarte. Mieszkam tu chyba od tygodnia, ale nigdy tam nie byłam.
Poszłam przed siebie.
Drzwi były uchylone, więc się wślizgnęłam. Zeszłam po kilku stopniach i stanęłam na kamienne płytki.
Chyba zeszłam do jakiejś piwnicy. Ale chwila...Nie ma włącznika światła!
"No dobra, to jeszcze nie koniec świata..."
Znalazłam się w ciemności. Drzwi za mną zatrzasnęły się. Teraz nie widziałam kompletnie nic. Szłam niepewnie przed siebie i po omacku szukałam czegoś, byle czego, chociaż ściany. Musiałam się krecić w kółko, bo nie mogłam nic znaleźć. Znowu usłyszałam kroki za sobą. Odwróciłam się. Ale zapomniałam o jednym; było tak ciemno, że nic ani nikogo nie zobaczyłam.
-Hej kochanie - usłyszałam głos za sobą.
-AAAA! - wrzasnęłam a serce chyba mi stanęło. To Michael!
Światło od razu się zapaliło.
-Nie bój się mnie..Nie jestem chyba aż taki straszny... - powiedział Mike przerażony moim krzykiem.
Chciałam coś powiedzieć, ale przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Uśmiechnęłam się.
-Gdzie jesteśmy? - spytałam, gdy odzyskałam głos.
-To jest sala balowa.
-Aha...
-Skąd wiedziałaś gdzie jestem?
-Nie wiedziałam. Usłyszałam czyjeś kroki i postanowiłam sprawdzić kto to.
-Chciałem Ci zrobić niespodziankę...
-Och Mike...
-Mogę prosić panią do tańca?
-Oczywiście.. - odpowiedziałam, a Mike włączył pilotem muzykę.
Nie miałam zbyt odpowiedniego stroju do tańca; kolorowa bluzka, spodnie i jakiś stary sweter.
Piosenka była spokojna. Spojrzałam prosto w oczy Michaela, a ręce położyłam mu na ramionach. Powoli kołysaliśmy się.
Tańczyliśmy do późnej nocy. Aż straciliśmy siły. Mike wziął mnie na ręce, a ja od razu zasnęłam w jego ramionach. Zaniósł mnie do łóżka, przykrył kołdrą i położył się obok mnie...
Pewnego popołudnia postanowiłam poczytać książkę na świeżym powietrzu. Michael powiedział mi, że ma pomysł na nową piosenkę, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać. Zabrałam książkę i koc i wyszłam, aby poszukać dobrego miejsca.
Po kilku minutach je znalazłam; coś w rodzaju małego, okrągłego parku. Otaczały go pięknie wycięte krzewy i drzewa owocowe.
Usiadłam na ławce i okryłam się kocem, ponieważ słońce chyliło się już ku zachodowi i powiewał chłodny wiaterek.
Starałam się dokładnie zapamiętać każdą linijkę tekstu, każde zdanie.
"Michael zawołał mnie. Powiedział, że ma do mnie jakąś ważną sprawę. Posłusznie i z uśmiechem na twarzy podbiegłam do Mike'a, lecz on nie był taki szczęśliwy jak ja.
-Kochanie, czy coś się stało? - spytałam. Jeszcze nie widziałam go tak roztrzęsionego.
Oczy miał zalane łzami.
-Śmiesz mnie jeszcze pytać co się stało? - krzyknął drżącym głosem.
-Ale Mike, o co Ci chodzi? - spytałam.
-O co mi chodzi? Myślisz, że o niczym nie wiem? Jesteś ze mną tylko dla kasy! Ja Cię kocham, a ty co...?"
-Michael! - wrzasnęłam.
Dopiero po minucie uswiadomiłam sobie, że to tylko zły sen.
"Przecież ja nigdy bym tego nie zrobiła..."
Rozejrzałam się dookoła. Było już ciemno. Spojrzałam na zegarek. O Nie! Już 21.00! Michael pewnie chodzi wszędzie i mnie szuka!
Zabrałam koc i książkę i popędziłam w stronę domu.
-Michael?
Weszłam do mieszkania.
-Mikey jesteś tutaj?
Nikt się nie odzywał. Weszłam po schodach i już chciałam skręcić w stronę sypialni, kiedy usłyszałam czyjeś kroki. Cicho zeszłam z powrotem na dół. Drzwi były otwarte. Mieszkam tu chyba od tygodnia, ale nigdy tam nie byłam.
Poszłam przed siebie.
Drzwi były uchylone, więc się wślizgnęłam. Zeszłam po kilku stopniach i stanęłam na kamienne płytki.
Chyba zeszłam do jakiejś piwnicy. Ale chwila...Nie ma włącznika światła!
"No dobra, to jeszcze nie koniec świata..."
Znalazłam się w ciemności. Drzwi za mną zatrzasnęły się. Teraz nie widziałam kompletnie nic. Szłam niepewnie przed siebie i po omacku szukałam czegoś, byle czego, chociaż ściany. Musiałam się krecić w kółko, bo nie mogłam nic znaleźć. Znowu usłyszałam kroki za sobą. Odwróciłam się. Ale zapomniałam o jednym; było tak ciemno, że nic ani nikogo nie zobaczyłam.
-Hej kochanie - usłyszałam głos za sobą.
-AAAA! - wrzasnęłam a serce chyba mi stanęło. To Michael!
Światło od razu się zapaliło.
-Nie bój się mnie..Nie jestem chyba aż taki straszny... - powiedział Mike przerażony moim krzykiem.
Chciałam coś powiedzieć, ale przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Uśmiechnęłam się.
-Gdzie jesteśmy? - spytałam, gdy odzyskałam głos.
-To jest sala balowa.
-Aha...
-Skąd wiedziałaś gdzie jestem?
-Nie wiedziałam. Usłyszałam czyjeś kroki i postanowiłam sprawdzić kto to.
-Chciałem Ci zrobić niespodziankę...
-Och Mike...
-Mogę prosić panią do tańca?
-Oczywiście.. - odpowiedziałam, a Mike włączył pilotem muzykę.
Nie miałam zbyt odpowiedniego stroju do tańca; kolorowa bluzka, spodnie i jakiś stary sweter.
Piosenka była spokojna. Spojrzałam prosto w oczy Michaela, a ręce położyłam mu na ramionach. Powoli kołysaliśmy się.
Tańczyliśmy do późnej nocy. Aż straciliśmy siły. Mike wziął mnie na ręce, a ja od razu zasnęłam w jego ramionach. Zaniósł mnie do łóżka, przykrył kołdrą i położył się obok mnie...
czwartek, 16 kwietnia 2015
ROZDZIAŁ 14
Oczekiwanie na siostrę Michaela bardzo mi się dłużyło. Nie miałam pojęcia co mogę robić, lub czym zająć swoje myśli żeby zabić czas. Godziny mijały bardzo wolno, a ja dosłownie umierałam z nudów. Nagle spod bramy usłyszelismy krzyki jakiejś dziewczyny.
-Kto to? - spytałam, z nadzieją, że Mike wie kto to.
-Nie mam pojęcia...
Wymieniliśmy znaczące spojrzenia.
"Michael! Pamiętasz mnie? Wpuść mnie! To ja! Billie...A to Twoje dziecko...Michael nie zostawiaj nas tak!" - takie krzyki słyszeliśmy przez jakieś 15 minut. "Jakie dziecko?" myślałam przez cały czas.
Do bramy podjechała Rebbie. Rozmawiała chwilę z kobietą, która stała przed bramą. Rozmawiała z nią chwilę, podszedł ochroniarz coś jej powiedział i odeszła. Rebbie wjechała na posiadłość Mike'a. Wysiadła z samochodu i powędrowała w stronę drzwi. Zadzwoniła dzwonkiem, a ja z Michaelem ścigaliśmy się kto pierwszy dobiegnie do drzwi i je otworzy. Niestety Mike wygrał, ale tylko dlatego, że ja byłam w sukience.
-Biegaliście? - spytała, gdy ujrzała nas lekko zdyszanych.
-Nie... - odpowiedzieliśmy, udając, że nie wiemy o co chodzi.
-Wejdź.. - zaprosił siostrę Michael.
Rebbie weszła do hallu i rozebrała się.
-Napijesz się czegoś? - spytał Mike, gdy z Rebbie usiadłyśmy na kanapie.
-Możesz mi zrobić herbatę?
-A ty Jessie?
-Ja poproszę wodę.
-Już się robi..
Mike wyszedł z salonu i zapanowała cisza, która jednak nie trwała zbyt długo.
-Co tam u Ciebie? - zaczęła Rebbie.
-Dobrze, dziękuję.
Trochę dziwnie czułam się sama w jej towarzystwie, pewnie dlatego, że prawie jej nie znałam - spotkałam się z nią tylko raz w życiu a do tego ona była sławna, tak samo Michael, a zachowywali się tak jakby wcale nie byli sławni!
-Już jestem.. - powiedział uśmiechnięty Mike, kiedy wszedł do salonu z tacą z naszymi napojami.
Bardzo dużo rozmawialiśmy z Rebbie, śmieliśmy się i opowiadaliśmy żarty. Bardzo ją polubiłam i mam nadzieję, że ona mnie też...
Znowu krótki rozdział, ale dawno nic nie dodawałam, a trochę mi brakuje weny i mam strasznie dużo nauki...
-Kto to? - spytałam, z nadzieją, że Mike wie kto to.
-Nie mam pojęcia...
Wymieniliśmy znaczące spojrzenia.
"Michael! Pamiętasz mnie? Wpuść mnie! To ja! Billie...A to Twoje dziecko...Michael nie zostawiaj nas tak!" - takie krzyki słyszeliśmy przez jakieś 15 minut. "Jakie dziecko?" myślałam przez cały czas.
Do bramy podjechała Rebbie. Rozmawiała chwilę z kobietą, która stała przed bramą. Rozmawiała z nią chwilę, podszedł ochroniarz coś jej powiedział i odeszła. Rebbie wjechała na posiadłość Mike'a. Wysiadła z samochodu i powędrowała w stronę drzwi. Zadzwoniła dzwonkiem, a ja z Michaelem ścigaliśmy się kto pierwszy dobiegnie do drzwi i je otworzy. Niestety Mike wygrał, ale tylko dlatego, że ja byłam w sukience.
-Biegaliście? - spytała, gdy ujrzała nas lekko zdyszanych.
-Nie... - odpowiedzieliśmy, udając, że nie wiemy o co chodzi.
-Wejdź.. - zaprosił siostrę Michael.
Rebbie weszła do hallu i rozebrała się.
-Napijesz się czegoś? - spytał Mike, gdy z Rebbie usiadłyśmy na kanapie.
-Możesz mi zrobić herbatę?
-A ty Jessie?
-Ja poproszę wodę.
-Już się robi..
Mike wyszedł z salonu i zapanowała cisza, która jednak nie trwała zbyt długo.
-Co tam u Ciebie? - zaczęła Rebbie.
-Dobrze, dziękuję.
Trochę dziwnie czułam się sama w jej towarzystwie, pewnie dlatego, że prawie jej nie znałam - spotkałam się z nią tylko raz w życiu a do tego ona była sławna, tak samo Michael, a zachowywali się tak jakby wcale nie byli sławni!
-Już jestem.. - powiedział uśmiechnięty Mike, kiedy wszedł do salonu z tacą z naszymi napojami.
Bardzo dużo rozmawialiśmy z Rebbie, śmieliśmy się i opowiadaliśmy żarty. Bardzo ją polubiłam i mam nadzieję, że ona mnie też...
Znowu krótki rozdział, ale dawno nic nie dodawałam, a trochę mi brakuje weny i mam strasznie dużo nauki...
piątek, 10 kwietnia 2015
ROZDZIAŁ 13
Następnego dnia obudziłam się wypoczęta i gotowa do działania. A dokładniej to obudził mnie Michael.
-Wstawaj kochanie.... - szepnął mi do ucha.
-Gdzie ja jestem?.... -spytała zaspanym głosem - O boże... Neverland...
-Coś się stało? - spytał Mike trochę zdziwiony.
-Nie, nie. Tylko zapomniałam, że wczoraj tu z Tobą przyjechałam...
-Aaa.... Idziesz na śniadanie?
-Tak, już schodzę.
Mój ukochany widocznie wstał wcześniej, bo gdy się obudziłam siedział na łóżku w szlafroku i czekał na mnie.
Mike podszedł do mnie i wziął mnie na ręce i zabrał po schodach na dół, do jadalni. Na stole czekało już jedzenie, a były to gofry z bitą śmietaną i truskawkami.
-Mniam... - mruknęłam do siebie.
-Smacznego - powiedział uśmiechnięty Król.
Zabrałam się do jedzenia, kiedy Mikey spytał mnie:
-Co byś chciała dziś robić?
-Nie mam pojęcia...
-Pójdziemy na zakupy?
-Okay.
-Hm...Nie masz nic przeciwko żeby wpadła dziś wieczorem do nas Rebbie?
-Nie.
-Ok, to przyjedzie ok. 17.00. Chciała cię bliżej poznać.
-Ok...
Dokończyliśmy śniadanie, ubraliśmy się i pojechaliśmy na miasto.Najpierw Mike zabrał mnie do centrum handlowego, gdzie oczywiście spotkaliśmy wielu ludzi, wśród których nie zabrakło fanów mojego chłopaka. Wielu z nich prosiło o autograf lub wspólne zdjęcie. W pewnym momencie do Króla podeszła mała dziewczynka, miała około 7 lat. Mikey kucnął obok niej i spytał jak ma na imię. "Lily" odpowiedziała mała. "Michael, dasz mi swój autograf?" spytała, a Mike wziął od niej długopis i podpisał się na kartce.
-Lily, chodź tu! - krzyknęła cicho z tłumu mama dziewczynki.
Lily podeszła posłusznie do mamy i odeszła. Mikey podpisał jeszcze kilka kartek i plakatów i zabrał mnie do jakiegoś sklepu z ciuchami. Zaczął przebierać rożne ubrania.
-Szukasz czegoś szczególnego? - spytałam, udając, że przeglądam jeansy. Wcale mnie to nie interesowało.
-Taa... Jakiejś ładnej sukienki...
-Sukienki? - spytałam. Po co mu sukienka?
-Tak, dla Ciebie.
-Dla mnie? A to jakaś okazja?..
-Wieczorem przyjeżdża Rebbie, więc chcę żebyś pięknie wyglądała.
-Hmm...Weź rozmiar większą... - powiedziałam ciszej, gdy Mike pokazał mi jedną z wybranych przez siebie sukienek. Pokazał mi też kilka innych kreacji, które wybrał całkiem sam.
-Większą? Przecież ta jest na Ciebie o dwa rozmiary za duża!
-Michael, nie zmieszczę się...
-Zobaczymy, przymierzaj. - powiedział stanowczo i zabrał mnie do przebieralni.
Weszłam do środka, zasłoniłam zasłonę i zaczęłam się rozbierać. Kątem oka spojrzałam na lustro. "Ohh...Jak ja nienawidzę siebie..." te słowa od razu pojawiły się w mojej głowie i popsuły mi humor. Sukienka, którą podał mi Michael okazała się dobra.
-Mówiłem? - powiedział zadowolony, kiedy wyszłam z przebieralni.
-Taa... - rzuciłam obojętnie.
-Co jest?
-Nic...Przepraszam..
-Hey! Co się stało, że tak szybko popsuł Ci się humor? - spytał. Wiedziałam, że to zauważy, jednak chciałam to ukryć.
Chciałam powiedzieć co naprawdę się stało, jednak bałam się, że gdy mu powiem to od razu ze mną zerwie. Przez dłuższa chwilę milczałam.
-Powiesz mi co się stało?
-Jestem za gruba... - rzuciłam obojętnie i bez zastanowienia.
-Haha.....CO? Ty? Gruba? Jess, błagam cię...
-Mikey, nie rozumiesz...
-Nie rozumiem... Jesteś szczupła, masz piękne nogi brzuch... - kłamał. Nogi może jeszcze jakieś miałam, ale nie brzuch. Irytowała mnie odstająca oponka.
-Eh...nie jest mi łatwo o tym mówić...
-Jess?
-Mam ogromne kompleksy...A to wszystko przez to, że kilka osób powiedziało mi, że jestem gruba..Kolega z klasy, moja mama...Zresztą ona mówi mi to prawie codziennie...
-Jessy, ja...Przykro mi z tego powodu...
-Przyzwyczaiłam się....
-Ale nie możesz się przyzwyczaić do obelg... To nie może tak być...
Nic nie odpowiedziałam. Wybuchnęłam cichym, stłumionym płaczem. Michael przytulił mnie, a jego rękaw po chwili zrobił się mokry.
-No już dobrze, uśmiechnij się - wymusiłam uśmiech - Wracamy do wybierania Ci sukienki?
-Ok..
-Która najbardziej Ci się podoba?
-Ta - wskazałam na jasnoniebieską, miętową sukienkę, leżącą na beżowej pufie koło lustra.
Mike wziął koszyk i spakował ją, a resztę sukienek odniósł na ich miejsca.
Kiedy doszliśmy do kasy, wyjęłam portfel i chciałam zapłacić, jednak Michael mnie wyprzedził i podał kasjerce swoją kartę kredytową.
-Michael... - szepnęłam.
Jednak mój ukochany nie zwrócił na mnie uwagi.
Po krótkim czasie jechaliśmy samochodem do posiadłości Michaela. Nie mogłam się doczekać wieczornego spotkania z Rebbie....
-Wstawaj kochanie.... - szepnął mi do ucha.
-Gdzie ja jestem?.... -spytała zaspanym głosem - O boże... Neverland...
-Coś się stało? - spytał Mike trochę zdziwiony.
-Nie, nie. Tylko zapomniałam, że wczoraj tu z Tobą przyjechałam...
-Aaa.... Idziesz na śniadanie?
-Tak, już schodzę.
Mój ukochany widocznie wstał wcześniej, bo gdy się obudziłam siedział na łóżku w szlafroku i czekał na mnie.
Mike podszedł do mnie i wziął mnie na ręce i zabrał po schodach na dół, do jadalni. Na stole czekało już jedzenie, a były to gofry z bitą śmietaną i truskawkami.
-Mniam... - mruknęłam do siebie.
-Smacznego - powiedział uśmiechnięty Król.
Zabrałam się do jedzenia, kiedy Mikey spytał mnie:
-Co byś chciała dziś robić?
-Nie mam pojęcia...
-Pójdziemy na zakupy?
-Okay.
-Hm...Nie masz nic przeciwko żeby wpadła dziś wieczorem do nas Rebbie?
-Nie.
-Ok, to przyjedzie ok. 17.00. Chciała cię bliżej poznać.
-Ok...
Dokończyliśmy śniadanie, ubraliśmy się i pojechaliśmy na miasto.Najpierw Mike zabrał mnie do centrum handlowego, gdzie oczywiście spotkaliśmy wielu ludzi, wśród których nie zabrakło fanów mojego chłopaka. Wielu z nich prosiło o autograf lub wspólne zdjęcie. W pewnym momencie do Króla podeszła mała dziewczynka, miała około 7 lat. Mikey kucnął obok niej i spytał jak ma na imię. "Lily" odpowiedziała mała. "Michael, dasz mi swój autograf?" spytała, a Mike wziął od niej długopis i podpisał się na kartce.
-Lily, chodź tu! - krzyknęła cicho z tłumu mama dziewczynki.
Lily podeszła posłusznie do mamy i odeszła. Mikey podpisał jeszcze kilka kartek i plakatów i zabrał mnie do jakiegoś sklepu z ciuchami. Zaczął przebierać rożne ubrania.
-Szukasz czegoś szczególnego? - spytałam, udając, że przeglądam jeansy. Wcale mnie to nie interesowało.
-Taa... Jakiejś ładnej sukienki...
-Sukienki? - spytałam. Po co mu sukienka?
-Tak, dla Ciebie.
-Dla mnie? A to jakaś okazja?..
-Wieczorem przyjeżdża Rebbie, więc chcę żebyś pięknie wyglądała.
-Hmm...Weź rozmiar większą... - powiedziałam ciszej, gdy Mike pokazał mi jedną z wybranych przez siebie sukienek. Pokazał mi też kilka innych kreacji, które wybrał całkiem sam.
-Większą? Przecież ta jest na Ciebie o dwa rozmiary za duża!
-Michael, nie zmieszczę się...
-Zobaczymy, przymierzaj. - powiedział stanowczo i zabrał mnie do przebieralni.
Weszłam do środka, zasłoniłam zasłonę i zaczęłam się rozbierać. Kątem oka spojrzałam na lustro. "Ohh...Jak ja nienawidzę siebie..." te słowa od razu pojawiły się w mojej głowie i popsuły mi humor. Sukienka, którą podał mi Michael okazała się dobra.
-Mówiłem? - powiedział zadowolony, kiedy wyszłam z przebieralni.
-Taa... - rzuciłam obojętnie.
-Co jest?
-Nic...Przepraszam..
-Hey! Co się stało, że tak szybko popsuł Ci się humor? - spytał. Wiedziałam, że to zauważy, jednak chciałam to ukryć.
Chciałam powiedzieć co naprawdę się stało, jednak bałam się, że gdy mu powiem to od razu ze mną zerwie. Przez dłuższa chwilę milczałam.
-Powiesz mi co się stało?
-Jestem za gruba... - rzuciłam obojętnie i bez zastanowienia.
-Haha.....CO? Ty? Gruba? Jess, błagam cię...
-Mikey, nie rozumiesz...
-Nie rozumiem... Jesteś szczupła, masz piękne nogi brzuch... - kłamał. Nogi może jeszcze jakieś miałam, ale nie brzuch. Irytowała mnie odstająca oponka.
-Eh...nie jest mi łatwo o tym mówić...
-Jess?
-Mam ogromne kompleksy...A to wszystko przez to, że kilka osób powiedziało mi, że jestem gruba..Kolega z klasy, moja mama...Zresztą ona mówi mi to prawie codziennie...
-Jessy, ja...Przykro mi z tego powodu...
-Przyzwyczaiłam się....
-Ale nie możesz się przyzwyczaić do obelg... To nie może tak być...
Nic nie odpowiedziałam. Wybuchnęłam cichym, stłumionym płaczem. Michael przytulił mnie, a jego rękaw po chwili zrobił się mokry.
-No już dobrze, uśmiechnij się - wymusiłam uśmiech - Wracamy do wybierania Ci sukienki?
-Ok..
-Która najbardziej Ci się podoba?
-Ta - wskazałam na jasnoniebieską, miętową sukienkę, leżącą na beżowej pufie koło lustra.
Mike wziął koszyk i spakował ją, a resztę sukienek odniósł na ich miejsca.
Kiedy doszliśmy do kasy, wyjęłam portfel i chciałam zapłacić, jednak Michael mnie wyprzedził i podał kasjerce swoją kartę kredytową.
-Michael... - szepnęłam.
Jednak mój ukochany nie zwrócił na mnie uwagi.
Po krótkim czasie jechaliśmy samochodem do posiadłości Michaela. Nie mogłam się doczekać wieczornego spotkania z Rebbie....
czwartek, 2 kwietnia 2015
ROZDZIAŁ 12
Michael zaprowadził mnie do swojego prywatnego kina.
-Co by chciała pani obejrzeć? - spytał Mike
-A co pan proponuje? - spytałam podobnym głosem.
-Piotrusia Pana..
-Okay.
Michael wsadził płytę do DVD i po chwili razem siedzieliśmy na wygodnych fotelach i oglądaliśmy bajkę. Wiele razy to oglądałam, jednak teraz potrafiłam się bardziej skupić na sensie i przekazie bajki. W towarzystwie Michaela wiele rzeczy wychodziło mi lepiej.
Po dłuższym czasie film dobiegł końca. Wyszliśmy z sali.
-Chcesz iść na nocny spacer? - usłyszałam głos Michaela.
Lekko kiwnęłam głową, co miało oznaczać, że się zgadzam.
Zaszliśmy do hallu bo buty, mój płaszcz i kurtkę Michaela. Na początku nie chciałam brać, bo uznałam, że na dworze jest ciepło, ale gdy wyszłam nie żałowałam, że posłuchałam Michaela.
-Mikey, gdzie idziemy? - spytałam, gdy w ciemnościach tkwiliśmy jakieś 5 minut. Jednak Mike szedł przed siebie i wiedziałam, że wie gdzie idzie.
-Zobaczysz... - odpowiedział tajemniczo.
Chyba doszliśmy na miejsce bo Michael się zatrzymał. Omackiem szukał czegoś po ścianie. Po chwili zapalił światło. Byliśmy z ZOO.
-W dzień wygląda trochę lepiej, bo zwierzęta są na zewnątrz, ale chyba nie jest źle...
-Jest pięknie - powiedziałam zachwycona i podeszłam do słonicy z małym słoniątkiem.
-Przyszła na świat dwa dni temu... - powiedział Mike, gdy zbliżyłam się do małego stworzenia.
-A jak się nazywa?
-Jeszcze nic nie wymyśliłem...
-A jak nazywa się matka?
-Melanie.
-Może małą nazwiesz Wandy?
-Dobry pomysł - odpowiedział wyraźnie uradowany moim pomysłem.
Spacerowała po ZOO co chwilę zatrzymując się przy jakimś zwierzęciu i pytając Michaela o coś co dotyczyło zwierząt. Znał się na tym bardzo dobrze. Gdy obeszłam dokładnie całe ZOO Michael spytał:
-Chcesz iść do domu czy jeszcze pospacerować?
-Chyba pójdę już spać, bo jestem strasznie zmęczona.
-Okay..
Złapaliśmy się za ręce i poszliśmy w stronę światła. Zmieniliśmy buty, zdjęliśmy płaszcze i powędrowaliśmy po schodach do sypialni. Położyłam się na ciepłym łóżku obok Króla i zaczęłam rozmyślać....
Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale zabrakło mi weny, a przed świętami chciałam jeszcze coś dodać. Kolejny rozdział pojawi się dopiero w czwartek, 9 kwietnia :( Ale mam nadzieję, że wytrzymacie :)
-Co by chciała pani obejrzeć? - spytał Mike
-A co pan proponuje? - spytałam podobnym głosem.
-Piotrusia Pana..
-Okay.
Michael wsadził płytę do DVD i po chwili razem siedzieliśmy na wygodnych fotelach i oglądaliśmy bajkę. Wiele razy to oglądałam, jednak teraz potrafiłam się bardziej skupić na sensie i przekazie bajki. W towarzystwie Michaela wiele rzeczy wychodziło mi lepiej.
Po dłuższym czasie film dobiegł końca. Wyszliśmy z sali.
-Chcesz iść na nocny spacer? - usłyszałam głos Michaela.
Lekko kiwnęłam głową, co miało oznaczać, że się zgadzam.
Zaszliśmy do hallu bo buty, mój płaszcz i kurtkę Michaela. Na początku nie chciałam brać, bo uznałam, że na dworze jest ciepło, ale gdy wyszłam nie żałowałam, że posłuchałam Michaela.
-Mikey, gdzie idziemy? - spytałam, gdy w ciemnościach tkwiliśmy jakieś 5 minut. Jednak Mike szedł przed siebie i wiedziałam, że wie gdzie idzie.
-Zobaczysz... - odpowiedział tajemniczo.
Chyba doszliśmy na miejsce bo Michael się zatrzymał. Omackiem szukał czegoś po ścianie. Po chwili zapalił światło. Byliśmy z ZOO.
-W dzień wygląda trochę lepiej, bo zwierzęta są na zewnątrz, ale chyba nie jest źle...
-Jest pięknie - powiedziałam zachwycona i podeszłam do słonicy z małym słoniątkiem.
-Przyszła na świat dwa dni temu... - powiedział Mike, gdy zbliżyłam się do małego stworzenia.
-A jak się nazywa?
-Jeszcze nic nie wymyśliłem...
-A jak nazywa się matka?
-Melanie.
-Może małą nazwiesz Wandy?
-Dobry pomysł - odpowiedział wyraźnie uradowany moim pomysłem.
Spacerowała po ZOO co chwilę zatrzymując się przy jakimś zwierzęciu i pytając Michaela o coś co dotyczyło zwierząt. Znał się na tym bardzo dobrze. Gdy obeszłam dokładnie całe ZOO Michael spytał:
-Chcesz iść do domu czy jeszcze pospacerować?
-Chyba pójdę już spać, bo jestem strasznie zmęczona.
-Okay..
Złapaliśmy się za ręce i poszliśmy w stronę światła. Zmieniliśmy buty, zdjęliśmy płaszcze i powędrowaliśmy po schodach do sypialni. Położyłam się na ciepłym łóżku obok Króla i zaczęłam rozmyślać....
Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale zabrakło mi weny, a przed świętami chciałam jeszcze coś dodać. Kolejny rozdział pojawi się dopiero w czwartek, 9 kwietnia :( Ale mam nadzieję, że wytrzymacie :)
środa, 1 kwietnia 2015
ROZDZIAŁ 11
Rodzice Michaela mieszkali dosyć daleko od Nibylandii, jednak droga
wcale nam się nie dłużyła.Cały czas rozmawialiśmy i śmieliśmy się, więc
nawet nie zauważyłam kiedy dojechaliśmy na miejsce. Gdy wysiadłam z
samochodu ujrzałam wielką bramę z napisem Neverland. Michael złapał mnie
za rękę i poprowadził w głąb swojej posiadłości. Zanim doszliśmy do
domu, mijaliśmy gokarty, prywatne ZOO Michaela, kolejkę górską i wiele
innych atrakcji. Po chwili staliśmy przed dosyć sporymi, przeszklonymi
drzwiami.
-Panie przodem - powiedział Michael, a ja nacisnęłam na klamkę.
Powoli weszłam do środka. Po prawo i lewo były schody, a prosto wejście do salonu. Gdy weszłam do środka, ujrzałam duży drewniany stół i krzesła wykonane z tego samego materiału. Nad nami zwisał piękny, złoty żyrandol zdobiony drobnymi diamentami.Staliśmy na kolorowym dywanie, a pod nim była drewniana podłoga, wykonana starym stylem, ale jednak nowa. Na lewej ścianie znajdował się kominek. Ściany były białe, a wszystkie ich kanty ozdabiały drewniane ozdoby. Przed nami znajdowało się ogromne okno na prawie całą ścianę z śnieżnobiała zasłoną.
-I jak? - spytał mnie uradowany Michael.
-Jak w prawdziwej Nibylandii...
-Wiedziałem, że Ci się spodoba... A chcesz coś jeszcze zobaczyć?
-Okay... - Mike pociągnął mnie za rękę.
Zabrał mnie do bawialni.
-Patrz, tu są wszystkie zabawki... Tu jest... - energicznie oprowadzał mnie po dosyć dużym pomieszczeniu i pokazywał gdzie co się znajduje.
-A może chcesz coś do picia? - spytał po jakimś czasie.
-Nie, dziękuję..
-A chcesz lody z bitą śmietaną?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Mike porwał mnie do kuchni.
Chwilę później staliśmy przed blatem szafek i jedliśmy lody truskawkowe z bitą śmietaną. Zawsze uwielbiałam takie połączenie smaków, jednak w obecności Michaela wszystko nabierało lepszego smaku.
-Chyba się ubrudziłaś... - szepnął Mike.
-Ooo, gdzie? - zapytałam.
-Tu... powiedział po czym namiętnie mnie pocałował. Powoli i zmysłowo zatapiałam się w jego ustach, które dotykały moich delikatnie. Przez chwilę zakręciło mi się w głowie.
-Jessy, wszystko w porządku? - spytał, gdy zobaczył, że zrobiłam się blada.
-Tak..
-Na pewno?
-Jasne...
-Nie wiedziałem, że komuś może się zrobić słabo od pocałunku...
-A pomyślałeś, że to pocałunek z Królem?
-Ale przecież jestem Twoim chłopakiem... - Mike lekko się zaczerwienił.
-Tylko się z Tobą droczę... - odpowiedziałam zadowolona z siebie i złożyłam całusa na jego policzku.
-Dzień dobry panie Ja... - powiedziała gosposia Michaela, kiedy weszła do kuchni.
-Dzień dobry pani Madeline - odpowiedział Michael tak, jakby nic nie zobaczyła.
-To ja może przyjdę później... - powiedziała niepewnie kobieta w podeszłym wieku.
-Nie ma takiej potrzeby.. My już ciekamy... - powiedział Mike, wziął mnie za rękę i zaprowadził do ogrodu. Podał mi swój pucharek z lodami i wdrapał się na jedno z rosnących tam drzew. Następnie zabrał ode mnie dwa pucharki i tym razem to ja właziłam na drzewo. Po chili siedzieliśmy już tam razem.
-Nieźle Ci idzie wspinanie się po drzewach... Ale jestem bardzo ciekawy jak poradzisz sobie z tym... - i pokazał na mały "park linowy".
-Bardzo dobrze sobie poradzę... - nie byłam tego do końca pewna, jednak chciałam się popisać przed Michaelem.
-To zaczynamy - postawił nasze lody na jednej z gałęzi drzew.
"Start!" krzyknął Mike i podbiegliśmy do dwóch różnych torów. Na początku Michaelowi udało się mnie trochę wyprzedzić, jednak gdy zawisł na linie, gdy próbował zrobić "skok Tarzana" zdobyłam sporą przewagę.
-I jak Ci idzie mądralo? - spytałam kiedy skończyłam. Byłam przekonana, że Mike jest dużo w tyle.
-Mądralo? - wyszedł zza moich pleców i spytał z lekką ironią w głosie.
-Mikey? Ej! Jak ty?... Przecież ty byłeś dopiero tam... - i wskazałam na miejsce, gdzie ostatni raz go widziałam.
Dopiero teraz ujrzałam "tajne przejście".
-Hej! Oszukiwałeś! - krzyknęłam.
-Wcale nie... - Mike pękał ze śmiechu kiedy ja odkrywałam jego "tajne przejście".
-Wcale tak!
-Wcale nie!
-To nie fair!
-Dlaczego? Przecież to Ty mogłaś wybrać tą trasę... - powiedział nadal pękając ze śmiechu.
-Ale.. Och, ja Ci się odwdzięczę, zobaczysz!
-Obiecałaś mi to już u Ciebie w domu...
-I dotrzymam słowa...
-Dobra nie kłóćmy się już. Chodźmy do domu, bo już późno...
Faktycznie. Było już około 20.00. Przez zabawę całkowicie straciłam poczucie czasu. Michael złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę domu.
-Co chcesz robić? - spytał mój chłopak, gdy byliśmy już w środku.
-Nie wiem...
-Mam pomysł!
-Jaki? - spytała zaciekawiona.
-Zobaczysz. Ale najpierw idź się wykąpać...
-Ok. Ale... Gdzie są moje rzeczy?
-O nie! Zapomniałem je przynieść z hallu! Zaczekaj tu, ja zaraz będę - Mike wybiegł, a ja poszłam do salonu. Zaczęłam "zwiedzać" to pomieszczenie. Powoli spacerowałam i dokładnie oglądałam wszystkie zakątki. W wielu miejscach stały zdjęcia Michaela i jego rodzeństwa, a na ścianach wisiały oprawione w ramkę rysunki Króla.
-Pięknie rysujesz.. - powiedział, gdy Mike wrócił z moimi rzeczami.
-Dziękuję... - odezwał się zaczerwieniony - Chodź, pokażę Ci gdzie jest łazienka.
Poszłam za nim. Wchodziliśmy po schodach i często skręcaliśmy.
-To tu - powiedział, gdy doszliśmy na miejsce.
Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Wyjęłam z torby piżamę, rozebrałam się i weszłam do wanny. Nalałam wodę i zrobiłam dużo piany.
Gdy już byłam gotowa, wyszłam z łazienki i poszłam przed siebie. Szłam po ciemku, bo słońce już zaszło.
-Michael? - spytałam, gdy usłyszałam kroki za sobą, jednak nikt się nie odezwał.
Szłam przed siebie z duszą na ramieniu.
-Michel? - powtórzyłam pytanie. Nadal nikt się nie odzywał.
-Buu! - krzyknął Michael i dźgnął mnie palcami w plecy.
-Aaa! - wrzasnęłam, a Mike zwijał się ze śmiechu - Michael!
-Co? - spytał jakby nie wiedział o co mi chodzi.
Lekko pchnęłam go łokciem w bok, złapałam za rękę i poszliśmy na dół
-A zaraz zobaczysz, co dla Ciebie przygotowałem...
-Panie przodem - powiedział Michael, a ja nacisnęłam na klamkę.
Powoli weszłam do środka. Po prawo i lewo były schody, a prosto wejście do salonu. Gdy weszłam do środka, ujrzałam duży drewniany stół i krzesła wykonane z tego samego materiału. Nad nami zwisał piękny, złoty żyrandol zdobiony drobnymi diamentami.Staliśmy na kolorowym dywanie, a pod nim była drewniana podłoga, wykonana starym stylem, ale jednak nowa. Na lewej ścianie znajdował się kominek. Ściany były białe, a wszystkie ich kanty ozdabiały drewniane ozdoby. Przed nami znajdowało się ogromne okno na prawie całą ścianę z śnieżnobiała zasłoną.
-I jak? - spytał mnie uradowany Michael.
-Jak w prawdziwej Nibylandii...
-Wiedziałem, że Ci się spodoba... A chcesz coś jeszcze zobaczyć?
-Okay... - Mike pociągnął mnie za rękę.
Zabrał mnie do bawialni.
-Patrz, tu są wszystkie zabawki... Tu jest... - energicznie oprowadzał mnie po dosyć dużym pomieszczeniu i pokazywał gdzie co się znajduje.
-A może chcesz coś do picia? - spytał po jakimś czasie.
-Nie, dziękuję..
-A chcesz lody z bitą śmietaną?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Mike porwał mnie do kuchni.
Chwilę później staliśmy przed blatem szafek i jedliśmy lody truskawkowe z bitą śmietaną. Zawsze uwielbiałam takie połączenie smaków, jednak w obecności Michaela wszystko nabierało lepszego smaku.
-Chyba się ubrudziłaś... - szepnął Mike.
-Ooo, gdzie? - zapytałam.
-Tu... powiedział po czym namiętnie mnie pocałował. Powoli i zmysłowo zatapiałam się w jego ustach, które dotykały moich delikatnie. Przez chwilę zakręciło mi się w głowie.
-Jessy, wszystko w porządku? - spytał, gdy zobaczył, że zrobiłam się blada.
-Tak..
-Na pewno?
-Jasne...
-Nie wiedziałem, że komuś może się zrobić słabo od pocałunku...
-A pomyślałeś, że to pocałunek z Królem?
-Ale przecież jestem Twoim chłopakiem... - Mike lekko się zaczerwienił.
-Tylko się z Tobą droczę... - odpowiedziałam zadowolona z siebie i złożyłam całusa na jego policzku.
-Dzień dobry panie Ja... - powiedziała gosposia Michaela, kiedy weszła do kuchni.
-Dzień dobry pani Madeline - odpowiedział Michael tak, jakby nic nie zobaczyła.
-To ja może przyjdę później... - powiedziała niepewnie kobieta w podeszłym wieku.
-Nie ma takiej potrzeby.. My już ciekamy... - powiedział Mike, wziął mnie za rękę i zaprowadził do ogrodu. Podał mi swój pucharek z lodami i wdrapał się na jedno z rosnących tam drzew. Następnie zabrał ode mnie dwa pucharki i tym razem to ja właziłam na drzewo. Po chili siedzieliśmy już tam razem.
-Nieźle Ci idzie wspinanie się po drzewach... Ale jestem bardzo ciekawy jak poradzisz sobie z tym... - i pokazał na mały "park linowy".
-Bardzo dobrze sobie poradzę... - nie byłam tego do końca pewna, jednak chciałam się popisać przed Michaelem.
-To zaczynamy - postawił nasze lody na jednej z gałęzi drzew.
"Start!" krzyknął Mike i podbiegliśmy do dwóch różnych torów. Na początku Michaelowi udało się mnie trochę wyprzedzić, jednak gdy zawisł na linie, gdy próbował zrobić "skok Tarzana" zdobyłam sporą przewagę.
-I jak Ci idzie mądralo? - spytałam kiedy skończyłam. Byłam przekonana, że Mike jest dużo w tyle.
-Mądralo? - wyszedł zza moich pleców i spytał z lekką ironią w głosie.
-Mikey? Ej! Jak ty?... Przecież ty byłeś dopiero tam... - i wskazałam na miejsce, gdzie ostatni raz go widziałam.
Dopiero teraz ujrzałam "tajne przejście".
-Hej! Oszukiwałeś! - krzyknęłam.
-Wcale nie... - Mike pękał ze śmiechu kiedy ja odkrywałam jego "tajne przejście".
-Wcale tak!
-Wcale nie!
-To nie fair!
-Dlaczego? Przecież to Ty mogłaś wybrać tą trasę... - powiedział nadal pękając ze śmiechu.
-Ale.. Och, ja Ci się odwdzięczę, zobaczysz!
-Obiecałaś mi to już u Ciebie w domu...
-I dotrzymam słowa...
-Dobra nie kłóćmy się już. Chodźmy do domu, bo już późno...
Faktycznie. Było już około 20.00. Przez zabawę całkowicie straciłam poczucie czasu. Michael złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę domu.
-Co chcesz robić? - spytał mój chłopak, gdy byliśmy już w środku.
-Nie wiem...
-Mam pomysł!
-Jaki? - spytała zaciekawiona.
-Zobaczysz. Ale najpierw idź się wykąpać...
-Ok. Ale... Gdzie są moje rzeczy?
-O nie! Zapomniałem je przynieść z hallu! Zaczekaj tu, ja zaraz będę - Mike wybiegł, a ja poszłam do salonu. Zaczęłam "zwiedzać" to pomieszczenie. Powoli spacerowałam i dokładnie oglądałam wszystkie zakątki. W wielu miejscach stały zdjęcia Michaela i jego rodzeństwa, a na ścianach wisiały oprawione w ramkę rysunki Króla.
-Pięknie rysujesz.. - powiedział, gdy Mike wrócił z moimi rzeczami.
-Dziękuję... - odezwał się zaczerwieniony - Chodź, pokażę Ci gdzie jest łazienka.
Poszłam za nim. Wchodziliśmy po schodach i często skręcaliśmy.
-To tu - powiedział, gdy doszliśmy na miejsce.
Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Wyjęłam z torby piżamę, rozebrałam się i weszłam do wanny. Nalałam wodę i zrobiłam dużo piany.
Gdy już byłam gotowa, wyszłam z łazienki i poszłam przed siebie. Szłam po ciemku, bo słońce już zaszło.
-Michael? - spytałam, gdy usłyszałam kroki za sobą, jednak nikt się nie odezwał.
Szłam przed siebie z duszą na ramieniu.
-Michel? - powtórzyłam pytanie. Nadal nikt się nie odzywał.
-Buu! - krzyknął Michael i dźgnął mnie palcami w plecy.
-Aaa! - wrzasnęłam, a Mike zwijał się ze śmiechu - Michael!
-Co? - spytał jakby nie wiedział o co mi chodzi.
Lekko pchnęłam go łokciem w bok, złapałam za rękę i poszliśmy na dół
-A zaraz zobaczysz, co dla Ciebie przygotowałem...
Subskrybuj:
Posty (Atom)