Da miesiące później, było już Boże Narodzenie. Nie nosiłam już żadnego gipsu, nie miałam siniaków, jednak rany na udach, brzuchu i nadgarstkach (w sumie to na całym ciele) nie chciały się goić. Były bardzo głębokie, i za każdym razem, gdy niechcący ich dotknęłam, czułam okropny ból.
To miały być moje pierwsze święta poza domem, bez śniegu, z Michaelem...
Zaprosiliśmy moich rodziców, którzy na początku nie chcieli się zgodzi, ale udało nam się ich przekonać. Rodziców Michaela nawet nie próbowaliśmy zapraszać, z powodu innego wyznania. Podobnie z jego rodzeństwem.
Moi rodzice przyjechali wcześniej, więc z mamą zabrałyśmy się za przygotowywanie jedzenia. Michael, tata i Hubert zabrali się za sprzątanie domu, chociaż i tak nie było chyba nic do sprzątania. Po wcześniejszych "przygodach" ciężko mi było cokolwiek cięższego robić, bo niezagojone rany okropnie dawały się we znaki. Podobnie było z Michaelem. Moi rodzice musieli nas wyręczać w niektórych rzeczach. Razem z mamą przygotowałyśmy 12 tradycyjnych, wigilijnych potraw i trochę deserów i ciast na kolejne dwa dni świąt.
-Jessy, a co to jest na Twoim palcu?... - spytała mama patrząc na serdeczny palec u mojej ręki.
-Eee....mamo..chciałam z tobą o tym porozmawiać..Michael...oświadczył mi się...
-Jessy, gratuluję! - mama uścisnęła mnie mocno.
Reakcja mamy mnie zdziwiła. Myślałam, że będzie mi robić jakieś wyrzuty czy pretensje, bo przecież nie lubi Michaela, ale jak widać, chyba zmieniła o nim zdanie...
-A wy...już to robiliście?... - mama spytała po dłuższej chwili ciszy.
-Mamo!
-No co? Chyba mam prawo wiedzieć? - uśmiechnęła się i puściła do mnie oko.
-O, cześć kochanie - powiedziałam, gdy Michael wszedł.
-Cześć księżniczko - cmoknął mnie w czoło - Coś pomóc?
-Mamo?
-Nie, chyba na razie nie. Gdybyś tylko mógł powiedzieć Hubertowi i Sebastianowi żeby się już szykowali? Kolacja niedługo będzie gotowa.. - mama uśmiechnęła się do Michaela - Ty Jessy też możesz się już szykować..
-Nie będę Ci już potrzebna?
-Nie, idź już..
Posłusznie wyszłam z kuchni i powędrowałam do garderoby.
"Co by tu wybrać..." - odezwał się głos w mojej głowie.
W rogu szafy ujrzałam czarną sukienkę z białą wstążkową kokardką w pasie. Jej dekolt zdobił cienki, czarny, prześwitujący materiał. Wyjęłam ją i założyłam na siebie. Następnie uczesałam się, lekko umalowałam i zeszłam na dół. Słyszałam jak Michael i Hubert się z czegoś śmieją, a moi rodzice rozmawiają.
-O, Jessy. Dobrze, że już jesteś. Miałam po ciebie iść...No dobrze, zaczynajmy już..
Zajęliśmy swoje miejsca przy stole.
-Ojcze nasz... - zaczęliśmy chórem.
Po skończonej modlitwie wzięliśmy opłatek i złożyliśmy sobie życzenia.
-Jessy, życzę Ci - zaczął Michael, gdy do niego podeszłam - wszystkiego najlepszego, zdrowia, żebyś nie miała już tak niebezpiecznych przygód... - uśmiechnął się i spojrzał na mnie - i wszystkiego co sobie życzysz...
-A ja tobie życzę hmm... - kurczę, co ja mam mu życzyć? - Zdrowia, spełnienia marzeń, i czego tam chcesz...
Usiedliśmy do kolacji. Świąteczny karp smakował lepiej niż zwykle. Świetna, świąteczna atmosfera, nic nie mogło jej teraz zepsuć...
-Jessy, co ty masz na nogach?... - spytała moja mama odkładając widelec - Znowu to robisz?
-Nie, mamo... - spojrzałam na nogi. Sukienka mi się obsunęła i od razu ją poprawiłam zakrywając rany - Ja...
Pobladłam i spojrzałam znacząco na Michaela.
"Co ja mam jej teraz powiedzieć? Przecież nie powiem im o illuminati..." odezwał się głosik w mojej głowie.
-Ja i Jessy mieliśmy wypadek... - powiedział Michael niepewnie.
-Jaki wypadek? - spytał tata patrząc na nas.
-No..ee...samochodowy... - odpowiedziałam, a Mike spojrzał na mnie. Nie lubiłam kłamać i wiem, że Mikey też tego nie lubi, ale teraz nie było wyjścia.
-I co ci takiego się na tym wypadku stało, ze masz takie rany? - spytała sarkastycznie mama.
-No bo...my uderzyliśmy w drzewo...i...szyba pękła...i...jej kawałki wbiły mi się w nogi... - czułam jak serce podchodzi mi do gardła.
Spojrzałam na Michaela, a on na mnie. Poczułam jak swoim spojrzeniem mówi mi, że idzie mi ok.
-Jessy, twój chłopak to Michael Jackson, napisaliby o tym w gazecie! - zobaczyłam, jak żyła pulsuje na czole mamy.
Nie przewidziałam tego. Ale niech szybko skończy ten temat, bo czuję, jak coś mnie ściska za żołądek...
Znów spojrzałam na Mikiego.
"Co robić?" pomyślałam, z nadzieją, że istnieje jakaś magia i nagle potrafię się porozumiewać telepatycznie.
-Bo...to był taki wypadek...i Michael od razu zadzwonił po swojego przyjaciela, który jest lekarzem...i on nas stamtąd zabrał...i opatrzył... - wycedziłam.
-Aha... - burknęli razem rodzice tak, jakby chcieli powiedzieć "Ta jasne, i tak wiem, że było inaczej".
Po chwili wszyscy już o tym zapomnieli i reszta kolacji minęła spokojnie.
Jednak najbardziej podobał mi się "koncert" Michaela, kiedy to zaśpiewał nam kilka pięknych, mniej znanych kolęd.
****************
Następnego dnia obudził mnie krzyk mojego brata ("prezenty, prezenty, wstawajcie!"). Jak na swój wiek 14 lat zachowywał się czasem jak 5-letnie dziecko. Razem z Michaelem zeszliśmy zaspani na dół, gdzie zastaliśmy Huberta rozpakowującego swoje prezenty i moich rodziców na kanapie pijących kawę.
-Cześć - przywitałam się.
-Cześć - odpowiedzieli.
Podeszłam do choinki i stanęłam przed moim bratem i uśmiechnęłam się.
-No co? - spojrzał na mnie z dołu.
-Nic, głuptasie - uśmiechnęłam się.
-Jak chcesz wiedzieć mądralo, tam jest coś dla ciebie - wskazał na małą paczuszkę pod choinką.
Podeszłam do niej, zdarłam papier i ujrzałam małe, czarne pudełeczko.W środku znajdował się komplet drogiej, złoto-diamentowej biżuterii. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Michaela, a on odwzajemnił uśmiech.
Po mnie cała reszta zabrała się do rozpakowywania swoich prezentów.
Podoba się? Bo moim zdaniem w porównaniu do poprzednich rozdziałów ten nie jest dobry :(. 9 czerwca jadę na wycieczkę, ale postaram się jeszcze znaleźć czas, aby coś napisać :)
A tak na marginesie; wszystkiego najlepszego wszystkim mamom z okazji ich święta :)
Daliście coś swoim mamom? Ja jeszcze nie, ale dam różę :)
Pierwsza! :D notka cudowna. Ach te kłamstwa xD Sama bym czegoś takiego nie wymyśliła xD
OdpowiedzUsuńBoże Narodzenie... Przypomniała mi się atmosfera... Taka magiczna *.* ten prezent- wprost cudowny. :D
Chciałabym widzieć miny rodziców Jessy, gdy opowiadała o "wypadku samochodowym" XD
Czekam i życzę weny!
ps: u mnie nowa :)
http://whoisit1.blogspot.com/?m=1
dziękuję *.* zaraz zajrzę do Ciebie :)
OdpowiedzUsuńU mnie nowa :)
OdpowiedzUsuńhttp://whoisit1.blogspot.com/?m=1